Julia Pirotte
Twarze i Dłonie
Żydowski Instytut Historyczny im. Emanuela Ringelbluma
ul. Tłomackie 3, 00-001 Warszawa
3 lutego – 20 maja 2012.
Wspólpraca kuratorska:
Teresa Śmiechowska, Jan Jagielski
Teksty i opracowanie
Krystyna Dąbrowska
Katalog: ISBN 978-83-61850-96-0
Nie tylko TWARZE I DŁONIE
Fotografowanie może być aktem współczucia – to slowa Richarda Avedona, które bardzo przystają do wielu wątków działalności fotograficznej Julii Pirotte, a zwałaszcza do tego, który na trwałe wpisał jej nazwisko do historii polskiej fotografii. Chodzi o zdjęcia, jakie wykonała zaraz po pogromie kieleckim w 1946 roku i które ukazały się w Żołnierzu Polskim. Jak sama wspomina w jednym z wywiadów: "Ukradziono mi 3 filmy Leiki (118 negatywów). Z małych próbek zrobiłam nowe negatywy. Jak mi się wydaje, byłam w Kielcach jedynym dziennikarzem i fotoreporterem.
"Te wstrząsające, oryginalne zdjęcia stanowią jedną z części dużej wystawy Julii Pirotte o charakterze retrospektywnym pt. Twarze i dłonie, która – jak pisze w katalogu wystawy jej kuratorka Teresa Śmiechowska - została zrealizowana w ramach cyklicznego programu "Nowe miejsce dla sztuki na Tłomackiem" i jest częścią kolekcji Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie.
ISBN 978-83-61850-96-0.
Fotografia na okładce: "Maria (Mindla) Diament", "Marsylia 1943" / "Marseille 1943".
Julia Pirotte Sokalska wł. Gina Diament (1908 – 2000) na rok przed śmiercią przekazała część przez siebie wyselekcjonowanych odbitek Instytutowi i obecna wystawa bazuje na tych oryginalnych fotografiach. Natomiast negatywy przekazała wcześniej do Muzeum Fotografii w Charleroi w Belgii. Osobą, która przyczyniła się do rozpropagowania jej twórczości na świecie jest bez wątpienia były dyrektor owego muzeum, Georges Vercheval. To on wraz ze swoją żoną Jeanne zafascynowali się twórczością fotograficzną Julii Pirotte i przyczynili do tego, że jej zdjęcia, zwłaszcza te z czasu II wojny światowej, wykonane podczas powstania w Marsylii, weszły w obieg międzynarodowy, po wystawie w lipcu 1981 roku w czasie trwania LES RENCONTRES Photographie w Arles.
Nie znaczy to bynajmniej, że twórczość Julii Pirotte była całkowicie nieznana. Jak wspomina dyrektor ŻIH, Paweł Śpiewak, jej zdjęcia prezentowane były wcześniej w Polsce przed 1980 rokiem. Podczas jednego ze spotkań na temat współczesnej fotografii w warszawskiej Zachęcie przed kilku laty przypomniano, że wystawy Pirotte odbyły się właśnie w Zachęcie i na Śląsku - dokumentuje to skromny katalog Wałbrzyskiej Galerii Fotografii z 1983 roku.
Obecna wystawa jest jednak wyjątkowo wartościowym przypomnieniem dorobku Julii Pirotte, zawiera bowiem bardzo celny wybór jej oryginalnych prac. Oprócz wspomnianych już dokumentalnych fotogrtafii z pogromu w Kielcach na szczególną uwagę zasługują fotografie portretowe. Zarówno te wykonane osobom nieznanym, jak i w czasie trwania Kongresu Intelektualistów we Wrocławiu w 1948 roku. Portrety Picassa, Pudowkina, Eluarda, świetny portret Juliana Tuwima, kilka ujeć Edith Piaf z czasów wojny na trwałe zapada w pamięć. Sporo zdjeć to portretowane dzieci – łącznie z tymi, które utrwaliła na przejmujących fotografiach z małej miejscowości Bompard, przed wywiezieniem ich do niemieckiego obozu zagłady w Auschwitz w 1942 roku. Zdjecia portretowanych dzieci, również tych w powojennym sanatorium w Otwocku czy Śródborowie, a przede wszystkim przepiękny portret siostry Mandli, uczestniczki ruchu oporu we Francji, straconej na gilotynie w gestapowskim więzieniu we Wrocławiu, należą do najlepszych i najistotniejszych jej osiągnięć.
Julia Pirotte była osobą o bardzo zdecydowanych i określonych poglądach. Już jako młoda kobieta zaangażowana była w działaność komunistyczną i w obawie przed aresztowaniem opuściła Polskę w 1934 roku. Osiedliła się w Belgii, poślubiła działacza komunistycznego Jeana Pirotte. Już wtedy fotografowała, m.in. polskich górników w Charleroi, a podczas II wojny światowej zaangażowana była we francuskim ruchu oporu, stąd jej zdjęcia z powstania w Marsylii w 1944 roku.
W 1946 wróciła do Polski i przyjaźniąc się z działaczami komunistycznymi ( m.in. z Wałdysławem Gomułką) mocno zaangażowała się w budowanie nowego ustroju. Fotografie z tego okresu nie wychodzą poza pewne sztampy i normy socrealistycznych kanonów, fotografuje m.in. różne uroczystości i manifestacje jak otwarcie Pałacu Kultury, czy wykonuje portret przodownika pracy – "stachanowca" - górnika Wincentego Pstrowskiego, który właśnie wrócił z Francji i którego imieniem zaczynano nazywać ulice w PRL.
Nie bez powodu jej przyjaciel i w jakimś sensie współtwórca jej sukcesu artystycznego Georges Vercheval zapytał w jednym z tekstów jej poświęconych: Czy Julia Pirotte jest wielkim fotografem (teraz pewnie poprawniej będzie napisać - wielką fotografką). Nie ma dobrej odpowiedzi na tak postawione pytanie….ale nie zawahamy się podkreślić (pisze dalej Vercheval), że jej świadectwo jest ważne dla czasów, w których żyła, i że zachowa niepodważalne miejsce w historii fotografii.
Wystawa w ŻIH-u i bardzo starannie opracowany katalog zdają się potwierdzać te słowa.
Marek Grygiel
Na wystawie prezentowany jest film Telewizji Polskiej o Julii Pirotte pt. "Wszędzie trochę serca się zostawiło" w realizacji Marii Wiśnickiej.
Zobacz też:
Julia Pirotte o swoim fotografowaniu
Większość moich zdjęć eksponowanych na tej wystawie była wykonana w Marsylii, w czasie wojny w latach 1940-1945, Zdjęcia moje ukazują życie codzienne w czasie okupacji, ruch oporu, sceny z powstania, które wybuchło w sierpniu 1944 r po desancie aliantów w Normandii.
„Fotografia zaangażowana" — nieznane mi wówczas było to wyrażenie. Fotografie moje, zrodzone z wewnętrznej potrzeby, robione były spontanicznie. Nie mogłam jako człowiek fotografik przechodzić obojętnie obok tych ważkich wydarzeń, których byłam świadkiem. Czy mogłam przejść obojętnie nie rejestrując zatroskanych twarzy żon górników z Gardanne, czy twarzy dzieci napotkanych w wąskich krętych uliczkach wokół Starego Portu o smutnych, nieufnych spojrzeniach czy zmęczonych twarzy kobiet stojących godzinami w kolejkach przed sklepem mięsnym, lub piekarnią, czy wreszcie scen ukazujących całość życia wojennego.
Wojna. Okrucieństwa, głód, terror, spekulacja. Czasy pogardy. Ale czy tylko to? Czy nie trzeba było zarejestrować tego co w tych czasach było najbardziej godne, piękne w historii ludzi? Ta wspaniała młodzież, 18-letni chłopcy i dziewczęta u progu życia nie wahający się przed oddaniem go w imię wolności. Umierali na skutek tortur nie wydając nazwisk ni adresów swych towarzyszy walki. Dwie bojowniczki francuskiego ruchu oporu Marie Dirivaux i Mindla Maria Diament idące na egzekucję wołały do swych towarzyszek pozostałych w celach śmierci: Courage! Courage! (Odwagi! Odwagi!) Przyłączyłam się do tych, którzy walczyli. Z mojej leiki zrobiłam narzędzie walki. Nie rozstawałam się z nią. Któregoś wieczoru, gdy wracałam do domu zatrzymała mnie znajoma sklepikarka z sąsiedztwa mówiąc: „Niech pani nie idzie do domu. Gestapo poszukuje kobiety z aparatem fotograficznym na ramieniu".
I wreszcie nadeszły długo oczekiwane, dni Powstania Narodowego. Barykady, otwarta walka, zemsta na wrogu. Jak wielu innych miałam i ja również osobiste porachunki z hitlerowcami: moja młodsza siostra, członek francuskiego ruchu oporu więzień N.N. (Nacht und Nebel) zginęła na gilotynie w Breslau. Moja rodzina w obozach w Polsce. W ciągu ośmiu dni powstania mój aparat zarejestrował ok. 500 zdjęć bojowników w ich bohaterskich akcjach. Porządny kawał historii ludu Marsylii.
Głęboko wzruszona oglądałam w warszawskiej Zachęcie zdjęcia z Powstania Warszawskiego. Wracałam do nich dziesiątki razy. I wiem, że ich autorzy, ci którzy przeżyli, siedząc w ciemni nad ich powiększeniem, odczuwają ten sam skurcz w gardle, który ja odczuwam, gdy wywołuję zdjęcia z tamtych czasów.
Julia Pirotte
(z kalogu wystawy Julii Pierotte "FRANCJA 1940-1945 PORTRETY" w Wałbrzyskiej Galerii Fotografii w 1983 roku)
Copyright © 1997-2024 Marek Grygiel / Copyright for www edition © 1997-2024 Zeta-Media Inc.