Musée d'Orsay, Paryż
62, rue de Lille
75343 Paris
15 marca - 12 czerwca 2022
Sophie Calle – Duchy Orsay
W 1978 roku Gare d'Orsay i hotel zostały opuszczone. Prace budowlane nad przyszłym muzeum jeszcze się nie rozpoczęły. W tym momencie Sophie Calle pchnęła drzwi, które ustąpiły i wybrała na schronienie opuszczony hotelowy pokój 501. Spędzała tam całe dni, przez kilka miesięcy. Podczas tego pobytu czuje pustkę miejsca, jak przestrzeń archeologiczną, w której wszystko zostało porzucone. Robi zdjęcia, zaprasza przyjaciół, zbiera dokumenty, przedmioty, akta klientów, notatki adresowane do pracownika hotelu Oddo, którego tożsamość wyobraża sobie. (France Fine Art)
- France Info: Sophie Calle revient au musée d'Orsay avec les fantômes du Grand Hôtel d'Orsay croisés il y a 40 ans
- SortierAParis: Les fantômes d'Orsay, l'exposition de Sophie Calle au Musée d'Orsay
- FranceFineArt: Les fantômes d’Orsay
Z jednej strony aparat fotograficzny pomaga nam w lepszym zrozumieniu potrzeb kierujących naszym życiem, a z drugiej – upewnia nas o rozległych i niezliczonych możliwościach działania. (Walter Benjamin, Das Kunstwerk in Zeitalter seiner technischen Reproduzierbarkeit /Sztuka w czasach mechanicznej reprodukcji, 1936, za N. Rosenblum „Historia fotografii Światowej”, Wyd. Baturo Grafis Projekt, Bielsko Biała, 2005)
Na wymykającą się łatwym klasyfikacjom sztukę Sophie Calle zwrócił uwagę Mariusz Hermanowicz jeszcze wtedy, kiedy pisał regularne sprawozdania do pierwszej drukowanej Fototapety, z początkiem lat 90. Zauroczony i zafascynowany jej twórczością, w której fotografia pełni rolę jedynie jednego ze środków budowania dzieła, spotykał się z jej pracami kilkukrotnie. Rodzaj poszukiwań, wyjaśniania tego, co nieoczywiste, tropienie śladów najczęściej różnych anonimowych bohaterów jej relacji powodowało, że Mariusz dał się uwieść jej niezwykłym, o dużej zawartości emocjonalno-uczuciowej pracom. W jednym z tekstów wspomina nawet o Kafce, pisarzu ciemnych zmagań z fatum losu i zagrożenia. Twórczość Sophie Calle, te wszystkie dedektywistyczne na poły akcje, poszukiwanie śladów i poszlak, odczytywanie niekiedy intymnych tajemnic, czy luźno nakreślanych zapisków w notesach, przywodzi niekiedy atmosferę filmów Krzysztofa Kieślowskiego, gdzie bohaterowie poddani są nieprzewidywalnemu działaniu losu.
Istotą zapisów Mariusza Hermanowicza jest również to, że on sam zdawał co jakiś czas relację z odkryć kolejnych wystaw autorki, na które natrafiał niekiedy całkiem przypadkiem pisząc relacje z artystycznych wydarzeń (nie tylko fotograficznych), dziejących się w Paryżu np. przy okazji wizyt w muzeach i galeriach.
Ten niepokój, jaki odnajdywał w jej pracach, pewnie w jakimś stopniu odnajdywał u siebie i to zapewne często decydowało, że „śledził” jej kolejne realizacje m. in tak szalone i nietypowe, jak podążanie za jakimś jegomościem w ramach podróży koleją transsyberyjską.
To co stanowi ponadczasową wartość tych tekstów Mariusza Hermanowicza o Sophie Calle i jej postawie artystycznej to próba odpowiedzenia sobie samemu na pytanie o sens własnej sztuki, o spojrzenie na swoją twórczość, której wiele elementów dałoby się powiązać z wątkami z twórczości Calle. Sztuka, podobnie jak poezja nie powstaje w próżni. Dobrze jest, kiedy artyści ujawniają swoje fascynacje i twórcze inspiracje nie tylko we własnych pracach, ale również odkrywają je u innych twórców. I jeszcze lepiej, gdy potrafią to sobie uświadomić i to jeszcze opisać. Mariusz Hermanowicz do takich właśnie artystów należał bez wątpienia.
Dlatego z okazji otwarcia nowej wystawy Sophie Calle w Musee d’Orsay chcielibyśmy przypomnieć niektóre fragmenty tekstów, jakie ukazały się w Fototapecie za życia autora. Szkoda, że już nie przeczytamy jego kolejnej relacji z aktualnej ekspozycji tej francuskiej artystki.
(red.)
Mariusz Hermanowicz
Sophie Calle - Paryż, 1991
Muzeum Sztuki Współczesnej Miasta Paryża (Musée d'Art Moderne de la Ville de Paris)
2 lipca - 13 października 1991 r.
Sophie Calle - À suivre...
Musée d'Art Moderne de la Ville de Paris, ISBN 13: 9782904497117
Wystawa Sophie Calle pt. „à suivre…” („ciąg dalszy nastąpi”, ale tłumaczenie nie jest takie proste, bo, jak często we Francji, chodzi o grę słów - „suivre” znaczy też „iść za kimś, śledzić”). Ponieważ prace Sophie Calle (ur. w 1953 r., mieszka w Malakoff pod Paryżem) nie były nigdy, o ile wiem, pokazywane w Polsce, zacznę po prostu od opisu 10-ciu pokazanych prac, posługując się obficie cytatami pióra autorki.
1. Śpiący
„Poprosiłam ludzi, by poświęcili mi kilka godzin snu. By przyszli spać w moim łóżku. By pozwolili się fotografować, obserwować. By odpowiedzieli na kilka pytań. Zaproponowałam każdemu pobyt około 8-godzinny, czas normalnego snu. Zadzwoniłam do 45 osób: paru przyjaciół, ludzi, którzy zostali mi poleceni przez naszych wspólnych znajomych, i mieszkańców dzielnicy, którzy śpią w dzień, jak piekarze”.
Oglądamy na ścianie 176 zdjęć i 23 krótkie teksty - zapis tych seansów spania. Jeśli mamy ochotę - naprzeciw stoi stół, krzesło, możemy usiąść, przeczytać dość gruby, kilkadziesiąt stron liczący tekst, w którym Sophie Calle dokładnie opisała jak każdy z tych seansów się odbył. Odkrywamy, że nie tylko robiła zdjęcia, ale nagrywała też dźwięk na taśmę magnetofnową.
2. Konfesjonał
Na wystawie stoi prawdziwy konfesjonał. Prawdziwy, ponieważ stary, tak jak w starych kościołach. Siadamy w nim w miejscu zarezerwowanym dla księdza (odbiór jednoosobowy). Pośpiesznym szeptem Sophie Calle wypowiada tekst: „Od miesięcy chodziłam za nieznajomymi na ulicy. Dla samej przyjemności podążania za nimi. a nie dlatego, żeby mnie interesowali. Fotografowałam ich bez ich wiedzy, notowałam trasy, którymi podążali, potem traciłam ich z oczu i zapominałam. W końcu stycznia 80 roku szłam za mężczyzną, którego straciłam z oczu kilka minut później koło dużego sklepu. Tego samego wieczora, podczas jakiegoś przyjęcia, przypadek spowodował, że go znów spotkałam. Poznajemy się, mówi mi. że ma zamiar pojechać wkrótce do Wenecji. Postanowiłam podążać (suivre) za nim, „wtargnąć w jego życie”. Następuje opis podróży do Wenecji, Sophie udaje się (telefonuje do wszystkich hoteli jak prawdziwy detektyw) odnaleźć tego człowieka, śledzi, sama w cieniu, jego życie w tym mieście…
3. Bronx
„Galeria Fashion Moda zaproponowała mi w listopadzie 1980 roku realizację czegoś, co miałoby związek z dzielnicą, w której ona się mieści: południowym Bronxem. Postanowiłam tam bywać między godziną 14 a 17, przez jakiś czas, zaczepiać, przechodniów, prosić ich, by zaprowadzili mnie w jakieś miejsce, które wybiorą, jakie by ono nie było, w Bronxie”.
Dokładnie to zrobiła. Poznani ludzie prowadzą ją do miejsc, które mają dla nich jakieś emocjonalne znaczenie. Sophie ich tam fotografuje, obok opis tych spotkań, czasami Sophie przytacza ich słowa, „dowiadujemy się jakichś fragmentów z życia tych ludzi”.
4. Hotel
„W poniedziałek 16 lutego 1981 roku, udaje mi się, po roku starań i czekania, zatrudnić jako pokojówka na 3-miesięczne zastępstwo w jednym z hoteli weneckich. Powierzono mi 12 pokoi na 4 piętrze. Podczas sprzątania, oglądam osobiste rzeczy podróżnych, ślady tymczasowego urządzania się niektórych, ich następstwo w tym samym pokoju. Obserwuję w ten sposób okruchy żyć. które pozostają mi, poza tym. zupełnie nieznane. W piątek 5 marca 1981 roku, moje zastępstwo kończy się”. Kolorowe zdjęcie każdego z pokoi, tekst napisany przez autorkę, jej obserwacje, przypuszczenia, zdjęcia czarno-białe pokazujące ten sam pokój w czasie gdy byl zajęty przez kolejnych gości.
5. Śledzenie
„Na moją prośbę, w kwietniu 1981 roku moja matka udała się do agencji Dulac. Detektywi prywatni. Poprosiła, aby mnie śledzono i dostarczono jej dokładne sprawozdanie z tego, co robiłam, oraz serię zdjęć jako dowód”. Na jednej planszy zdjęcie, zrobione w atelier, Sophie Calle, w czarnym płaszczu, widziana z boku. Jej tekst opisujący ten dzień, gdy była śledzona przez detektywa, opisuje ich wzajemny, paradoksalny, związek. Tekst ten kończy się słowami: „Przed zamknięciem oczu myślę o nim. Zastanawiam się, czy mu się podobałam, czy będzie o mnie myślał jutro”. Druga plansza: zdjęcia zrobione przez detektywa, jego notatki na temat śledzonej dziewczyny.
6. Człowiek z notesem
„W końcu czerwca 1983 roku, w Paryżu, na Rue des Martyrs, znajduję kalendarzyk z adresami. Podnoszę go, kserokopiuję, potem odsyłam, anonimowo, właścicielowi, panu Piotrowi D., którego adres jest zapisany na pierwszej stronie. Poproszę osoby, które figurują w tym kalendarzyku, by opowiedziały mi o nim. Każdego dnia będę zbliżać się do niego za ich pośrednictwem”.
Seria ta została opublikowana w gazecie „Libération” między 2 sierpnia a 4 września 1983 roku. Na wystawie w szklanej gablocie, leżą te numery pisma. My możemy, włożywszy białe rękawiczki, obejrzeć album, w którym wklejone są, wycięte
z kolejnych numerów, strony. Po jednym zdjęciu z każdego spotkania, dokładny opis. Relacja jakby detektywa, może dziennikarza prowadzącego dochodzenie, może nawet pisarza. Wyłania się nam z tego obraz właściciela kalendarzyka, jego życie, pewne cechy jego charakteru. Mamy wrażenie, że go trochę poznaliśmy, możemy snuć różne domysły i przypuszczenia na jego temat. Właściciel kalendarzyka, który w czasie druku tej serii w „Libération” był nieobecny we Francji, po powrocie dowiaduje się o wszystkim od znajomych. Wściekły, pisze list do redakcji i posyła też jedno zdjęcie. Ale nie popisał się. Zamiast dyskretnej (mimo całej niedyskrecji) ciekawości autorki, jego tekst jest grubiański. Dowiadujemy się jeszcze czegoś więcej o nim.
7. Anatolij
Na ścianie tekst, dość długi, Sophie wybiera się w podróż koleją transsyberyjską. Podróż będzie trwała tydzień. Tak się składa, że jedzie w jednym przedziale sypialnym z Anatolijem, przewodniczącym kołchozu, mężczyzną około 60-tki. Ona nie zna rosyjskiego, on zna tylko rosyjski. A jednak, jakoś tam, udaje im się porozumieć. Z opisu Sophie wyłania się, zdumiewająco żywy portret Anatolija. Na stole leżą, porozrzucane luźno, zdjęcia zrobione w czasie tej podróży. Możemy sobie je przejrzeć. Jest ich bardzo dużo.
8. Niewidomi
„Spotykam ludzi, którzy urodzili się niewidomi. Którzy nigdy nie widzieli. Pytam się jaki jest dla nich obraz piękna”. Trzy elementy: 1) kolorowe zdjęcie twarzy niewidomego; 2) przytoczone jego słowa, w których mówi co
jest dla niego najpiękniejsze; 3) zdjęcie, tego czegoś najpiękniejszego, które zrobiła Sophie Calle. Dwadzieścia kilka takich zestawów. Dla jednego z niewidomych najpiękniejszy jest jego syn (którego nigdy nie widział).
9. Autobiografie
Kilka prac. Opis jakiegoś zdarzenia z życia autorki. Jedno zdjęcie, które ma to „ilustrować". Jeden tylko przykład: autorka pisze, że nie otrzymała nigdy żadnego listu miłosnego. Poprosiła écrivain public („pisarz publiczny” - czy istnieje taki zawód w Polsce? To coś więcej niż biuro pisania podań). Widzimy reprodukcję tego listu, pisanego ręcznie, klkustronicowego.
10. Groby
Zestawy od 1 do 5 zdjęć, bardzo dużego formatu (110 cm x 180 cm), większość wisi dość wysoko, prawie pod sufitem. Fotografowane z góry, na wprost, płyty nagrobne. Jedyne napisy, jakie widzimy na tych grobach, to np.: „Father”,
„Mother”. „Brother”, „Sister”.
Fot. Pascal Ferro, Wikimédia Commons
Jest oczywiście coś niepokojącego w pracy Sophie Calle. Tak jakby przy pomocy fotografii, śledzenia, bycia śledzonym, próbowała „złapać” kontakt z drugim człowiekiem, tak jakby nie potrafiła tego zrobić inaczej. Jest w jej twórczości materiał na pisanie prac magisterskich czy nawet doktorskich. Pisząc o niej można pisać o sztuce (od fotografii dokumentalnej do konceptualizmu), można sięgać do psychoanalizy, Jest w jej pracy coś, co każe mi myśleć o … Kafce – sposób w jaki przetwarza swoje życie (o którym zresztą nic nie wiem, widziałem ją tylko raz w życiu na wernisażu jej wystawy - są to tylko intuicje), w jaki swoje trudności, problemy, przekształca w dzieło sztuki.
Z moich opisów i cytatów może to nie wynika, ale obcowanie z jej pracami wytwarza jakąś energię, stwarza właśnie wrażenie bliskiego kontaktu z kimś drugim.
Myślę, że „prawdziwi” fotografowie uznaliby, że Sophie Calle robi złe zdjęcia. To prawda, ma ona rzeczy znacznie ważniejsze do robienia niż „ładne” zdjęcia. Jej prace to zmaganie się z tym, co wydaje się być dla niej najistotniejsze. Gdyby tak każdy z nas, zamiast powiększać jeszcze zamęt w świecie zewnętrznym zajął się najpierw tym całym bałaganem, jaki mamy w sobie. Myślę, że twórczość Sophie Calle jest przykładem jak postawa twórcy, który pochyli się nad sobą, może być ciekawa dla innych. Oczywiście, istnieje, jak zawsze w twórczości o charakterze częściowo autobiograficznym ryzyko narcyzmu, czy, jak to się mówi, gdy chce się to skrytykować, „zapatrzenia we własny pępek", Ale to nieważne, to głupstwo! Od tego jest właśnie sztuka, żeby zrobić z tego coś więcej.
Mariusz Hermanowicz
FOTOTAPETA nr 3/1992