Amerykanów portret własny
Urszula Usakowska-Wolff
Urodzony 15 maja 1923 roku Richard Avedon jest od ponad pół wieku fotografem, w którego nowojorskim studio tłoczą się piękni, możni i wpływowi medialnego, politycznego i artystycznego świat(k)a. Był przyjacielem, współpracownikiem i fotografem Jamesa Baldwina, Trumana Capote, Andy Warhola; robił zdjęcia Jackie Kennedy w Białym Domu, był także autorem ostatniego zdjęcia Charlie Chaplina przed jego definitywnym wyjazdem z Ameryki do Europy. Fotografował mniej lub bardziej skąpo odziane piękności dla kalendarza Pirelli. Był ulubionym fotografem Marylin Monroe i Elisabeth Taylor a także Audrey Hepburn. W latach pięćdziesiątych zatrudniony został jako ekspert podczas realizacji filmu Funny Face, w którym Fred Astaire wcielił się w rolę słynnego fotografa mody i odkrył Audrey Hepburn jako modelkę swego życia. Modelką jego życia była natomiast młodsza od niego o rok siostra Louise, niezwykła, ciemnowłosa piękność o smukłym nosie, alabastrowej twarzy i doskonałej figurze, która na skutek cielesnej doskonałości popadła w ciężką chorobę psychiczną i zmarła w wieku 40 lat. Tak więc modelki, które odkrywał i fotografował na początku swojej kariery, były uderzająco podobne do uwielbianej siostry. Na początku swojej kariery młody fotograf odkrył jednak przede wszystkim uroki bycia Amerykaninem w Paryżu zaś Paryż odkrył talent młodego Amerykanina, który w 1945 roku, w wieku niespełna 22 lat i już wówczas jedna z coraz jaśniej błyszczących gwiazd obiektywu, zamieniająca przemijające kreacje Haute Couture w - jak się później okazało - nieprzemijające foto kreacje artystyczne, które zamieszczał w renomowanym magazynie "Harper's Bazaar", wyruszył na podbój miasta nad Sekwaną. Z amerykańską pomocą francuska stolica mody miała znowu stać się metropolią mody światowej: bo to, co kunsztownie zaprojektowane i wytwornie uszyte, musiało być także odpowiednio zaprezentowane, czyli niebanalnie sfotografowane i na gładkich stronach eleganckich magazynów kusząco pokazane, aby zostało przez bogate damy międzynarodowej High Society nabyte. Mimo że jego zdjęcia adresowane były do przedstawicielek towarzysko-finansowego establishmentu, to zdemokratyzowały świat mniej lub bardziej szykownych i wysmakowanych kreacji. Dzięki niemu modelki, odziane w drogie szaty, przestały być bezdusznymi i martwymi manekinami: to już nie suknia zdobiła kobiety, lecz kobiety zdobiły suknie ciałem, wdziękiem, gestem i uczuciem.
Cyrk mody i kosmetycznej urody
Modelki Avedona śmiały się, tańczyły, malowniczo mokły na deszczu, obejmowały dwunożnych i czteronożnych atletów, jak na słynnym biało-czarnym zdjęciu Dovima i słonie z paryskiego Cirque d'Hiver (1955 r.), na którym drobna, piękna i ciemnowłosa kobieta w klasycznej "małej" choć nieco dłuższej "czarnej", opasana białą szarfą z kokardą, swoimi długimi, białymi dłońmi panuje nad parą cwałującymi słoni. Ruch i swoboda tego zdjęcia są jednak pozorne, bo cyrkowe słonie są wytresowane i przykute za nogę do łańcucha, zaś modelka, spętana szarfą i obcisłą suknią Diora, to niewolnica dyktatu mody, sprawiającego, że w wielkie kreacje mogą być odziane jedynie kobiety o małych gabarytach: to symbol kreacji i kreatury, kultury, czyli ujarzmionej natury, cyrk mody na bazarze próżności i kosmetycznej urody. Jego głównym animatorem był Richard Avedon, który fotografię mody wzniósł na artystyczne wyżyny, co z kolei spowodowało, że zaczął rychło osiągać zarobkowe kominy. U konkurenta "Haarper'sa", we francuskim magazynie "Vogue", został w 1966 roku naczelnym fotografem, pierwszym fotografem o milionowym wynagrodzeniu. Być może dlatego, że, jak niedawno wyznał hamburskiemu miesięcznikowi "art": Moich prac nie traktuję jako "zdjęć mody", ale jako obserwacje kobiet w sukniach.
Mustrujące spojrzenie na istnienie
Kobiety w sukniach fascynowały go do najmłodszych lat, jego ojciec, Jacob Israel Avedon, był bowiem właścicielem sklepu z konfekcją damską w rodzinnym Nowym Yorku, w którym na początku dwudziestego wieku osiadł pochodzący z Rosji dziadek Richarda. Rodzinny dom przyszłego fotografa zdominowany był przez kobiety: Jak szpieg z innego kraju obserwowałem moją matkę, moje siostry i moją starszą kuzynkę. Bezpośrednio odczuwałem, jakie wysiłki one ponosiły, żeby podobać się mężczyznom, jakie znaczenie przykładały do tego, żeby wyglądać ładnie, imponować właściwym kapeluszem, fryzurą lub szminką. Napięcie, które towarzyszyło przygotowaniom do ich występów, było dla mnie tajemnicze i kuszące. Niezwykle podziwiałem dzielność, z którą wystawiały się na mustrujące spojrzenia. Jednak osobą, z którą najbardziej się identyfikował, podziwiał i której ambicji zawodowych nie spełnił, mimo że to właśnie ona przyczyniła się do kariery przyszłego fotografa, był właśnie ojciec, któremu poświęcił wstrząsającą i bulwersującą serię zdjęć, dokumentującą ostatnie chwile jego życia. Cykl pod tytułem Jacob Israel Avedon, pokazywany w 1974 roku w Museum of Modern Art w Nowym Yorku, bezpośrednio po śmierci ojca, zaś w 1994 roku na retrospektywie Evidance w Muzeum Ludwiga w Kolonii i w ubiegłym roku w Niemieckim Centrum Fotografii w Berlinie, wywołał w pierwszej chwili niezrozumienie i wzburzenie wielu krytyków, zarzucających Avedonowi brak respektu wobec śmierci, wzniecanie tanich sensacji i wystawiania tego najbardziej intymnego i drastycznego momentu końca ludzkiego życia na widok publiczny. Krytycy widocznie nie potrafili sobie wyobrazić, że fotografowanie może być także aktem współczucia. Obecnie ten cykl zaliczany jest do moich najlepszych zdjęć. Głębiej nie zajmowałem się nigdy żadnym innym tematem. Mój ojciec jest moim jedynym vis-ŕ-vis, któremu przyglądałem się przez wiele lat. Jego życie było nieustanną walką. Miał bardzo ciężkie dzieciństwo, wychowywał się w sierocińcu. Po emigracji z Rosji do Stanów Zjednoczonych jego ojciec porzucił rodzinę. Te lęki bytowe udzielały się nam, dzieciom. Mnie nauczył przede wszystkim odpowiedzialności. Od czasów mojego dzieciństwa, od czasów wielkiego kryzysu gospodarczego, czuję się zobowiązany do pomagania i opiekowania się moją rodziną. Mój ojciec bardzo pragnął, żebym został handlowcem. Ale również jako artysta nigdy nie mógłbym prowadzić życia bohemy: przyjmowanie zleceń komercyjnych było dla mnie zawsze oczywistością. Zdjęciami, które wystawiam lub publikuję w książkach, nie mógłbym opłacić mojego studia nawet przez jeden miesiąc.
Wydobywać z cienia ludzkie cierpienia
Już jako nastolatek Richard Avedon rozczarował zawodowe oczekiwania ojca, spełniając niezrealizowane, artystyczne ambicje matki-rzeźbiarki, spędzającej każdą wolną chwilę wraz dziećmi w nowojorskich muzeach. Wydaje się, że pozostał także wierny przekonaniom politycznym matki, która podczas wojny domowej w Hiszpanii zbierała pieniądze na pomoc dla walczących z Frankistami Republikanów. Nic jednak nie wskazywało na to, że pewnego dnia stanie się jednym z najsłynniejszych fotografów drugiej połowy ubiegłego stulecia. Pragnął bowiem zostać uznanym poetą i od czternastego do siedemnastego roku życia, czyli w latach 1937-1940, wydawał wspólnie z przyszłym pisarzem Jamesem Baldwinem literackie pismo "The Magpie" na De Witt Clinton High School w Nowym Yorku, do której wówczas uczęszczał. W maju następnego roku jego wiersze uhonorowane zostały główną nagrodą New York City High Schools. W 1942 roku zgłosił się do służby w marynarce, skądinąd handlowej. Wyposażony w aparat fotograficzny Rolleiflex, który podarował mu wówczas jego ojciec, został przyjęty do działu fotograficznego marynarki handlowej, gdzie wykonywał min. oficjalnie zdjęcia żołnierzy i oficerów w granatowych mundurach. Jednak na uniformy czasu mu było szkoda, bo od końca lat czterdziestych jego wyzwaniem stała się damska moda. Ponieważ jednak uważał, że i ona jest rodzajem zaszeregowania i umundurowania, gdyż błyszczące, od tyłu oświetlone, retuszowane zdjęcie na okładce "Vogue"jest naprawdę okrutne i to dla wszystkich uczestniczek: modelki stają się bowiem monstrami piękności, zaś normalne kobiety czują się mniej wartościowe, zaczął wydobywać z cienia ludzkie istnienia i cierpienia skazane na nieistnienie, czyli na wegetowanie na marginesie jasno oświetlonego życia: bezrobotnych, włóczęgów, rozbitków życiowych, pensjonariuszy zakładów zamkniętych, czyli tych, którym nie udało się wejść na "amerykańską drogę życia" lub którzy z niej zostali zepchnięci, a także tych, którzy maszerowali na niej pod prąd. Na początku lat sześćdziesiątych fotografował więc ruch na rzecz zniesienia segregacji rasowej na Południu Stanów Zjednoczonych, pod koniec tych lat i na początku lat siedemdziesiątych wykonał serię zdjęć przeciwników wojny wietnamskiej a także przywódców wojskowych i ofiar wojny w Wietnamie, do którego pojechał w 1971 roku. Zdjęć ofiar napalmu nie odważył się jednak opublikować, gdyż wydawały mi się tak straszne, że nie wiedziałem, czy ich rozpowszechnianie doprowadzi do zwiększenia sumy przemocy na świecie czy nie. Wiele lat później, kiedy przygotowywałem książkę o latach sześćdziesiątych, zdecydowałem się pokazać je jako dokument tamtych czasów.
Sztuka prawdziwa nie może być życzliwa
Dokumentami tamtych i obecnych czasów są przede wszystkim portrety, wykonywane przez Richarda Avedona. W galeria jego portretów figurują na równych prawach, czyli najczęściej na białym, neutralnym tle, milionerzy, wielcy politycy i ich głośne żony, artyści, koronowane głowy, pisarze, nędzarze, gwiazdy i gwiazdki, alkoholicy, osobistości uwielbiane, uhonorowane, egzystencje przegrane i niedostrzegane. Białe tło nie daje żadnej możliwości kamuflażu, osoba portretowana zostaje obnażona, ponieważ nie jest w stanie za niczym się ani niczego ukryć, nabiera właściwych, ludzkich wymiarów. Nawet jeżeli stara się pozować lub udawać, że jest kimś innym, przez ten jeden moment i zarazem na zawsze staje się sobą: Sposób mojej pracy jest znany. Ludzie, którzy mi pozują, wiedzą że artysta chce ich widzieć tak, a nie inaczej. Nikt jeszcze nie został zabity lub zraniony przez zdjęcie. Na próżność lub narcyzm nie trzeba zwracać uwagi, one opierają się i tak na wyobrażeniach, narzuconym nam przez Hollywood lub świat mody. Kiedy robiłem zdjęcie Henry Kissingera, poprosił mnie: "Niech pan się życzliwie ze mną obchodzi". Ale życzliwość nie ma nic wspólnego ze sztuką. Ja takie wyobrażenie traktuje jako prawdziwą obrazę. Od artysty nie można przecież oczekiwać, że będzie miły i delikatny, tylko żeby się wyrażał, żeby wypowiadał się o ludzkiej egzystencji. Bezlitośnie nagie portrety, wykonywane przez Avedona, są aktem litości: nasza próżność, nasza pozycja społeczna, nasza bieda i niedola to nasza wspólna, trwała dola, która przemija, pozwalając nam, nawet jeżeli tylko przez krótką chwilę, zachować godność, wydobytą chłodnym okiem fotografa i jego bezstronnego obiektywu, który przecież też nie jest obiektywny, gdyż, jak twierdzi Avedon: Portret nie jest odbitką rzeczywistości. Od momentu, kiedy jakaś emocja lub jakiś fakt zamieniają się w fotografię, nie chodzi już o fakt, tylko o opinię. W fotografii nie istnieje coś takiego, jak niedokładność. Wszystkie fotografie są dokładne. Żadna z nich nie jest prawdą.
Norma i forma to ludzka uniforma
Portrety Richarda Avedona są studium izolacji człowieka zagubionego w dogodnościach lub niedogodnościach losu, władcy i zarazem niewolnika indywidualnej i zbiorowej egzystencji, przypisanego do odgrywania przypisanej mu roli w hierarchicznym, unormowanym i sformalizowanym świecie. To nie suknia, lecz norma i forma zdobią człowieka. Izolacja to cena, którą płacą po równo wszyscy: ci na wyżynach hierarchii społecznej, artystycznej i politycznej i ci na jej samym dnie. Izolacja jest więc swoistą formą demokracji jednostek spętanych konwencjami lub ich brakiem, przez co nie mniej wyobcowanych: Moje zdjęcia mają wiele wspólnego z izolacją. W przypadku fotografii mody jest to izolacja piękności: większość ludzi nie wygląda tak jak modelki, które fotografowałem w latach pięćdziesiątych dla Harper's Baazar. Izolacja jest także ważnym tematem moich portretów artystycznych. Dlatego tak ważne są dla mnie portrety moich herosów Samuela Becketta i Francisa Bacona: ich praca wydaje się wyzwalać ich z izolacji, ale ich punkt widzenia pozostaje zdominowany przez to podstawowe doświadczenie.
Mieszkańcy Zachodu żyją od spodu
Od ponad pół wieku Richard Avedon jest kronikarzem naszych czasów i losów zaplątanych w nich ludzi, przede wszystkim tych z jego rodzinnej Ameryki, będącej dla wielu mityczną krainą nieograniczonych możliwości i nieprzebranych bogactw. Szczególnie znany swego czasu z westernów, zaś począwszy od lat siedemdziesiątych z oper mydlanych, ucywilizowany przez dzielnych Amerykanów "Dziki Zachód" rodem z Teksasu, z polami naftowymi, z których tryskały petrodolary, z milionerami w obowiązkowych kowbojskich kapeluszach i ich wydekoltowanymi i upierścienionymi małżonkami i kochankami, które z nudy dobrobytu fundowały sobie iście szekspirowskie dramaty, a także wielkie fermy bydła, przerabianego na podbijające świat hamburgery globalnego Mc Donald'sa, pobudzały fantazję i wzbudzały zazdrość mieszkańców mniej zasobnych zakątków naszego globu. Amerykański Zachód Richard Avedon poznał dopiero pod koniec lat siedemdziesiątych, gdyż, jak wyznał: Wychowałem się w Nowym Yorku i nie było takiego zwyczaju, żeby wyjeżdżać na Zachód, jeśli się mieszkało na Wschodnim Wybrzeżu. Moja rodzina posiadała sklep z modą damską na Fifth Avenue. Kiedy byłym już wystarczająco dorosły, żeby móc podróżować, po Drugiej Wojnie Światowej, ciągnęło mnie do Europy, szczególnie do Włoch. To była moja forma kształcenia się. Amerykański Zachód był mi natomiast całkowicie obcy. Obcy Zachód poznał, ale niezupełnie tak, jak tego do niego oczekiwano, kiedy na zlecenie Amon Carter Museum w teksańskim Fort Worth, w latach 1979-1984 zaczął dokumentować życie tamtejszych mieszkańców, utrzymujących się z ciężkiej pracy własnych rąk lub z rąk bez pracy. Co roku przez wiele miesięcy podróżował po różnych zachodnich stanach federalnych i interesował się tymi, którymi przyszło żyć blisko, a jednak z dala od wielkich pieniędzy: robotnikami na fermach i w kopalniach, na polach naftowych, w rzeźniach, pracownikami małomiejskich biur, bywalcami małomiejskich restauracji, obserwował nawet polowania na węże grzechotniki. Spotykał bezdomnych, włóczęgów, więźniów, jarmarcznych sprzedawców, cyrkowych artystów i kowbojów na rodeo. Na początku obawiał się, czy będzie w stanie zadawalająco wykonać serię tych, nietypowych dla niego portretów: Począwszy od przywódców związkowych poprzez szefów firm i milionerów fotografowałem wszystkich znaczących ludzi naszego kraju. Rozumiałem ich dobrze, gdyż wystarczająco długo żyłem wśród nich. Ale nie najlepiej się czułem, kiedy myślałem o fotografowaniu klasy robotniczej. Sam nigdy nie wykonywałem ciężkiej pracy fizycznej i wydawało mi się, że nie będę potrafił sfotografować tego, czego nie rozumiem.
Przedstawiciele klasy robotniczej i bezrobotnej amerykańskiego Zachodu przyjęli zamiary znanego fotografa ze Wschodniego Wybrzeża nadzwyczaj dobrze, szczególnie ci, których spotykał przypadkowo na drodze swoich foto wędrówek. Pomyślnemu przebiegowi seansów zdjęciowych sprzyjał też sposób i narzędzie pracy Avedona, pozwalający mu na portretowanie interesujących go postaci przy dziennym świetle, w plenerze: Używam wielkoformatowego aparatu o rozmiarach 8x10, który działa jak trzecia osoba. Nie chowałem się za nim, tylko stałem obok, twarzą w twarz do ludzi i wystarczająco blisko, żeby ich dotykać. Ludzie traktowali akt fotografowania jako szansę. Byli dumni z tego, że są fotografowani. Nie chcieli, żebym ich fotografował w brudnych ubraniach. Ale ja im wytłumaczyłem, dlaczego ich tak chcę fotografować, jak oni żyją i pracują - a nie odświętnie wyszykowanych do zdjęcia. Chciałem uhonorować ich pracowite życie. Pogadaliśmy sobie trochę, a potem robiłem im zdjęcia.
Era Reagana na Zachodzie przegrana
Rezultatem pięcioletnich podróży fotograficznych po amerykańskim Zachodzie jest cykl 124 wielkoformatowych zdjęć (o rozmiarach 150x170 cm, 200x150 cm i 207x168 cm) pod tytułem In the American West. Potraits 1979-1984, przygotowany przy współpracy z Marvinem Israelem i pokazany po raz pierwszy w 1985 roku w Amon Carter Museum w Fort Worth, a następnie w renomowanych galeriach i muzeach w Waszyngtonie D.C., San Francisco, Chicago, Bostonie, Atlancie i Nowym Yorku. To całkowicie odmitologizowany, bezlitosny wizerunek Zachodu. Bo Zachód, widziany oczyma Avedona i kryjący się za nieruchomymi, często zrezygnowanymi spojrzeniami portretowanych przez niego ludzi, nie jawi się już jak ziemia obiecana; to nie kraj pionierów i zdobywców, tylko ziemia przeklęta i jałowa, odciskająca swoje piętno na zniszczonych przez pracę i ciosy losu twarzach, szyjach, dekoltach i rękach. Ludzie z amerykańskiego Zachodu nie są mieszkańcami krainy uśmiechu, czasami przez ich twarze przewija się jakby jego cień. Portretowani przez Avedona pozostają jakby w zamknięciu, są hermetyczni i niedostępni, jakby obawiali się pokazać ogrom ich życiowych klęsk, porażek, niespełnionych marzeń i braku nadziei na przyszłość. Ich twarze nie wyrażają żadnych uczuć, poza sceptycyzmem i bolesnym wręcz wyobcowaniem. Zostali pominięci przez życie, które toczy się z dala od obskurnych knajp, od krwawej harówki w rzeźni, od czarnego pyłu w kopalni i tłustego brudu pól naftowych, wżerającego się w skórę, od wegetacji w zakładach psychiatrycznych i więzieniach. Ci mają przynajmniej dach nad głową i pracę, pozwalającą im na jako taki byt i butelkę taniej whisky w weekend, bo ci, którzy już pracy nie mają, żyją na ulicach i podmiejskich drogach bez wylotu. Nawet ci nieliczni w podniszczonych garniturach i kostiumach, pamiętających lepsze czasy, nie emanują ani krztyną optymizmu, lecz ledwo uchwytną, bolesną rezygnacją. Fotograf, który wsławił się zdjęciami błyskotliwych kreacji konfekcji wierzchnich, pokazał tym razem życie od podszewki, i to tak przenicowanej, że przez krytyków amerykańskich niemile widzianej. Kiedy prezentował ten cykl w Pace Galerie w Nowym Yorku, krytycy zarzucili mu wręcz okrucieństwo, ale to nie on był okrutny, tylko czasy, w jakich te zdjęcia powstały: Ta seria pochodzi z ery Ronalda Reagana. Jeśli sobie dobrze przypominam, jego hasło wyborcze brzmiało wówczas "Dzień dobry, Ameryko". Ani jednym słowem nie wspominał o bezrobotnych w naszym kraju. Zachód nazywany jest "żywicielem Ameryki", gdyż tam znajduje się cały przemysł stalowy, mięsny i węglowy, uprawy zbóż i fermy bydła. W osiemdziesiątych latach większość tych zakładów została zamknięta. Ludzie cierpieli tak, jak podczas światowego kryzysu gospodarczego w latach trzydziestych. Ci ludzie nie mieli wykształcenia, żeby rozpocząć pracę z zawodach komputerowych. Społeczna ruchliwość Anglo-Amerykanów, wielki amerykański sen, nie mógł już dalej być śniony. Lecz mimo obudzenia się w bezlitosnej rzeczywistości, w której nie było miejsca dla przegranych, zapomnianych i zrezygnowanych, z portretów wydobytych z anonimowości (na każdym zdjęciu znajduje się imię, nazwisko, wiek i zawód portretowanych, a także data i miejsce, w którym fotografia została wykonana) Zachodnich Amerykanów emanuje godność, bo tym, którzy wszystko stracili lub którym wszystko zabrano, pozostała niczym nie zakryta i nie retuszowana naga, przejmująca i imponująca conditio humana. Niektóre portrety nawiązują do motywów, znanych z historii sztuki: Billy Mudd, kierowca ciężarówki, przypomina Davida Michała Anioła, robotnica Petra Alvarado to jakby alegoria Fortuny, zaś górnicy Doug Harper i James Story to wcielenia Chrystusa frasobliwego. Każdej z portretowanych przez niego osób Avedon wysłał album In the American West, dokumentujący ich wspólne przedsięwzięcie: Pięć osób przyszło na wernisaż do muzeum w Fort Worth. Byli dumni i podnieceni. Były także bardzo głębokie reakcje. Jeden mężczyzna powiedział mi, że portret zmienił jego życie. Był kierowcą ciężarówki, którą przewoził dynamit, śmiertelnie niebezpieczny zawód. Kiedy wszedł do muzeum i zobaczył swój ogromny portret na ścianie, doznał, jak się wyraził "poza cielesnego przeżycia". W każdym razie zobaczył coś, co było przeze mnie nie zamierzone. To jest właśnie misterium fotografii.
Wiedza o człowieku dwudziestego wieku
Na europejskim Zachodzie misterium In the Amercian West pokazywane była po raz pierwszy w całości w Muzeum Sztuki w Wolfsburgu (29.09.2001-6.01.2002), instytucji, która poza prezentacją i kolekcjonowaniem sztuki międzynarodowej począwszy od 1968 roku, zajmuje się również eksponowaniem dzieł fotografów, którzy wzbogacili naszą wiedzę o człowieku i którzy sprawili, że fotografia, ta przez długi czas traktowana po macoszemu dziedzina sztuki powoli, ale coraz bardziej skutecznie uzyskuje przynależną jej rangę artystyczną. Po wystawach prac Man Raya, Petera Hujara, Wolfganga Tillmansa, Nan Goldin, Pierto Donzelli'ego, Josefa Sudka, Nobuyoshi Araki i Eda van Elskena, udało się zachęcić również i Richarda Avedona do zademonstrowania swoich dokonań w przestronnym (otwartym w 1994 roku) muzeum tego dolnosaksońskiego miasta. Okazało się, że Avedon nie był wcale zainteresowany retrospektywą swoich dzieł, czyli mieszanką komercyjnych i nie komercyjnych fotografii, pragnął tym razem pokazać w całości w Europie tylko i wyłącznie ową najbardziej amerykańską, a jednak wspólną panoramę ludzkiego losu. Możliwość obejrzenia 124 portretów z serii In the American West za jednym zamachem i w jednym miejscu była niezwykłym przeżyciem, nie sposób bowiem było uciec od spojrzeń ludzi z wielkich foto formatów, którzy wydawali się być - mimo ich zredukowanej do minimum egzystencji - osobowościami wielkiego formatu, choć nie patrzyli oni prosto w oczy zwiedzającym, ale kierowali swój wzrok na tego nieobecnego, jednak wszechobecnego drugiego, stojącego w przestrzeni obok swojego osobliwego aparatu. A ponieważ Zachód jest teraz już wszędzie, miało się wrażenie spotykania ludzi, coraz częściej (nie)dostrzeganych na dworcach i ulicach Hamburga, Berlina, Paryża, Moskwy, Kijowa, Warszawy, Barcelony; na kaszubskich, mazurskich, wołyńskich i sycylijskich wsiach i na rumowiskach, schedzie po wielkich budowach komunizmu, kapitalizmu, globalnego ekonomizmu, których wspólną cechą jest brak humanizmu. Mimo że Avedon twierdzi, iż kiedy rozpoczynał działalność fotografa, nie znany mu był pochodzący w przeważającej części z lat dwudziestych cykl Ludzie 20 wieku Augusta Sandera. - owo chłodne a zarazem przejmujące oblicze Republiki Weimarskiej, na którym już kładły się proroczo brunatne cienie - wydaje się, że to właśnie on jest godnym kontynuatorem dzieła niemieckiego fotografa, portrecistą ludzi końca dwudziestego wieku.
Ponieważ wystawa In the American West jest wynikiem współpracy Muzeum Sztuki w Wolfsburgu z trzema hiszpańskimi instytucjami kulturalnymi, portrety Zachodnich Amerykanów obejrzeć będzie można od połowy stycznia do końca listopada także w Andaluzji, Katalonii i w stolicy Hiszpanii: pojadą one bowiem do Grenady, Barcelony i Madrytu.
Trudno się więc dziwić, że 78-letni, posiwiały, drobny, ale ciągle młodzieńczy Richard Avedon w nieodłącznych, dalekich od wymogów dzisiejszej mody wielkich okularach i obowiązkowych białych skarpetach i obuty w trampki marki Nike tego samego koloru, ani myśli o udaniu się na zasłużony spoczynek: Największym szczęściem jest dla mnie, kiedy mogę pracować. Nie ma dnia w moim życiu, w którym zajmowałem się czymś innym niż fotografią. Bo fotograf jest jak atleta. To jest działalność atletyczna. Zdjęcie powstaje momentalnie, w każdej chwili, w ułamku sekundy. Bez fotografii ten moment jest dla mnie na zawsze stracony, tak jakby nigdy nie istniał.
Tak więc każdy moment jego artystycznej biografii jest wygrany dla fotografii.
Urszula Usakowska-Wolff
Zdjęcia: copyright by Richard Avedon
Wszystkie zdjęcia Richarda Avedona zamieszczamy dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki w Wolfsburgu.Tekst: copyright by Urszula Usakowska-Wolff
http://www.usakowska-wolff.comCytaty, zamieszczone w powyższym tekście pochodzą z wywiadów, jakich Richard Avedon udzielił Gerhardowi Middingowi z berlińskiego tygodnika "Freitag" (Nr 48/2000) z okazji przyznania mu, jako pierwszemu laureatowi, ufundowanej przez DG Bank "Berlin Photography Prize" (Berlińskiej Nagrody Fotograficznej) oraz Ute Thon, wysłanniczce hamburskiego miesięcznika "art" (Nr 12/2001), która odwiedziła go w Nowym Yorku przed otwarciem wystawy In the American West w Muzeum Sztuki w Wolfsburgu.
Wystawa Richard Avedon. In The American West. 1979-1984 została zrealizowana przy współpracy Muzeum Sztuki w Wolfsburgu z Diputación de Granada i Fundació "la Caixa". Po zakończeniu tej wystawy w Muzeum Sztuki w Wolfsburg (6.01.2002), pokazywana ona będzie w Sala Guerrerro i Sala Condes de Gambia w Grenadzie (styczeń-marzec 2002), CaixaForum w Barcelonie (kwiecień-wrzesień 2002) oraz Sala de Exposiciones des la Fundación "la Caixa" w Madrycie (wrzesień-listopad 2002)
Wystawie towarzyszy katalog (w trzech wersjach językowych: niemieckiej, hiszpańskiej i katalońskiej): Richard Avedon. In The American West. 1979-1984. Kunstmuseum Wolfsburg. 2001. Z tekstami Gijsa van Tuyla i Richarda Avedona oraz esejami Laury Wilson i Annelie Lütgens. Format 24x29,8 cm, 150 str., 120 zdjęć biało-czarnych i 10 kolorowych. Cena 24 €. ISBN: 3-7757-1115-5.
Richard Avedon
urodził się 15 maja 1923 w żydowsko-rosyjskiej rodzinie w Nowym Yorku. Na początku lat czterdziestych zaczął pracować jako fotograf w ilustrowanym magazynie "Harper's Bazaar", którego dyrektorem artystycznym był Alexy Brodovitch. W następnych latach stał się jednym z najbardziej eksponowanych fotografów tego magazynu, wpływając na jego niepowtarzalny styl. Zrewolucjonizował fotografię mody i mimo że jest autorem licznych projektów spoza świata mody, to do dziś znany jest głównie jako twórca legendarnych zdjęć mody i reklamowych. W połowie lat czterdziestych przeniósł się do Paryża kreując sytuacje, sprawiające wrażenie, jakby fotograf odkrył je przypadkowo, mimo że każda scena była przez niego w najmniejszych szczegółach obmyślana i zaaranżowana. Do dziś niektóre jego zdjęcia z tamtego okresu (np. Dovima i słonie) należą do ikon współczesnej fotografii. Następnym krokiem milowym w historii fotografii były jego wielkie, ścienne portrety na białym tle. Portretował na nich min. członków Factory Andy Warhola i Beatlesów. W 1959 roku wydany został jego album Observations z tekstami Trumana Capote. Zawiera on kilka najbardziej wyrazistych portretów, wykonanych przez Avedona, wśród których znajdują się min. Charlie Chaplin, Marcel Duchamp, Carson McCullers, Marylin Monroe i Arthur Miller. W następnych latach poświęcił się projektom z dala od świata mody. W 1963 roku fotografował przedstawicieli ruchu na rzecz swobód obywatelskich na Południu USA, współpracował także z Jamesem Baldwinem przy realizacji książki Nothing Personal. W tym samym roku powstała seria Zakład Psychiatryczny, w której - fotografując osoby przebywające w takich zakładach, podjął temat, stanowiący społeczne tabu. W 1966 roku rozpoczął pracę w magazynie mody Vogue. Pod koniec lat sześćdziesiątych i na początku lat siedemdziesiątych fotografował demonstrantów, przeciwników wojny w Wietnamie, a także przywódców wojskowych i ofiary wojny. Zdjęcia te były kolejnym dowodem jego zainteresowania problematyką społeczno-polityczną, w tych fotografiach uwidoczniła się także jego moralna postawa. W latach 1979-1984 portretował robotników, pracowników, włóczęgów i bezrobotnych na amerykańskim Zachodzie. Wszystkie zdjęcia powstały w plenerze, przy dziennym świetle, na zwyczajnym, białym tle. Złożyły się one na cykl 124 portretów pod nazwą In The American West. 1979-1984. Jedną z jego ostatnich, wielkich fotograficznych serii jest Brandenburg Gate, East Berlin, New Year's Eve, December 1989 - January 1, 1990, która pokazuje, że na twarzach ludzi, świętujących pierwszego, wspólnego niemieckiego Sylwestra, pojawiają się ledwo widoczne, pierwsze oznaki zagubienia, zwątpienia i rozczarowania. Jest także autorem licznych albumów fotograficznych i laureatem licznych nagród i wyróżnień, min. doktorem honoris causa Royal College of Art w Londynie (1989 r.), Międzynarodowej Nagrody Fotograficznej Fundacji Erny I Victora Hasselblada (1991), Nagrody Master of Photography Międzynarodowego Centrum Fotografii (1993) i Berlińskiej Nagrody Fotograficznej (2000).
- Richard Avedon: - szczegółowe informacje biograficzno-artystyczne
- Muzeum Sztuki w Wolfsburgu
- Kolekcja Fotograficznej/Fundacji Kultury Kasy Oszczędności w Kolonii
- Aktualne wystawy fotograficzne na niemieckim obszarze językowym
Wydawnictwa:
In the American West
Richard Avedon (Photographer), Laura Wilson
Hardcover - 184 pages new edition (September 1996)
Harry N. Abrams, Inc.; ISBN: 0810911051
Pirelli Calendar (compact)
Annie Leibowitz (Photographer), Bruce Weber (Photographer), Richard Avedon (Photographer), Terence Donovan (Photographer), et al (Photographer)
Hardcover - 224 pages (September 2001)
Cartago; ISBN: 1902686209
Do Not Disturb
Gianni Versace, Roy Strong, Richard Avedon
Hardcover - 329 pages Reprint 1st (June 1996)
Abbeville Press; ISBN: 0789201135
Richard Avedon - Made in France
Judith Thurman
Hardcover - 56 pages (June 2001)
Fraenkel Gallery; ISBN: 188133712X
Copyright © 1997-2024 Marek Grygiel / Copyright for www edition © 1997-2024 Zeta-Media Inc.
13 - 01 - 02