Skrócona wersja tej korespondencji
ukazała się w Gazecie Wyborczej 12 maja 1998 r.

 

Kasia Górska

Wiosna klasyków - o fotografii w Nowym Jorku

Kwiecień to w Nowym Jorku święto fotografii, a zainteresowanie nią jest w tym mieście szczególne. Tu znajduje się ponad 40 galerii fotograficznych, tu mieszczą się redakcje największych ilustrowanych magazynów, tu kierują swoje kroki poczatkujący fotograficy i modelki, tu właśnie mieszkają największe sławy fotograficznych obiektywów. Kalendarze wszelkich imprez artystycznych planuje się z wielotygodniowym wyprzedzeniem, i wiosna należy do tej części społeczności Nowego Jorku, która żyje fotografią.

Tradycyjnie na początku kwietnia największe nowojorskie domy aukcyjne organizują najpierw przeglądy kolekcji, a potem aukcje fotograficzne. Kolekcjonerzy zdjęć mogą znaleść tu historyczne dagerotypy, pierwsze szklane fotografie, pejzaże z połowy 19. wieku, modernistyczne foto collage i portrety wszystkich liczących się artystów. Zwykli śmiertelnicy mogą nacieszyć się fizycznym kontaktem z unikalnymi zdjęciami, bowiem wstęp jest otwarty i każdy po włożeniu bawełnianych rękawiczek wziąć może w ręce oryginalną odbitkę Man Ray'a, wycenioną na 60,000 dolarów.

Moda na kolekcjonowanie fotografii artystycznej pojawiła się na początku lat 1980., wraz z finansowym boomem na amerykafskich giełdach. Wtedy też powstało wiele galerii specjalizujacych się w sprzedaży fotografii. Po krachu w 1987 roku, rynek sztuki załamał się na kilka lat, ale teraz przeżywa kolejny renesans. Na wszystkich aukcjach padły w drugim tygodniu kwietnia światowe rekordy cen fotografii. I tak w Swann Galleries za zdjęcie Imogen Cunningham, jednej z pierwszych kobiet - fotografów, przedstawiające kwitnącą gałąź magnolii, zapłacono 211,500 dolarów. W roku 1929 to samo zdjęcie kupione od artystki kosztowało 5 dolarów, co na dzisiejsze pieniądze tłumaczy się na około 300 dolarów. Publiczność ogarnęły emocje, gdy za pochodzące z 1924 roku zdjęcie Edwarda Westona, przedstawiające abstrakcyjne linie zwieńczenia namiotu cyrkowego, wylicytowano w Sotheby's 266,500 dolarów. Emocje te przytłumił odrobinę fakt, że kupiec pozostał anonimowy, a transakcja odbywała się za pośrednictwem dealera słuchajacego wskazówek klienta przez telefon komórkowy. Całkowity dochod z czterech aukcji przekroczył ponad 10 milionów dolarów, co jest dowodem na rosnący popyt na klasyczne fotografie.

Nic więc dziwnego, że wszystkie muzea nowojorskie uwzględniają w swoim harmonogramie ekspozycje fotograficzne. Najbardziej ambitną politykę realizuje kierowany przez Marix Morris Hambourg dział fotografii w Metropolitan Museum of Arts, w którego kolekcji znajduje się ponad 15,000 fotografii. Do końca czerwca można w Metropolitan obejrzeć pochodzącą ze zbiorów własnych muzeum wystawę zdjęć kręgu nowojorskich piktorialistów: Alfreda Stieglitza, Gertrudy Kasebier, Clarence White'a i Edwarda Steichena. Alfred Stieglitz, nestor amerykańskiej fotografii, założył w 1902 roku klub zwany Foto Secesja. Zrzeszał on artystów, których prace fotograficzne były reakcją na wszechobecną inustrializację, odchodzenie od tradycji i rękodzieła na rzecz wielkich manufaktur. Piktorialiści, bo tak nazwano czołowych działaczy klubu, zainspirowani malarstwem amerykańskiego impresjonisty Whistlera, francuskim symbolizmem i sztuką japońską, fotografowali nastrojowe pejzaże. Rozmyte kontury, brak szczegółów, gra światła, i odbitki na czerpanym papierze nadały ich pracom malarskiego charakteru. Taka poetyka sprzyjała uznaniu artystycznych walorów fotografii. Do kanonu tworczości tego kręgu zalicza się wykonane przez Stieglitza w 1904 roku zdjęcie budynku Flatiron przy 5 Alei i 23 ulicy. W 1912 roku Stieglitz otworzył na przy 5 Alei na Manhattanie pierwszą galerię fotograficzną, która nazwę "291" wzięła od numeru domu. W ciągu kilkunastu lat galeria 291, a potem także pismo "Camera Work" skupiły rzesze fotografów i plastyków nie tylko z Nowego Jorku, ale też innych części Stanów Zjednoczonych i Europy.

Jednym z protegowanych Stieglitza stał sie Paul Strand i jemu, a właściwie przełomowi w jego tworczości, przypadającemu na lata 1915 - 1916, poświęcona jest kolejna wystawa w Metropolitan Museum. Paul Strand (1890-1976) jako student kulturoznawstwa odwiedził galerię i zaprezentował Stieglitzowi portfolio swoich fotograficznych pejzaży. Za namową Stieglitza zaczął fotografować pełne życia ulice Nowego Jorku: mosty, skwery, ulice, poranną rzekę ludzi zmierzających do pracy na Wall Street. Po kilku miesiącach przeniósł się do Connecticut, gdzie stworzył całą serię abstrakcyjnych fotografii: zbliżeń martwej natury, ram okiennych, fragmentów krzeseł, cieni balustrad na werandzie. Fotografowane pod różnym kątem, z umiejętnie dobranym naturalnym światłem, kompozycje te miały wiele wspólnego z pracami współczesnych Strandowi kubistów i były pierwszymi abstrakcjami fotograficznymi. Jesienią 1916 roku Strand po raz kolejny zmienił obiekt fotograficznych zainteresowań i zajął się portretem. Fotografował mieszkańców ubogich dzielnic Nowego Jorku: emigrantów, ulicznych sprzedawców i żebraków. Zainstalował w swoim aparacie drugi obiektyw. Udawał że fotografuje fasady domów, a tymczasem dodatkowa lustrzanka pozwalała mu na ustalanie kompozycji w bocznym obiektywie, przy nieświadomości i niewiedzy portretowanych. W cyklu tych portretów wyróżnia się zdjęcie niewidomej gazeciarki. Mogłaby żebrać na rogu ulicy, ale dumnie prezentując odznakę przynależności do związków zawodowych sprzedaje gazety. Ten obraz, pełen szacunku dla kalekiej, bezbronnej wobec aparatu fotograficznego osoby, należy do czołowych dzieł foto realizmu.

W ciekawej opozycji do precyzyjnych zdjęć Paula Stranda objawia się Stanisław Ignacy Witkiewicz, którego prawie 80 portretów fotograficznych z lat 1911 - 1914 prezentuje Robert Miller Gallery przy 57 ulicy. Wystawa była wcześniej pokazana w Monachium i w Halle. Tym razem do zbiorów dołączono archiwalne odbitki z prywatnych kolekcji zagranicznych z przeznaczeniem na sprzedaż. Portrety Witkacego są małego formatu, zaś ceny (od 15,000 do 60,000 $) bardzo wysokie. Jest to niewatpliwie dyktowane dużą popularnością fotografii z początku wieku. Współautor wystawy i pięknie wydanego katalogu, Stefan Okołowicz, uważa, że duże zainteresowanie fotografiami Witkacego daje spore szanse na poważną wystawę wszechstronnej tworczości artysty. Niewykluczone, że ekspozycją taką zorganizuje Museum of Modern Arts.

Nostalgiczną kontynuacją fotograficznego festynu jest wystawa prac Bernice Abott w City Museum of New York. To ekspozycja 170 zdjęć Nowego Jorku wykonanych w latach 1935-1939. Bernice Abott (1898-1991) w 1920 roku osiedliła się w Paryżu. Pracowała jako asystentka Man Raya, lecz po kilku latach otworzyła własne studio portretowe. W połowie lat 1920. spotkała francuskiego fotografa Euegne Atgeta, który spędził 40 lat życia na dokumentowaniu zmieniajacej się architektury Paryża. Po powrocie do Nowego Jorku, poruszona modernizacją i rozbudową gigantycznej metropolii, postanowiła pójść w ślady Atgeta, i uwiecznić architekturę i życie miasta lat 1930. Otrzymała stypendium federalne i przez 5 lat przemierzała ulice Nowego Jorku fotografując fasady domów, witryny sklepów, mosty, parki, place, ruch uliczny. Zarejestrowała chwile intensywnych zmian w mieście, a unikalne obrazy geometrycznych linii wieżowców i wiaduktów, w połączeniu z cieniami samochodów i drzew, tworzą abstrakcyjne często kompozycje charakterystyczne dla fotografii lat 1930.

W 1938 roku brytyjski magazyn "Picture Post" opublikował portfolio zdjęć z hiszpańskiej wojny domowej Roberta Capy (1913-1954). Redakcja uznała go za najwybitniejszego fotoreportera wojennego na świecie. Opinia ta przetrwała do dnia dzisiejszego. 25 letni Capa był świadkiem wojny chińsko-japońskiej w 1938 roku; fotografował walki na frontach 2 wojny światowej, uczestniczył w lądowaniu aliantów w Normandii, a potem w wojnie izraelskiej 1948 roku. Do kolegi fotoreportera powiedział kiedyś: "jeśli twoje zdjęcia nie są wystarczajaco dobre, to znaczy że nie byłeś wystarczajaco blisko".W 1947 roku, wraz z Henri Cartier-Bresson, założył agencję fotograficzną Magnum. Zginął tragicznie (nastapił na minę) z aparatem w ręku w 1954 roku w Indochinach. Fotografie Roberta Capy obejrzeć można na kolejnej monograficznej wystawie - w International Center of Photography. Jest wśród nich jego najbardziej znane zdjęcie - śmierć hiszpańskiego lojalisty na froncie wojny domowej 1936 roku. Często porównywane z obrazem Goyi - egzekucja mieszkańcow Madrytu - zdjęcie to wywołało sporo kontrowersji. Czy fotoreporter ma prawo dokumentować śmierć, w jakimś sensie żerować na tragedii ludzkiej, czy może powinien ratować ofiarę? Po śmierci Capy zrodziło się też pytanie, czy jest to na pewno zdjęcie autentyczne, czy też zostało przez fotografa zaaranżowane. Wątpliwości te rozwiano dopiero kilka lat temu, gdy biograf Capy natrafił na akt zgonu mężczyzny z fotografii, wystawiony w tym samym dniu, którym reporter datował zdjęcie. John Steinbeck tak określił twórczość Roberta Capy: "Wiedział, że nie można fotografować wojny, bo wojna to emocje. Ale fotografował owe emocje z boku. Potrafił pokazać tragedię ludzkości w twarzy pojedynczego dziecka."

 

Piktorializm w Nowym Jorku, 1900 - 1915. 10 luty - 31 maja 1998.
Paul Strand około roku 1916. 10 marca - 31 maja 1998.
Metropolitan Museum of Art. 1000 Fifth Avenue, Nowy Jork.

Stanisław Ignacy Witkiewicz. Fotografie. 31 marca - 2 maja, 1998.
Robert Miller Gallery, 41 East 57th Street, Nowy Jork.

Bernice Abott. Zmieniający się Nowy Jork, 1935-1939. 14 marca - 21 czerwca
1998. Museum of the City of New York. 1220 Fifth Avenue.

Robert Capa. Fotografie. 14 marca - 7 czerwca 1998.
International Center of Photography. 1133 Avenue of the Americas. Nowy Jork.

 


Zobacz też :


Spis treści

Copyright © 1997-2012 Marek Grygiel / Copyright for www edition © 1997-2012 Zeta-Media Inc.
e-mail: fti@zeta-media.com