Mariusz Hermanowicz

W oczekiwaniu na...

W listopadzie będzie w Paryżu kolejny miesiąc fotografii. A co dzieje się tam obecnie ? Czy można obejrzeć jakieś wystawy fotograficzne, czy też wszystkie galerie i muzea trzymają zdjęcia głęboko schowane w oczekiwaniu na wielkie święto fotografii ?

Dom, w którym mieszkał Eugeniusz Atget.

 


ZWIEDZANIE rozpoczynamy od obejrzenia miejsca, gdzie kiedyś żył Eugeniusz Atget. Dom, w którym mieszkał w latach 1898 - 1927 stoi na stosunkowo krótkiej ulicy Campagne Premiere między bulwarem Montparnasse i bulwarem Raspail. Kilka lat temu na domu tym została umieszczona tabliczka upamiętniająca ten fakt. Stąd zatem wyruszał przez prawie 30 lat "ojciec nowoczesnej fotografii" z ciężkim statywem, aparatem, kasetami, aby przemierzać Paryż w celu robienia "odbitek dla artystów", jak, skromnie, nazywał swoje zdjęcia.

 


 


Obok dawnego domu Atgeta jest pasaż d'Enfer (pasaż Piekła), w którym kiedyś znajdowały się liczne pracownie artystów. Obecnie pasaż ten jest w remoncie. Na ulicy Campagne Premiere znajduje się także hotel, w którym często zatrzymywał się Majakowski w czasie swoich przyjazdów do Paryża. Znajduje się tu także "Societe de psychanalyse freudienne" - Towarzystwo psychoanalizy freudowskiej".

 


 


Możemy teraz udać się do Hotel de Sully, gdzie jest wystawa "Atget, pionier" przygotowana pod kierownictwem Jean-Clauda Lemagny. Odnaleziono w zbiorach jednego z francuskich muzeów nieznane dotąd zdjęcia Atgeta. To pierwszy powód do tej wystawy. Drugi wydaje mi się bardziej dyskusyjny. Autorzy wystawy chcieli pokazać Atgeta jako prekursora surrelizmu, kubizmu, nawet konceptualizmu. Czemu nie. Dzieło Atgeta jest tak olbrzymie, tak bogate, jego wpływ na wielu fotografów, jego "duchowych synów" jest oczywisty. Napięcie jakie możemy odczuć obserwując jego zdjęcia możemy odnaleźć obserwując zdjęcia innych autorów. Niedawno oglądając stykówki, setki stykówek zdjęć Wojtka Prażmowskiego do jego nowego cyklu "Biało-czerwono-czarne" myślałem właśnie o zdjęciach Atgeta. Ta sama zdolność do wnikliwej obserwacji, pozornie "bezstronna" kompozycja, dostrzeżenie nadzwyczajności rzeczy obok których wszyscy, oprócz autora, przechodzą zupełnie obojętnie, zdjęcia niby dokumentacyjne, których wartość będzie rosła z roku na rok, aż okaże się, czym one naprawdę są.

Ale autorzy wystawy o Atgecie wybrali schemat, który, wydaje mi się, zubaża wkład Atgeta do historii fotografii. Zamiast mówić o wpływie postawy Atgeta na innych, wybrali zdjęcia, o których możnaby powiedzieć, że ich autorzy "ściągnęli" je od Atgeta.

Tu refleksja ogólna. Nie znam doktryn nauczania artystycznego we Francji. Ale zauważyłem wiele razy, że nauczyciele rysunku w szkołach francuskich zmuszają dzieci do robienia czegoś w rodzaju kopii obrazów znanych malarzy. Dzieci, zamiast rozwijać swoją wrażliwość, wybierać tematy, które je nurtują, muszą rysować, czy malować a to w stylu Picassa, a to w stylu Paula Klee. Może takie nauczanie, które wzięło się jeszcze chyba z tradycji klasycystycznej, gdzie młodzi malarze musieli kopiować to, co zostawili nam artyści greccy czy rzymscy, ma jakiś sens w przypadku studentów akademii sztuk pięknych, ale w przypadku dzieci wydaje mi się nieporozumieniem.

Podobnie autorzy tej wystawy - zestawili zdjęcia Atgeta ze zdjęciami innych autorów, ale kierując się wyłącznie stroną zewnętrzną, kompozycją, tematem, kadrem. Atget fotografował buty na straganie ulicznego sprzedawcy? Pokażmy, że także Albert Renger-Patzsch fotografował buty i nawet skomponował swoje zdjęcie dość podobnie. Atget sfotografował drzwi, nad którymi jest wnęka, w którym stoi popiersie jakiegoś mężczyzny. Vilem Kriz, czeski fotograf, uczeń Drtikola, który emigrował najpierw do Paryża, potem do USA, zrobił podobne zdjęcie. To znowu francuski fotograf Bruno Reguillart, śladami Atgeta, robi zdjęcia w parku w Wersalu (zresztą zdjęcia naprawdę słabe). I tak dalej. Atget zrobił się kimś, kogo inni fotografowie po prostu kopiują w warstwie najmniej znaczącej - podobny temat, podobna kompozycja.

Na szczęście są jeszcze same zdjęcia - obcowanie ze zdjęciami Atgeta jest zawsze samą przyjemnością, nawet jeśli, podobnie jak inni fotografowie, nie zawsze robił same arcydzieła. Odkryłem na tej wystawie, rzadkie w jego twórczości, zdjęcia z prywatnych wnętrz mieszkalnych. Nie łatwo chyba było mu je zrobić, ze sprzętem jaki był w tamtych czasach. Zawsze jest też ciekawie przyjrzeć się oryginalnym odbitkom zrobionym przez Walkera Evansa, Lee Friedlandera, Bernharda i Hillę Becherów, czy też odkryć zdjęcia fotografów mniej znanych jak Clarence John Laughin, czy Jindrich Styrsky.

Jedna rzecz natomiast nieprzyjemnie mnie zaskoczyła. Pod każdym zdjęciem podane są oczywiście najważniejsze informacje, ze zbiorów jakiego muzeum ono pochodzi, w jakich mniej więcej latach było zrobione itd. Sześć zdjęć Atgeta wydało mi się jakiejś niedobrej jakości technicznej, z małą ilością szczegółów w cieniach, jakieś za bardzo kontrastowe. Naprawdę, bez atmosfery. Przeczytałem pod nimi "Impression numerique Iris Fine Art". Patrząc na te zdjęcia z bliska (choć bez lupy, bo jej z sobą nie miałem i zresztą pewnie by mi zwrócono uwagę, by nie dotykać zdjęć) zobaczyłem, że rzeczywiście widać na nich coś w rodzaju rastra, jakichś pikseli. Jeszcze jedno zdjęcie, Paula Stranda, zostało opatrzone tym napisem "Impression numerique Iris Fine Art". Jakość jego wydawała się dobra, można było je wziąć za odbitkę oryginalną. Natomiast w wypadku zdjęć Atgeta próba zastąpienia odbitki oryginalnej przez kopię cyfrową wydała mi się nadużyciem.

 


 


Wystawa w Maison Europenne de la Photographie - Sebastiao Salgado: "Exodes"

 


NASTĘPNA wystawa - Maison Europenne de la Photographie - olbrzymia wystawa Sebastiao Salgado. "Exodes". Można to przetłumaczyć jako "Wygnanie". Złożona właściwie z dwóch wystaw, podwystawa to "Les enfants d'exil", czyli "Dzieci zesłane", "Dzieci zesłańców" - seria wspaniałych, klasycznych portretów dzieci w różnych częściach świata. Wspólną cechą tych dzieci jest to, że zostały wygnane ze swoich krajów rodzinnych, lub urodziły się tam, gdzie zostali wygnani ich rodzice. Pod wieloma zdjęciami podpisy "sierota", "stracił kontakt z rodziną".

Główna wystawa składa się z kilku działów zatytułowanych :

  • "Z Rosji do Ameryki"
  • "Z Ameryki Południowej i Meksyku do USA".
  • "Gibraltar"
  • "Kurdowie" (którzy przez Litwę emigrują do Europy)
  • "Palestyńczycy w Libanie"
  • "Była Jugosławia"
  • "Afganistan"
  • "Wietnam"
  • "Afryka"
  • "Migracja do miast w Indiach, na Filipinach i w Wietnamie"
  • "Migracja do miast i chaos miejski w Ameryce Południowej"

Niektórzy zarzucają Salgado, że zbyt estetyzuje i dramatyzuje swoje zdjęcia. Przyznam się, że wolę zdjęcia Salgado niż niektóre zdjęcia, które co roku prezentuje się na World Press Photo. Piszę "niektóre zdjęcia", choć oczywiście są to co roku inne, ale zawsze tak samo epatują nas okrucieństwem świata. Nie wiem czemu, ale za wieloma zdjęciami pokazywanymi na World Press Photo czuję jakąś eskalację w okrucieństwie. Wygra ten, który pokaże wojnę bardziej okrutną, matkę, która straciła więcej dzieci, masakrę, w której zginęło więcej ludzi_

Natomiast, mam wrażenie, zdjęcia Salgado, choć dramatyczne, nie mają na celu epatowanie nas coraz większym okrucieństwem. Oczywiście, zdjęcie takie jak "Ciała setek Tutsi zabitych przez Hutu są nadal w szkole w Nyarubuye" w 1995 roku, w roku po tym jak zostali zabici, pozostaną w naszej pamięci chyba już do końca życia. Salgado pokazuje nam, że nasz świat jest nadal bardzo niesprawiedliwy, że miliony ludzi zostały wypędzone ze swoich małych czy dużych ojczyzn, albo że sami z nich wyjechali w poszukiwaniu lepszych warunków życia, by uciec od głodu i nędzy. Jego zdjęcia są dramatycznym apelem do nas, byśmy coś zrobili z tymi wszystkimi nieszczęściami jakie przewalają się po świecie i których ofiarami padają nasi bliźni. A jeśli stać nas tylko na dyskusje czy jego zdjęcia są zbyt estetyczne, czy nie, to znaczy, że nie potrafimy nic zrobić i że obrazy przesłoniły nam świat.

Wystawa w Maison Europenne de la Photographie - Sebastiao Salgado: "Exodes"

 


Wystawa w Maison Europenne de la Photographie - Sebastiao Salgado: "Les enfants d'exil"

 


INNA wystawa w Maison - to nagroda w dziedzinie fotografii cyfrowej jaką otrzymała Catherine Ikam (pisałem o tym poprzednio) i wyróżnienie jakie otrzymali autorzy obrazów inspirowanych twórczością Edwarda Hoopera. Można obejrzeć ich prace pod adresami :

www.ubikam.fr
www.clarkpougnaud.com

(Niedługo korespondencję z czegokolwiek można będzie ograniczyć do podania adresów internetowych).

 


 


MUSEE d'Orsay proponuje nam wystawę "Dans le champ des etoiles - fotografowie i niebo, 1850 - 2000". Przypuszczam, że zeszłoroczne zaćmienie słońca miało pewien wpływ na podjęcie decyzji o zorganizowaniu tej wystawy. Jest to wystawa ciekawie łącząca naukę ze sztuką, pokazująca zarówno zdjęcia "naukowe", historię dążeń ludzi do zarejestrowania obrazów nieba, jak i, w ostatniej części, fascynację i inspirację jakie na artystów wywierało i wywiera niebo. Wystawa zaczyna się od dagerotypów zaćmienia księżyca i słońca. Można z wzruszeniem (lub bez) pochylić się nad posrebrzanymi płytkami, na których zostały zarejestrowane te zjawiska prawie 150 lat temu. Następnym działem wystawy są zdjęcia planet. 8 grudnia 1874 roku widoczne było z ziemi przejście Wenus przed tarczą Słońca. 60 ekspedycji naukowych wyruszyło, by sfotografować to zjawisko (poprzednie było w 1769 roku).

Przez wiele lat obserwacja ludzka i rysunek były dokładniejsze niż obrazy, jakie mogła zapewnić ówczesna technika fotograficzna. W 1874 roku w Londynie ukazał się drukiem album "The Moon considered as a Planet. A World and a Satellite". Były w nim fotografie makiet gipsowych powierzchni Księżyca zrobionych na podstawie rysunków _ wykonanych na podstawie obserwacji z użyciem teleskopów. Te fotografie makiet były dokładniejsze niż ówczesne fotografie prawdziwego księżyca.

Następne działy wystawy pokazują inne ciała niebieskie, jak komety, meteoryty, czy też widma spektralne gwiazd. Oczywiście nie zabrakło zdjęć NASA robionych w czasie podróży kosmicznych przez amerykańskich kosmonautów.

Ostatni dział wystawy, jak już pisałem, to odzwierciedlenie tematu nieba w twórczości różnych artystów. Dział cokolwiek eklektyczny. Można tu zobaczyć zdjęcie Aleksandra Rodczenki "Czerwona Armia", rysunek gwiazd nałożony na równe szeregi żołnierzy (hm!), cokolwiek abstrakcyjne zdjęcie Laszlo Moholy-Nagy, rayogram Man Raya, prace Jana Dibbetsa, Alain Fleischera, George'a Rousse'a, który w 1989 roku namalował jakąś planetę na zniszczonym fragmencie muru w Chile. Uwagę moją zwróciła praca nieznanego mi zupełnie artysty Francisco Infante Arana, urodzonego w 1943 roku w ZSRR "24 projekty rekonstrukcji gwiaździstego nieba" (1965-67). Przypuszczam, że jest on dzieckiem emigrantów politycznych, którzy osiedlili się w ZSRR. Jest jednak coś "radzieckiego" w tej pracy (z lekką ironią), jakby nie starczyło już pola do "rekonstrukcji" na powierzchni ziemi i jakby trzeba było się zabierać za "przekształcanie", postępowe oczywiście, całego kosmosu.

Inna praca, ze zbiorów francuskiego Fond National d'Art Contemporain, to słynne zdjęcie powierzchni Marsa wykonane w czasie lotu Pathfindera. Czy to zdjęcie naukowe czy artystyczne ? Zdaje się, że rzeczywiście nauka i sztuka mogłyby częściej wspólnie eksplorować nasz świat.

 


Afisz wystawy "Blanc et Demilly" w Centre Pompidou

 


W CENTRE POMPIDOU, odnowionym, w dziale graficznym, wystawa ze zbiorów zakładu fotograficznego "Blanc i Demilly" działającego w Lyonie w latach 1924-1962". Prawdą jest, że często w zbiorach takich zakładów, rzemieślniczych, nastawionych na "świadczenie usług dla ludności" znajdują się zdjęcia bardzo ciekawe, będące świadectwem lat dawno minionych, dokumentem historycznym. Ale jednak ta nutka nostalgii nie wystarcza. Nie każdy fotograf rzemieślnik jest rzemieślnikiem takiej klasy jak Atget. I to chyba można powiedzieć o tej właśnie wystawie.

 


Z wystawy "Blanc et Demilly" w Centre Pompidou

 


Nie oglądałem tym razem stałych kolekcji Centre Pompidou, ale zapuściłem się trochę w sale, w których ta kolekcja jest pokazana. Zobaczyłem pracę, która podbiła mnie z miejsca. Może dlatego, że podejmuje temat, który chodził mi kiedyś po głowie, ale dla wyrażenia którego nie znalazłem formy. Claude Closky, urodzony we Francji w 1963 roku, wyciął z reklamówek 1000 zdjęć różnych przedmiotów razem z figurującą obok ceną. Znalazł przedmioty, które można było kupić za jednego franka, potem za dwa franki, za trzy i tak aż do tysiąca franków. Uważam, że jego praca jest fantastyczną reakcją na nasz współczesny świat, w którym każdy przedmiot zaczyna być postrzegany poprzez pryzmat ceny. W dołączonym do pracy fragmencie wywiadu, którego możemy wysłuchać, założywszy sobie słuchawki na uszy, jakiś krytyk "martwi się", czy kolejne prace Closky'ego pokazują jego "rozwój" twórczy, podkreśla, że używa on różnych tworzyw. Closky odpowiada, że używa tworzyw, które wydają mu się akurat odpowiednie do pracy, którą chce zrobić. Piękny przykład niezależności w tworzeniu.

 


Claude Closky: fragment pracy "Od 1 do 1000 franków" (1993)

 


Claude Closky: "Od 1 do 1000 franków" (1993)

 


Po powrocie do domu wyrzuciłem od razu ilustrowane reklamówki, które zbierałem od dłuższego czasu. Claude Closky zrobił tak świetną pracę, że nie muszę się dalej męczyć z tym tematem.

 


Galeria Chantal Crousel

 


W GALERII Chantal Crousel wystawa kilku artystów, m. in. fotografa Sean'a Snydera, który pokazuje, przypiętą pineskami do ściany, serię 15 dużych kolorowych zdjęć podmiejskich osiedli z betonu. Jest to egzemplarz numerowany 5/5. Znaczy to, że jest to ostatni egzemplarz z pięciu, jakie artysta zrobił. Więcej już ich nie będzie. Można ten ostatni egzemplarz kupić za 220.000 franków HT (czyli bez VAT-u). Za tę cenę można by kupić we Francji już jakieś mieszkanko w osiedlu takich betonowych domów. Ale w takim mieszkanku nie można by chyba przyzwoicie powiesić na ścianach serii zdjęć Sean'a Snydera, bo byłoby za mało miejsca_

Cokolwiek smutny wychodzę z galerii, ale pocieszam się patrząc na inny temat wzięty ze współczesności, temat robót drogowych i kablowych w pejzażu wspólczesnej metropolii :

 


 

 

 


Ostatnia wystawa, na jaką udało mi się dotrzeć (lista była dłuższa, ale sobota krótka) to "Un siecle d'enfance parisienne 1900-2000", wystawa w salonach ratusza. Wystawa częściowo fotograficzna, na której zgromadzono także różne przedmioty, zabawki, pokazuje rozwój opieki społecznej nad dziećmi w Paryżu (podobne procesy zachodziły i w całej Francji). Nie jest to wystawa czysto fotograficzna, zdjęcia służą tu pokazaniu procesów społecznych, towarzyszą opisowi, komentarzom, służą jako ilustracja historii.

 


Wystawa: "Dzieci paryskie 1900-2000"

 


 


Wystawa: "Dzieci paryskie 1900-2000"

 


 


Z wystawy "Dzieci paryskie 1900-2000"

 


Nie mogłem się oprzeć, aby nie zrobić tego zdjęcia w toalecie paryskiego ratusza. Wszędzie można znaleźć coś ciekawego, czy chociażby - zabawnego...

 


 


Dla cierpliwych, dla tych, którzy dotrwali do tego miejsca, nagroda - zdjęcie placu Zgody z karuzelą i wieżą Eiffla w tle.

 


tekst i zdjęcia:

Mariusz Hermanowicz

 


 

 


Spis treści

Copyright © 1997-2012 Marek Grygiel / Copyright for www edition © 1997-2012 Zeta-Media Inc.