18.IV.2000

 

Zdjęcia wybitnego reportera Sebastiao Salgado w Warszawie.

Bez pocieszenia

Sebastiao Salgado nie poddaje się regułom, które narzucają dziś media - wiadomość musi być najpierw atrakcyjna, a dopiero potem prawdziwa

"Chwyt manipulacyjny [mediów] na temat ubóstwa polega na usuwaniu go do programów krajoznawczych i etnograficznych pokazujących świat egzotyczny. Ubóstwo - to część egzotyki, tam jej miejsce. Ubóstwo jest więc pokazywane jako kuriozum, jako ciekawostka, niemal turystyczna atrakcja." To słowa Ryszarda Kapuścińskiego z tekstu o tym, jak współczesne media deformują świat. Ale mógłby je napisać Sebiastao Salgado, autor fotograficznego cyklu "Robotnicy" (z lat 1986-92) ukazującego ciężką, fizyczną pracę biednych, zwykłych ludzi, w wielu odległych od siebie punktach ziemi. Zainteresowanie - choć lepsze byłoby tu słowo powołanie - prowadzi tego reportera do rejonów, gdzie nie spędza się całego dnia przed telewizorem, czyli tam, gdzie mieszka tzw. reszta ludzkości. Reszta, która jest większością.

Ta reszta, którą pokazuje Salgado na swoich zdjęciach, to nie tylko tzw. trzeci świat. To także robotnicy w stoczni we Francji jak i w Polsce, w Gdańsku, który Salgado odwiedził w 1990 r. Choć tylko część zdjęć dotyczy ludzi w Europie, zdjęcia te wiele mówią o Europie. Mówią o tym, czego ona nie wie.

Salgado uprawia fotografię od lat 70. Zaczął właściwie przypadkowo - wykonał jakieś zdjęcia do dokumentacji potrzebne w pracy. Od kiedy odkrył swoją pasję, poświęca się tym samym tematom. Pokazuje życie ludzi zepchniętych na margines, biedoty, imigrantów, chłopów w Ameryce Południowej głodujących w Afryce. Nie jest bez znaczenia fakt, że choć wykształcony (jako ekonomista) i mieszkający we Francji, urodził się na brazylijskiej prowincji. Nie pochodzi z Europy Zachodniej i pewnie temu właśnie jego spojrzenie zawdzięcza swoją ostrość. Jak to się zatem stało, że jego zdjęcia zrobiły karierę właśnie w tej przesyconej informacjami, nieciekawej tego co poza nią Europie? Przecież nic się na nich właściwie nie dzieje. Nie są atrakcyjne. Pokazują życie nieciekawe i nudne - monotonię codziennej pracy i zwykłego bytowania. Na zdjęciach ludzie całymi rodzinami wychodzą do pracy w kopalni, budować kanały irygacyjne, uprawiać herbatę, zbierać liscie tytoniu. Salgado nie fotografuje tragedii. Pokazuje, że ludzie wytrzymają wszystko. To nie kategorie nudy czy ciekawości przy jego zdjęciach się sprawdzają, ale inne - prawdy i fałszu. Zdjęcia Salgado są prawdziwe, a najbardziej niezwykłe jest w nich to, że nie wiadomo - czy są prawdziwe dzięki temu, że są takie piękne, czy pomimo tego.

Najbardziej poruszająca relacja Salgado pochodzi z kopalni złota w Serra Pelada w Brazylii. Te fotografie są piękne, choć jest to piękno straszliwe. Kopalnia to wielki ziemny lej, do którego wchodzą, a potem wypełzają po wątłych drabinkach masy ludzi, unurzanych w błocie, z workami na głowach. Zdjęcia są czarno-białe, ale wydaje się, że błoto ma połysk złotawy. Ludzie to mrówki zlepione ze sobą szlamem, czołgające się na oślep po wytyczonych przez poprzedników ścieżkach. Praca to katorżnicza, a kręcące się w dole postaci przypominają robotników z fotografii Alaksandra Rodczenki, który w 1933 r. dokumentował budowę Kanału Białomorskiego. Przy podobieństwach są i różnice, które uświadamiają wyjątkowość zdjęć Salgado. Rodczenko robił zdjęcia zza pleców strażnika. Nie zbliżał się do pojedynczego robotnika, nie wydobywał go z tłumu. Pokazałby wtedy jego nędzę. Ale i jego godność. Inaczej Salgado. Fakt fotografowania nie stawia go w rzędzie tych, którzy wykorzystują robotników i zbijają na nich interes. Kim jest w takim razie? Z jakiej fotografuje pozycji? Najbliżej prawdy byłaby chyba odpowiedź, że Salgado jest nikim. Jest nikim, czyli niewidocznym, nie komentującym, nie wtrącającym się do wydarzeń świadkiem. Postawił na gościńcu lustro i rzeczywistość się w tym lustrze odbija. Oczywiście po tylu latach istnienia realistycznej powieści i reporterskiej fotografii wiemy, że nie ma lustra o absolutnie czystej powierzchni. Zawsze w odbiciu prócz odbijanej rzeczywistości widać także w końcu i lustro. Przyjrzawszy się temu, którym posługuje się Sebastiao Salgado, wypada stwierdzić, że pokryte jest ono pyłem i kurzem.

Salgado robi zdjęcia czarno-białe o dość grubym ziarnie. Nie ma tam kształtów wyraźnych i ostrych. Rzeczywistość jest widziana jakby przez warstwę pyłu i to odnosi się nie tylko do zdjęć z kopalni złota, gdzie w powietrzu unosić się musi wilgotny pył, ale i relacji z połowu tuńczyka na Sycylii, i pracy przy szybach naftowych w Kuwejcie. Ten sposób fotografowania oddala Salgado od natarczywości współczesnej reklamy, która "wszystko widzi osobno" i za pomocą doskonałej techniki fotograficznej wycina ze świata przedmioty, które chce następnie sprzedać. Zdjęcia Salgado są piękne, ale rzeczywistość, którą fotografuje, piękna nie jest. Nie ma w niej ładnych szczegółów. Przeciwnie - szczegóły ją kompromitują. Autor tych zdjęć jest ciekawy świata, ale nie zachwyca się światem. Ten sposób widzenia - i fotografowania - to ważna deklaracja światopoglądowa.

W albumie Salgado na próżno będziemy szukać jego podobizny. Z pozoru wygląda to na niedopatrzenie działu PR, ale jest świadomym wyborem. Nie eksponuje on siebie. Podkreśla, że nie jest artystą, a jego zdjęcia nie są sztuką. W epoce, kiedy w gazetach obok podpisu autora drukuje się jego fotografię, jakby w przekonaniu, że odbiorcami mogą być także i analfabeci, jest w tym postępowaniu Salgado coś anachronicznego, niedzisiejszego, szlachetnego. Salgado jest anachroniczny także dlatego, że podejmuje temat pracy rąk ludzkich. Temat to niemodny, który nie pasuje do świata skomputeryzowanego i zglobalizowanego, a mimo to wcale nie chce zanikać. Salgado nawiązuje do tradycji fotografii realistycznej, reporterskiej sprzed około stu lat dokumentującej obszary nędzy ludzkiej i ubóstwa. Jedno go tylko różni od zaangażowanych fotografów społeczników z przełomu XIX i XX w. Ma pesymistyczny stosunek do historii.

Po cyklu "Robotnicy" Salgado poświęcił się problemowi uchodźstwa. W latach 90. odwiedził różne miejsca na ziemi, od Rwandy do Krainy, gdzie ludzie cierpią poniżenie wygnania i wojny. Wygnańcy uciekają z miasta do miasta, ze wsi do wsi. Exodus odbywa się w tej chwili, teraz. Ci, którzy wierzą w jakiś "koniec historii", muszą być naiwnymi dziećmi. Historia trwa i jest "niekończącym się ciągiem poniżeń, opresji i katastrof" - jak pisze autor w komentarzu do cyklu "Robotnicy". Zbyt pesymistyczne? Salgado nie obiecywał, że będzie pokrzepiał serca. Odrzucił przecież rolę artysty.

Dorota Jarecka

Sebastiao Salgado, "Robotnicy", kurator Leila Wanick-Salgado, ze strony CSW Marek Grygiel, Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie, do 4 czerwca

 


Spis treści

Copyright © 1997-2012 Marek Grygiel / Copyright for www edition © 1997-2012 Zeta-Media Inc.
e-mail: fti@zeta-media.com