W 17 rocznicę wprowadzenia stanu wojennego w Polsce
"Zakazane zdjęcia", wystawa z archiwum CAF, Zachęta
od 13 grudnia '98 do 10 stycznia '99.

----------------------------------------------------------

 

 

Estetyka i polityka


Z wystawy prohibitów CAF wynika, że najbardziej niecenzuralny w PRL był wszelki realizm.

 

 

Królowa Maria Antonina tak bardzo lubiła czytać sielankowe romanse o pasterzach i pasterkach, że specjalnie dla niej urządzono w Wersalu królewski chlewik i obórkę. A że normalne zwierzęta gospodarcze zazwyczaj pachną w sposób nieodpowiedni dla królewskich nozdrzy, jej prosiaczki i owieczki codziennie kąpali i perfumowali troskliwi służący.

Być może ta anegdota nie jest do końca prawdziwa, ale nie mogłem się od niej opędzić, oglądając wystawę prohibitów z archiwum CAF "Zakazane zdjęcia". Poza zdjęciami zakwestionowanymi ze względów politycznych mamy tam sporo bardzo ciekawych fotografii, które cenzura zatrzymała z przyczyn czysto estetycznych. Zdjęcia te pokazują prawdziwe warunki życia klasy robotniczej, mieszkańców wsi, prawdziwy wygląd polskich ulic. Prawdziwe - a więc nieodpowiednie dla dygnitarskich oczu, bez upiększenia i uperfumowania przez troskliwych cenzorów.

Na wystawie znalazło się na przykład piękne zdjęcie przedstawiające wiejską rodzinę czytającą w gazecie o kosmicznej podróży Jurija Gagarina. Wymowa polityczna i propagandowa zdjęcia jest bez zarzutu - na twarzach całej rodziny widnieje niekłamany, spontaniczny entuzjazm. Ale zdjęcie zatrzymała cenzura, bowiem rodzina wygląda na nim zbyt prawdziwie - umorusane dzieciaki, bezzębny dziadek, uwalane gumiaki. Tak nie można było pokazywać wsi w sielance peerelowskiej prasy.

Z tych samych przyczyn zakwestionowano zapewne liczne zdjęcia z tzw. gospodarczych wizyt kolejnych przywódców w zakładach pracy. Na zatrzymanym zdjęciu z wizyty generała Jaruzelskiego w Hucie Baildon nie ma nic niecenzuralnego politycznie - robotnicy słuchają generała z szacunkiem i w skupieniu, ale znowu wyglądają zbyt robotniczo, widać po nich zmęczenie, mają na sobie zużytą odzież ochronną, a robotnika można było pokazać tylko w stroju galowym, najlepiej w garniturze.

Te same zasady dygnitarze partyjni stosowali również wobec samych siebie. Jak można wywnioskować z wystawy, zakazywali publikacji jakichkolwiek swoich zdjęć, na których wyglądają jak normalne, ludzkie istoty. Zatrzymano zdjęcie Gomułki rozmawiającego z Chruszczowem podczas nieoficjalnego spotkania w Puszczy Białowieskiej - obaj politycy są tam na luzie, ubrani w wełniane swetry i wyglądają dużo sympatyczniej niż na oficjalnych, spiżowych wizerunkach. Zatrzymano też zdjęcie generała Jaruzelskiego zmieniającego okulary (bo nie wolno przyznać, że ma dwie pary), zatrzymano zdjęcie radośnie uśmiechającego się Gomułki - bo przy okazji ujawnia on stan swojego uzębienia.

Przewagę kryterium "estetycznego" nad "politycznym" wśród zaprezentowanych zdjęć łatwo wytłumaczyć tym, że ich autorzy nie mieli żadnych wywrotowych intencji. Wiedzieli wszak, w jakim kraju i dla jakiej instytucji pracują. Nawet najbardziej pryncypialnemu fotoreporterowi wkradnie się jednak czasem do aparatu jakaś niecenzuralna klatka, zwłaszcza tam, gdzie niecenzuralny jest wszelki realizm.

Skąd się jednak w ogóle wzięło "estetyczne" kryterium? Przecież w sławetnej ustawie o kontroli i publikacji widowisk nie było nic o estetyce ani o zakazie realizmu. W rzeczywistości, w przypadku zdjęć Centralnej Agencji Fotograficznej, najczęściej decydowała cenzura wewnętrzna (dyżurny sekretarz redakcji), potem dodatkowo kontrola wydziału prasy KC (gdzie sprawdzano wygląd dygnitarzy partyjnych), a potem dopiero właściwa cenzura państwowa, której rola była w tym przypadku marginalna.

Ktoś powie, że to zupełnie jak dzisiaj - wszak teraz też czasopismo sympatyzujące z jakimś politykiem raczej nie zamieści jego zdjęcia, na którym ten ma niemądry wyraz twarzy. Nie należy jednak zapominać o tym, że CAF miał w PRL monopol na obsługiwanie Sejmu, rządu, plenów, zjazdów, wizyt zagranicznych polityków itd. Na takie imprezy nie wpuszczano nawet fotoreporterów legalnej, pierwszoobiegowej prasy. W tym wypadku decyzja sekretarza redakcji o tym, że "tego zdjęcia nie dajemy", miała więc wagę absolutnego, nieodwoływalnego wyroku.

Wiele zdjęć prezentowanych na tej wystawie właśnie na niej ujrzało światło dzienne po raz pierwszy. Choćby dla nich warto ją zobaczyć. Większość publikowanych dotąd zdjęć peerelowskich zamieszek pochodzi od fotoamatorów - posługujących się gorszym sprzętem, obawiających się i pałki zomowca, i podejrzliwości współdemonstrantów. Profesjonalne fotogramy z natury rzeczy górują nad nimi techniką, a w dodatku prezentują wydarzenia często z drugiej strony barykady, co ogląda się dość niesamowicie.

Na otwarciu wystawy Stefan Bratkowski zapraszał wszystkich do śmiechu, ale wśród zwiedzających raczej nie zauważyłem specjalnego rozbawienia. Dla mnie ta wystawa stała się raczej świadectwem tego, że w ustroju totalitarnym estetyka - estetyka sielankowej szmiry - była często ważniejsza od polityki.

WOJCIECH ORLIŃSKI
(Gazeta Wyborcza, 15.XII.98)

 

Wystawa "Zakazane zdjęcia". Fot. M.Grygiel

 

Wystawa "Zakazane zdjęcia". Fot. Michał Mutor/GW

 


Zobacz też :



Spis treści

Copyright © 1997-2012 Marek Grygiel / Copyright for www edition © 1997-2012 Zeta-Media Inc.
e-mail: fti@zeta-media.com