Festiwal
L'Eté Photographique de Lectoure
20 lipca - 25 sierpnia 2013.
Lectoure, Francja
EXPOSITIONS
Renaud Auguste-Dormeuil et Guillaume Herbaut
Emanuela Meloni
Annette Merkenthaler
Pierre-Lin Renié
Bruce Wrighton
Deux générations d’avant-garde
de la photographie polonaise:
Jerzy Lewczyński
Les amis de Lewczyński : Beksiński, Schlabs, Piasecki
Agnieszka Polska
Tadeusz Rolke
Nicolas Grospierre
Józef Robakowski
Fotografia polska w Lectoure
Korespondencja Bogdana Konopki
Poważniejsze prezentacje polskiej fotografii we Francji zdarzają się nieczęsto. Młodsze pokolenie artystów uzbrojone w nowoczesny sprzęt i środki komunikacji ma dziś do dyspozycji zupełnie inną, indywidualną siłę ponadnarodowego przebicia; natomiast twórcy, którym lata świetności przypadły na czas izolacji za żelazną kurtyną, właściwie nie istnieją na tutejszej scenie.
Nie wiem jakim cudownym zbiegiem okoliczności François Saint Pierre, dyrektor festiwalu L'Eté Photographique de Lectoure, postanowił poświęcić sporą cześć przestrzeni wystawienniczej właśnie tym bezbronnym – bo w większości zmarłym – artystom.
Historia sztuki pisze się bowiem coraz pośpieszniej, na gorąco. Raz zapisane rozdziały z trudem poddają się modyfikacji, czego najlepszym przykładem może być fotograficzna spuścizna Witkacego, która jeszcze 25 lat temu wywoływala powszechną konsternację wśród znawców. Fotografia czeska miała swojego ambasadora w osobie Anny Farovej a dziś jest nim Vladimir Birgus, artystom z Litwy bardzo pomógł Lucien Clergue, natomiast "Wielka Dama Polskiej Fotografii" Urszula Czartoryska odeszła od nas zbyt wcześnie nie dokończywszy tak pięknie rozpoczętej przecież misji. Po jej śmierci – czyli po roku 1998 – przez lata (poza kilkoma małymi wyjątkami) nikomu nie udało się wypełnić tej pustki.
Dopiero przed dwoma laty na targach Paris Photo pojawiła się jaskółka nadziei w postaci galerii Asymetria i Fundacji Archeologia Fotografii, które zjawiły się tu z ofertą promocji i sprzedaży artystów polskich w ujęciu historycznym. Ta ich paryska przygoda trwa do dziś. To chyba nie przypadek, że Patrick Komorowski (przez pewien okres ściśle związany z galerią Asymetria, a dziś
w Warszawie prowadzący własną galerię Pola Magnetyczne) został mianowany przez F. St. Pierre'a komisarzem wystawy Jerzy Lewczyński i jego przyjaciele. Patrick (co dość istotne) urodził się we Francji w polskiej rodzinie, a co za tym idzie otrzymał dwukulturowe wychowanie i edukację. Z wykształcenia jest historykiem sztuki, miłośnikiem i znawcą polskiej fotografii II połowy XX wieku. Jestem głęboko przekonany, że wiedziony swym spolaryzowanym instynktem umieścił w centrum ekspozycji nie Beksińskiego, nie Schlabsa czy Piaseckiego* a właśnie Jerzego Lewczyńskiego. Najwyraźniej miał przeczucie (albo też świadomość), że to właśnie na tego artystę publiczność zareaguje najszybciej i najpełniej. I rzeczywiscie: gdyby nie fakt, iż prace pochodziły z kolekcji Muzeum w Gliwicach, cześć z nich mogłaby być sprzedana na pniu.
W roku 1958 Bronisław Schlabs pisał w liście do Lewczyńskiego: "...Wystrzegaj się fotograficzności. To największe niebezpieczeństwo fotografii artystycznej...". Tu, w Lectoure, to właśnie twórczość Schlabsa często była odczytywana jako nazbyt formalna. A stało się tak ponieważ Jerzy Lewczyński to nade wszystko lekkość przekazu ale też specyficzne, bardzo osobiste acz dość uniwersalne poczucie humoru. Nie dawał się więc z niczym (co wydawałoby się znane) ani do nikogo porównać; można było tylko podziwiać. Lewczyński w koncepcji Patrick'a Komorowskiego miał grać rolę katalizatora wzbudzającego ciekawość i otwierającego drogę ku pozostałym artystom. Była to strategia mądra i wbrew pozorom w najmniejszym stopniu nie umniejszająca artystycznych dokonań pozostałej trójki. Stało sie tak też za sprawą wspaniale zrealizowanej scenografii w formie pełnego uskoków i prześwitów labiryntu. W tej konstrukcji bez wyraźnie narzuconego początku i końca czegokolwiek, przepływało się i gubiło między autorami niemal jak na stronach albumu rodzinnego. Realizatorem tej zaprawdę niebanalnej scenografii był Patrice Bittendibel.
W innej części dawnej Hali Targowej znalazły swe miejsce dwa cykle** Tadeusza Rolke: dość dobrze znany Tu byliśmy oraz nieznany mi reportaż z wizyty Niemców z RFN w obozie koncentracyjnym Auschwitz z roku 1967. Ten drugi zestaw pokazano w niewielkim formacie, ułożony w czymś na kształt muzealnych gablot –tak jak się prezentuje dokumenty historyczne. W tej formie zdjęcia Tadeusza trzeba było oglądać z pochyloną głową, ze wzrokiem skierowanym ku ziemi… Pokora i wyciszenie przy ich oglądzie narzucały się same i nie wiem już, czy to zbieg okoliczności czy (znowu) siła scenografii? Tutaj było naprawdę cicho ale w tej ciszy bardzo wiele się działo. Tadeusz Rolke był obecny na Festiwalu i mimo słusznego wieku jako jedyny artysta nie wstydził pokazać się publicznie ze swoim aparatem analogowym – można go było nawet spotkać ze statywem, bo akurat odkrył coś godnego uwiecznienia. A na odbywającej się pod dającym cień platanem konferencji, w atmosferze gęstej od młodości i powagi twórczej, potrafił powiedzieć: "… kiedy będę w niebie – a na pewno pojdę do nieba – to nie będę się rozliczał z prac, które zrobiłem. Będę się tłumaczył z fotografii, których nie wykonałem…". Dziękuję Tadeuszu, prościej już się nie da.
W niewielkiej salce na tyłach Hali Targowej odbywały się ciepło postrzegane projekcje filmowe Agnieszki Polskiej. Szkoda tylko, że w warstwie językowej skazano Francuzów na angielski i polski.
Tuż obok, w wypełnionej do ostatniego miejsca sali kinowej, odbył się pokaz filmów Józefa Robakowskiego. Bardzo byłem ciekaw, jak jego filmy działają w kinowym formacie. Nie wiem do końca z jakich powodów szczególnie film Hommage a Breżniew rozłaził się, wibrował pikselami i nabierał kolorów - stał się ledwie czytelny. Niemniej ten właśnie film oraz Rynek z 1970 roku na długo zapadną w pamięć tutejszej publiczności.
Ostatnim akcentem polskości w Lectoure był pokaz instalacji Nicolasa Grospierre Zdjęcie które rośnie poświęconej Tadeuszowi Sumińskiemu oraz Tarattarrattat projekcja synchroniczna zrealizowana w Palazzo Dona w Wenecji w 2010 roku. Tarrattarrattat jest błyskotliwie zrealizowanym popisem sprawności intelektualnej autora oraz niemal nieograniczonych możliwości wytwarzania iluzji na współczesnym sprzęcie elektronicznym. Równolegle wyświetlane lustrzane przechadzki po pałacowym labiryncie wiodą wprawdzie różnymi drogami ale konsekwentnie i nieodmiennie doprowadzają i kończą się na osobie ich autora.
L’expérimentation. La dimension humaniste.
Tegoroczne L'Eté Photographique de Lectoure nie było jednak tylko i wyłącznie zogniskowane wokół fotografii polskiej. Tematem zasadniczym był eksperyment, doświadczenie na obrzeżach i pogranicza fotografii i w tę część wpisali się wszyscy nasi artyści z wyjątkiem Tadeusza Rolke. Drugim wątkiem była tak zwana fotografia humanistyczna (lub jak kto woli – społeczna) nakierowana na życie i los człowieka.
Najjaśniejszą gwiazdą był tutaj zmarły w wieku zaledwie 38 lat (1950/1988) Amerykanin Bruce Wrighton, który fotografował kamerą wielkoformatową 8x10 cala swoje najbliższe otoczenie w Binghamton w stanie Nowy York. Wystawa nosi tytuł At home, years of Reagan, a składają się na nią oryginalne kopie stykowe z epoki, zrealizowane na barwnym papierze Kodaka. Jak się można domyślać, fotografa zapewne nie stać było na powiększenia; niemniej to, co pozostało w miniaturach, świadczy o wielkiej kulturze kadru, wyczuciu koloru a co najważniejsze o wrażliwości człowieka na otaczający go świat. Ani jedno zdjęcie nie zostało zrobione dalej niż rzut kamieniem od domu artysty ale każde z nich obdarzone zostało rzadko spotykaną mocą sprawczą o takiej sile rażenia, jaką posiadać może tylko najzwyklejsza prawda o zwykłej codzienności…
Guillame Herbaut jest nieodległym w czasie laureatem francuskiej nagrody Prix Niepce za swoje zdjęcia wykonane w Czernobylu. Przedmiotem jego twórczych zainteresowań jest wyłącznie dokument. Nie są to jednak obrazy aktualności – fotograf przy tym był dzisiaj – lecz szerzej rozumiane świadectwa namysłu nad współczesnymi problemami świata, jego dość czarno widzianej przeszłości i niemniej ponuro rysującej się przyszłości. Słowem obrazy zrobione tuż przed lub już po katastrofie.
W tej samej tematyce znalazła się jeszcze młodziutka studentka z Arles, Włoszka z urodzenia Emanuela Meloni. Przedstawiła serię fotografii poświeconą górnikom, którzy spędzają w ciemności przeciętnie 57600 godzin swego życia w trakcie 30 lat pracy pod ziemią.
Dopełnieniem dla polskich fotografów eksperymentujących były trzy jeszcze prezentacje. Pierre-Lin Renié od 2004 roku codziennie fotografuje niebo nad swą głową i ziemię wokół stóp swoich. Zaślubia w pary wybrany przez siebie obraz nieba (najczęściej chmury) z wybranym obrazem przedmiotów zalegających powierznię globu. Fotografie te łączy jedynie konkretna data i twórczy gest ich autora.
Niemiecka artystka Anette Merkenthaler zrealizowała specjalnie dla potrzeb festiwalu trzy instalacje. Wszystkie one traktują o przemijaniu, rozkładzie i przemianie materii w tym także fotograficznej. Jedno ze zdjęć (odbitkę) umieściła w fontannie i poddała je ciągłemu działaniu zimnej, źródlanej wody. Kolejne zdjęcie dosłownie spoczęło w czymś na ksztalt otwartego grobu, w nasłonecznionym do granic wytrzymałości ogrodzie tutejszego Centre d'art et photographie.
Renaud Auguste-Dormeuil nie fotografuje w ogóle. W swej pracy posługuje się gotowcami w postaci dokumentów, gazet, obrazami z internetu itp. Nie interesuje go tak naprawdę stwarzanie obrazu ni pierwotne znaczenie, jakie ktoś mu przypisał. Chodzi mu o prześlizgnięcie obrazu w pole sztuki za pomocą wszystkich dostępnych artyście sztuczek i pomysłów. Jego działania bywają tyleż radykalne co zaskakujące ale też i oczyszczające z ponurej powagi lub niestrawnej glupoty współczesnych medialnych ikon.
Program festiwalu został tak stworzony, że trudno byłoby wyciągnąć jakieś daleko idące wnioski. Z pewnością młodzi polscy artyści, jak Agnieszka Polska czy Nicolas Grospierre, to już twórcy dużego kalibru, bez kompleksów posługujący się współczesnymi formami wizualnymi. Używają wyrafinowanego języka ale ich intencje pozostają jasne i czytelne. Z kolei nasi "weterani", z których część pośmiertnie debiutowała na francuskiej ziemi, okazują się być równie atrakcyjni współcześnie, a może nawet bardziej niż mogłoby się komuś przyśnić. Tyle że ich spuściźnie trzeba pomóc, czyli – brzydko mówiąc – wskrzesić ją. Wszak nasze dziedzictwo to nie tylko tych kilka nazwisk, które udało się w tym roku przemycić do Lectoure…
Bogdan Konopka
Paryż 10.VIII.2013
* Fotografie tych artystów pochodzą z kolekcji Cezarego Pieczyńskiego
** Współkomisarzem (wraz Patrickiem Komorowskim) była Gunia Nowik
Zobacz też:
Copyright © 1997-2024 Marek Grygiel / Copyright for www edition © 1997-2024 Zeta-Media Inc.