Numer 4 (20) / 95
Wols w Instytucie Goethego w Warszawie.
4.10 - 10.11.1995Marcin Giżycki
upełnie niepostrzeżenie i niemal całkowicie zignorowana przez prasę, odbyła się w galerii Instytutu Goethego w Warszawie wystawa jednego z najbardziej interesujących artystów tego wieku: Otto Wolfganga Schulze znanego pod pseudonimem "Wols".Wols urodził się w Berlinie w 1913 roku, ale wychował w Dreźnie. Od siódmego roku życia uczył się gry na skrzypcach. Studiował krótko w Bauhausie w Berlinie pod kierunkiem Laszlo Moholy Nagy'a. W 1933 roku wyjechał do Paryża, gdzie szybko nawiązał znajomości w kręgu surrealistów i rozpoczął karierę jako fotograf. Po wybuchu wojny, jako że był obywatelem niemieckim, został internowany. Z obozów, w których wolny czas wypełniał malowaniem maleńkich obrazków, wybawił go ślub z Francuzką.
Do końca wojny tułał się, uciekając przed niemieckimi wojskami okupacyjnymi. W 1945 roku powrócił do Paryża, gdzie zaczął wystawiać swoje subtelne, niewielkie, abstrakcyjne obrazki, kojarzące się bądź to z widokami ruin jakichś fantastycznych miast, bądź też z preparatami biologicznymi widzianymi pod mikroskopem. Malował, rzadko wychodzac z łóżka, w wynajmowanych pokojach hotelowych, nic prawie nie jedząc, za to poważnie nadużywając alkoholu. Rujnował swoje zdrowie.
Sartre dojrzał w nim modelowego artystę egzystencjalnego, w którego sztuce odbiło się, jak w zapisie sejsmografu, jego życie. "Każdego dnia nieco bardziej martwy, nieco bardziej wizyjny" - pisał autor "Mdłości" już po śmierci Wolsa, wierząc, że doprowadził się on sam do śmierci w imię sztuki. Prawda była nieco inna. Wols zmarł w 1951 roku w wyniku zatrucia pokarmowego w chwili, gdy zaczynał wyciągać się ze swego nałogu. Miał 38 lat.
Historia jego życia, uzależnienia i sztuki przypomina nieco bigrafię innego wielkiego przedstawiciela abstrakcji niegeometrycznej, Amerykanina Jacksona Pollocka. W odczuciu tych co go znali on także sam się powoli zabijał, pijąc i prowadząc żywot kloszarda. Zginął jednak w wypadku samochodowym. Był niemal rówieśnikiem Wolsa. Przeżył go tylko o pięć lat. Wols analogicznie do Pollocka w Ameryce, uchodzi za europejskiego prekursora i czołowego reprezentanta malarstwa niefiguratywnego po wojnie informelu, abstrakcji lirycznej, taszyzmu. Georges Mathieu, współuczestnik ruchu, powiedział wręcz, że "Po Wolsie wszystko trzeba zaczynać od nowa".
I oto dotarła do Polski wystawa tego legendarnego artysty, co prawda niewielka i ograniczona tylko do jego wczesnych zdjeć. Niemniej jest to ekspozycja rangi rzadko u nas spotykanej. Wols był fotografem znakomitym, choć nie do końca docenionym. Może zbyt krótko zajmował się tą dziedziną, a może deprymował współczesnych swoim jaskrawym antyestetyzmem. Fotografie te jednak wiele nam mówią o źródłach późniejszego malarstwa artysty. Pomijając portrety, zresztą znakomite, w których dostrzeć można wpływy Man Raya, w zdjęciach tych uderzają przede wszystkim dwie rzeczy: fascynacja procesem starzenia się materii i umiejętność widzenia przedmiotów w ich osamotnieniu, bliskim już abstrakcji oderwaniu od kontekstu.
Nie wszystkie prace, chociażby widok obdartego ze skóry królika, cieszą oko. Ale są też takie, które dowodzą, że w niszczącym działaniu upływu czasu ujawnić się może niespodziewanie piękno i duch surrealizmu, na przykład, gdy złuszczające się z płotu afisze odkrywają ukryte pod nimi, nie powiązane już niczym słowa.
Ten sam temat podjął później inny wielki fotograf związany z ruchem eksprezjonizmu abstrakcyjnego: Aaron Siskind, przyjaciel wspomnianego wcześniej Pollocka. Wols był jednak pierwszy, choć Syskind niekoniecznie musiał znać jego prace. Ta znacząca i ciekawa wystawa nie doczekała się u nas ani jednego omówienia, jeśli nie liczyć rozszerzonej notki w wiodącej gazecie, gdzie przedstawiono Wolsa jako fotografika z lat trzydziestych, który był też muzykiem i ilustratorem (sic!). I to wszystko.
Wystawa "WOLS - FOTOGRAFIE" prezentowana była jeszcze w Centrum Kultury Teatr NN w Lublinie przu ulicy Grodzkiej 34 od 1 do 22 lutego 1996 roku.
Copyright © 1997-2004 Marek Grygiel / Copyright for www edition © 1997-2004 Zeta-Media Inc.