Żywa Galeria. Łódzki progresywny ruch artystyczny 1969-1992. Tom I (1969-1981).
Łódzki Dom Kultury - Galeria FF, Łódź 2000.
Wstęp pt. "Łódzki progresywny ruch artystyczny" napisał Józef Robakowski.

 

 

Sztuka historii sztuki

 

JAK WIADOMO z ogólnie znanej mądrości ludowej "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia". Ta prawda sprawdza się także w przypadku historii sztuki, w której kształtowaniu ważną rolę odgrywa... geografia. To właśnie geografię należy obok preferencji artystycznych zaliczyć w poczet najistotniejszych czynników decydujących o pracy historyka sztuki. Prozaiczny problem odległości może mieć więc wpływ na ogląd badanego zjawiska, inaczej bowiem pisze się w Nowym Jorku czy Paryżu, a jeszcze inaczej w Poznaniu, Łodzi czy Warszawie. Inną sprawą jest jak się pisze i o czym, i czy można napisać rzetelną pracę o środowisku łódzkim spoglądając na nie z perspektywy Warszawy lub dajmy na to Poznania?

Pytanie o "geografię historii sztuki" można zaklasyfikować jako pochodną pytania o "geografię sztuki" w ogóle. Istnienie podobnego problemu warto mieć w pamięci podczas lektury omawianej książki. Otóż "Żywa Galeria..." jest swoistą odpowiedzią na propozycje Poznaniaka, Piotra Piotrowskiego, "autora fałszywej Dekady", by użyć sformułowania Robakowskiego, oraz Jarosława Kozłowskiego, kuratora krakowskiej wystawy pt. "Lekkość rzeczy"*. Propozycje obu autorów dotyczą spojrzenia na sztukę dosyć szczególnego okresu, a mianowicie czasów PRL, w przypadku "Dekady" ze szczególnym uwzględnieniem epoki Gierka.

Warta krótkiego opisu jest zwłaszcza książeczka profesora Piotrowskiego pt. "Dekada"**, której niewielkie rozmiary są odwrotnie proporcjonalne do burzy, jaką wywołała. Za "sukces" Piotrowskiego należy uznać fakt, że nawet po dziesięciu latach, jakie upłynęły od jej wydania, powoduje ona żywe reakcje u osób zainteresowanych. Tekst Piotrowskiego o następującym podtytule: "O syndromie lat siedemdziesiątych, kulturze artystycznej, krytyce, sztuce - wybiórczo i subiektywnie" - jest w rzeczy samej wyjątkowo nieprecyzyjną diagnozą sztuki lat 70tych, i to właśnie ten brak precyzji oraz panoszący się i podszyty ironią subiektywizm pragnie "Żywa Galeria" zweryfikować. Zbożny cel, jaki postawił sobie Robakowski, został moim zdaniem osiągnięty. Z ogłoszeniem zupełnego triumfu należy jednak poczekać do czasu wydania drugiego tomu, który będąc kontynuacją pierwszego obejmie swoim zasięgiem lata osiemdziesiąte. Drugi tom stanowić będzie swego rodzaju dowód na żywotność tendencji rozwijających się właśnie w 'dekadzie gierkowskiej', a zapoczątkowanych dużo wcześniej. Czekając na to niezbędne uzupełnienie można się jedynie zastanawiać na ile zespołowi pod kierownictwem Robakowskiego uda się stworzyć coś nowego względem wydanego przed ponad dziesięcioma laty "PST!"***.

Robakowski, jako artysta aktywnie działający w opisywanym przez siebie środowisku, zabierając się do redagowania "Żywej Galerii..." musiał liczyć się z niebezpiecznym brakiem dystansu. Udało mu się jednak 'wziąć sprawy w swoje ręce' i nie stracić niezbędnego dla pracy historyka obiektywizmu. Można jedynie przypuszczać, że gdyby Piotrowski podczas pisania "Dekady" miał pod ręką "Żywą Galerię...", to albo by ona w ogóle nie powstała, albo miałaby zupełnie inny charakter. A może właśnie by powstała i byłaby jeszcze bardziej krytyczna? Tyle, że wówczas jej odbiór byłby zupełnie inny.

- - -

Abstrahując od toczącego się sporu o sztukę trzeba przyznać, że "Żywa Galeria..." to przede wszystkim bardzo dobrze wydana książka. Przejrzyste podziały, atrakcyjny układ graficzny, wysoka jakość druku i papieru oraz widoczne zacięcie artystyczne redaktorów usprawiedliwiają w moich oczach jej wysoką cenę (70zł). Podobnie z zawartością merytoryczną - na prawie 350 stronach formatu A4 udało się zmieścić najważniejsze teksty teoretyczne i krytyczne, dokumentację działań artystycznych oraz imponującą bibliografię. Stanowi to niezaprzeczalną zaletę publikacji i nadaje jej z miejsca charakter pozycji źródłowej. Nie wyobrażam sobie by "Żywą Galerię..." można było pominąć w przyszłych opracowaniach sztuki lat 70tych.

Na osobną uwagę zasługuje zgromadzony materiał ikonograficzny. Obok dziesiątek zdjęć umieszczono kadry z filmów, a także szkice, notatki oraz projekty autorskie działań i prac artystycznych. Niektóre prace są bardziej znane, inne mniej, to co się rzuca w oczy to ich ilość oraz fakt, że po raz pierwszy udało się je zgromadzić w jednej obszernej pozycji.

Kwestią dyskusyjną może wydać się postronnemu obserwatorowi sprawa granic tytułowego "łódzkiego ruchu progresywnego". Z uwagi, właśnie na wspomnianą geografię artystyczną niemożliwością jest wykreślić precyzyjne granice między Łodzią a resztą artystycznej Polski. Wydaje się, że autorom książki udało się znaleźć zadowalające rozwiązanie tego dosyć szczególnego problemu. Artyści prezentowani w "Żywej Galerii...", podobnie jak autorzy tekstów krytycznych wydają się dzielić, obok podobnych poglądów na sztukę, pogląd, że "Łódź to pewien stan umysłu" - bo chyba to miał na myśli Józef Robakowski wskazując jako korzenie "łódzkiego ruchu progresywnego" miejscową awangardę. Awangardę, która swymi korzeniami sięga hen aż w dwudziestolecie międzywojenne.

Na zakończenie pragnę wyrazić żal i nadzieję jednocześnie. Żal, że jedynie środowisko łódzkie doczekało się do tej pory równie atrakcyjnego formalnie co wyczerpującego merytorycznie opracowania. Nadzieję, że niewielu czytelników omawianej książki da się nabrać otwierającemu książkę mottu: "Sztuka to potęga!". Sztuka żadną potęgą nie jest, sztuka jest słaba i w gruncie rzeczy bezsilna, a na to by ze sztuki stała się fragmentem historii sztuki trzeba talentu organizatorskiego (nie wspominając o artystycznym) i siły woli Józefa Robakowskiego.

Adam Mazur

* "Lekkość rzeczy" wystawa, Bunkier Sztuki, Kraków, 1997
**Piotr Piotrowski "Dekada", Wydawnictwo Obserwator, Poznań, 1991
*** Józef Robakowski "PST! - Sygnia nowej sztuki", Wydawnictwo Akademii Ruchu, Warszawa, 1989

 

 

Zobacz też: