World Press Photo i Polska Fotografia Prasowa
Między sztuką a przypadkiem
Fotoreportaż podzielić można na dwie odrębne kategorie. Z jednej strony jest to sztuka "łowienia obrazów" ilustrujących wydarzenia z pierwszych stron gazet, która w dużej mierze oparta jest na przypadku - autor zdjęcia musi znaleźć się w odpowiednim miejscu, by w odpowiednim momencie nacisnąć spust migawki. Z drugiej zaś strony fotoreportaż to umiejętność opowiedzenia prostej, często banalnej historii w sposób ciekawy, niezwykły, i, last but not least, osobisty. Niewiele tu przypadku, a zdecydowanie więcej miejsca na uważną obserwację i stopniowe zbliżanie się do tematu. O istnieniu tego zasadniczego podziału może przekonać się każdy odwiedzając dwie wystawy fotografii prasowej prezentowane obecnie w Warszawie w PKiN (World Press Photo - WPP) i w siedzibie ZPAF (Polska Fotografia Prasowa - PFP).
Wybierając się na WPP 2002 należy przygotować się, jak zwykle zresztą, na dużą dawkę przemocy okraszonej efektownymi pracami z kategorii "nauka i technika", "natura i środowisko". Tegoroczny pokaz prac nagrodzonych przez jury WPP po raz pierwszy ma miejsce w PKiN. Niestety, sala im. Kisiela jest jeszcze mniejsza od dwóch skromnych i wiecznie zatłoczonych pomieszczeń oferowanych przez Zachętę. Zdjęcia powieszono na specjalnych tablicach, których jest trochę zbyt wiele jak na tak niewielką przestrzeń, ale jakość prac z pewnością wynagradza ścisk panujący na wystawie. Uwagę przykuwają przede wszystkim nagrodzone zdjęcia Erika Refnera z Afganistanu, drastyczny reportaż z Palestyny autorstwa kolejnego Duńczyka, Jana Grarupa, oraz migawki Jamesa Nachtweya, Richarda Drew oraz Davida Surowieckiego, zrobione 11 września w Nowym Jorku. W tym kontekście cieszą nagrody dla fotografów rezygnujących z epatowania przemocą, np. Włocha Francesco Zizoli, który konsekwentnie dokumentuje Afrykę - w tym roku w jej zmaganiach z presją wywieraną na lokalne kultury przez Zachód.
Fotografie zostały rozmieszczone w pewnym dość przemyślanym porządku. Pierwszym zdjęciem, jakie rzuca się w oczy nie jest bynajmniej reprodukowana masowo praca zwycięzcy konkursu, Erika Refnera, lecz zdobywczyni nagrody głównej jury dziecięcego autorstwa Norwega Aleksandra Nordahla. "Trzy siostry", bo taki tytuł ma ta otwierająca wystawę fotografia, jest bogatsza wizualnie i mniej przygnębiająca od pracy Refnera, choć dotyczy tego samego tematu - losu uciekinierów z ogarniętego wojną Afganistanu. Po drugiej stronie wolno stojącej tablicy wisi bulwersujące zdjęcie ofiary zamieszek antyglobalistycznych w Genui autorstwa Antoine Serra, a w kącie sali zgromadzono dokumentację dramatu nowojorskiego września. Poruszając się w głąb sali widz przechodzi przez kolejne kręgi piekła, na końcu jednak oczekuje go wytchnienie w postaci wspomnianych wyżej prac z kategorii "naukowych" i "ekologicznych" w tym kolorowe ryby i zdjęcie ciemnoskórego rybaka z żabą gigantem w dłoni. Na zamykającej przestrzeń ekspozycji antresoli pokazywane są tchnące nadzieją prace wybrane przez dziecięce jury. Z antresoli można spojrzeć w dół, i objąć wzrokiem całość wystawy. Przy wyjściu z sali zawieszono olbrzymie lustro, w którym bezradny wobec wszystkich sfotografowanych tragedii widz może spojrzeć sobie w twarz.
Fotografie, które zwyciężyły oba pokazy (WPP, PFP) i otrzymały tytuł "zdjęcia roku" przedstawiają, co ciekawe, ten sam motyw - przygotowania i pogrzeb dziecka zmarłego z wycieńczenia w jednym z obozów dla uchodźców w Afganistanie. O ile skomponowane centralnie, czarno-białe zdjęcie Erika Refnera przedstawia wyjęty z historycznego kontekstu moment zakrycia zwłok całunem, o tyle kolorowe zdjęcie Łukasza Trzcińskiego, niekwestionowanego zwycięzcy polskiego konkursu, pokazuje afgańską rodzinę już w trakcie składania nieboszczyka do grobu. Porównując oba zwycięskie zdjęcia, ale także prace nagrodzone podczas poprzednich edycji obu konkursów, można dojść do wniosku, że jurorzy WPP premiują obrazy tzw. "uniwersalne" (ew. "przekazujące humanistyczne treści"), czyli przemawiające w podobny sposób do emocji publiczności we wszystkich zakątkach świata. Obrazy z WPP są zrozumiałe, bo nie wymagają bezwzględnej znajomości kontekstu historycznego, kulturowego i społecznego sfotografowanych wydarzeń.
W porównaniu z WPP fotografie pokazane na konkursowej wystawie Polskiej Fotografii Prasowej (PFP) są mocno, może aż nadto, związane z naszym polskim tu i teraz. Krótki komentarz wprowadzający do lektury zdjęć nie razi w przypadku znakomitych prac takich mistrzów jak wspomniany już Trzciński (w ZPAF-ie można obejrzeć aż trzy jego reportaże z Afganistanu), Robert Kowalewski ("Bal") czy Robert Krzanowski ("Nie tacy blokersi"). Natomiast pewne obawy budzi eksponowanie portretów rodzimej śmietanki polityczno-kulturalno-sportowej. Wątpliwe, by sprawnie wykonane od strony technicznej fotografie przedstawiające np. O. Łukaszewicza, czy uchwyconego w locie A. Małysza (praca pod znaczącym tytułem "Leć Adam. Leć") miały cokolwiek wspólnego ze sztuką. Prac, które kwalifikowałyby się do nieistniejącej kategorii "Dobre, bo polskie" znaleźć można na wystawie więcej.
Organizatorzy konkursu PFP wprawdzie wiele pomysłów przejęli od WPP, ale nadal nie nauczyli się sztuki aranżacji przestrzeni, o czym świadczą zapchane zdjęciami ściany i pusty środek sal ZPAF. Oddzielną sprawą jest jakość i forma prezentowanych prac - plastikowe tablice, na których prezentowane są plastikowe wydruki w większości nie przekraczające skromnego formatu 15x25cm sprawiają, że zdjęcia niejednokrotnie lepiej prezentują się "w oryginale", czyli w prasie, niż na wystawie. O pracach znanych publiczności z profesjonalnie przygotowanej ekspozycji lepiej nie wspominać (np. tragiczna jakość prezentacji doskonałego materiału Tomasza Tomaszewskiego, pokazywanego w ubiegłym roku w Zachęcie). Poziom ekspozycji musi wywoływać sprzeciw w kontekście niekończących się bojów toczonych przez ZPAF o podniesienie jakości technicznej prac fotografów, ale to już zupełnie inna historia.
Adam Mazur
Copyright © 1997-2024 Marek Grygiel / Copyright for www edition © 1997-2024 Zeta-Media Inc.
20 - 06 - 02