Numer 1 (21) / 96




Pomimo, że Europejski Dom Fotografii został otwarty jakiś czas temu, jak również wystawy o których pisze autor miały otwarcia w marcu zdecydowaliśmy się zamieścić relację Mariusza Hermanowicza ze względu wagę tych wydarzeń. Europejski Dom Fotografii stanie się w najbliższym czasie jednym z najważniejszych miejsc na fotograficznej mapie Europy.



Koniec marca w Paryżu

Mariusz Hermanowicz


W Centre Pompidou, od 20 marca do 27 maja 1966 r. wystawa fotografii amerykańskiej z lat 1890 - 1965 ze zbiorów MOMA. Komisarzami są: Peter Galassi i Alain Sayag. Około dwustu zdjęć bardzo znanych autorów (Stieglitz, Evans, Callahan, Winograd, Arbus, Friedlander...) oraz zdjęcia dokumentalne autorów mniej głośnych. Oczywiście, niesłychana przyjemność obejrzenia odbitek oryginalnych, ale dla kogoś kto interesuje się fotografią, bardzo dużo zdjęć znanych od dawna.

Przyznam się, że więcej czasu spędziłem w księgarni obok, w której jak zawsze wielki wybór książek związanych z tematyką aktualnej wystawy. Jeden egzemplarz każdego z tytułów jest do konsultacji. Można spędzić tu całe godziny buszując w książkach i albumach. Odkryłem album bardzo dobrego fotografa Jerome Leblinga (ur.1924), o którym nigdy przedtem nie słyszałem. Także album Lee Friedlandera pod świetnym tytułem "Letters from the people" wydany w 1994 r. Okazuje się, że Friedlander przez lata całe fotografował różne napisy, które ludzie gryzmolili w publicznych miejscach i powstała z tego bardzo ciekawa kolekcja.


N iedawno został otwarty w Paryżu, przy ulicy Fourcy, Europejski Dom Fotografii. Wiedziałem, że jeszcze nie wszystkie sale są gotowe, ale ciekawość popchnęła mnie do jego zwiedzania już teraz. Zostałem częściowo ukarany, bo wizyta nie była jednak warta tych 30 franków - tyle kosztuje bilet. Sale wystawowe są świetne, białe ściany, oświetlenie częściowo ukryte w sufitach, żadne lampy nie odbijają się w szybach.

To co zobaczyłem to dużo małych wystaw nie wiążących się w żadną całość. Po kilka zdjęć laureatów nagród miasta Paryża z ubiegłych lat: Tabard, Dieuzaide, Brihat, Bettina, Rheims, Keiichi Tahara, Newton (słynne "Big Nude"). Jedynie Salgado miał prawo do prawdziwej wystawy złożonej z kilkudziesięciu zdjęć, zresztą świetnych (znany cykl o kopalni złota w Ameryce Południowej). Dalej sala Irvinga Penna, sala Callahana z kilkunastoma jego zdjęciami ze zbioru 130 zdjęć "French Archive", które autor przekazał Domowi. Sala, w której trochę zdjęć z kolekcji liczącej ich 1500, który to zbiór Polaroid powierzył Domowi. Innej kilkanaście zdjęć młodych autorów japońskich z dwustu, które Dom również otrzymał w darze. W jeszcze innej sali zdjęcia znanych fotografów z kolekcji Romeo Martineza (1911-1990), redaktora naczelnego głośnego niegdyś miesięcznika szwajcarskiego "Camera". W jednej z sal rzeŸba Brassaia z 1971 r. "Afrodyta". A także prace "in situ" Georges'a Rousse'a zrealizowane w "hotel Henault de Cantobre" bo taka jest nazwa historyczna obecnego Europejskiego Domu Fotografii. Ponadto, na parterze, parę instalacji związanych z historią fotografii.

Biblioteka jeszcze nieczynna. Przez szybę widać, jak bibliotekarki ustawiają książki. Dom Fotografii ma podobno w swoich zbiorach kilkanaście tysięcy fotografii. Organizatorzy zamierzają ich dobrze pilnować, jak można wnioskować z obecności wielu strażników z radiotelefonami i twarzami wypożyczonymi ze służb specjalnych. 18 kwietnia zostanie otwarta wystawa "Współczesna przygoda, fotografia. 1955-1995". Polonika: zdjęcie Tadeusza Kantora wykonane przez Keiichi Taharę, zdjęcie Jean-Loup Sieffa z Warszawy z marca 1955 r., z podpisu przy jednym ze zdjęć dowiedziałem się, że David Seymour, pseudonim Chim, urodził się w Warszawie w 1911 r. (pisaliśmy o tym w ostatnim numerze Fototapety - przyp. red).


I wreszcie wystawa więcej niż świetna, niezawodnego jak zawsze Boltańskiego. W galerii Yvon Lambert. Już sam tytuł zapowiada klimat wystawy: "Koncesje" - koncesje na miejsce na grób na cmentarzu. Boltański, wierny swojemu tematowi- obsesji: śmierci, pamięci, przemijaniu, stracie niemożliwej do przebolenia, budowaniu mostów ku przeszłości, której to przeszłości już (prawie) nie ma. Co jest zadziwiające u tego autora, to że na ten sam temat potrafi mówić coraz to innymi słowami, jakby odradzał się stale i stale z popiołów.

Duża sala. Białe ściany. Pośrodku stoją parawany, takie jakimi odgradza się łóżka w szpitalach. Na tych parawanach białe prześcieradła, a między nimi podświetlone od środka zdjęcia twarzy ludzkich, dorosłych, dzieci, obrazy trochę nieostre, załamujące się na fałdach prześcieradeł. Do ścian przybite prostokątne kawałki czarnego płótna, w paru rzędach, na różnych wysokościach. cztery wentylatory kręcą się pod sufitem. Czasami ruch powietrza uniesie na moment któreś z czarnych płócien. Widzimy wtedy pod spodem straszne zdjęcia zreprodukowane z gazet: ludzi zamordowanych, ludzi, którzy zginęli w wypadkach, może pogromoach. Jeśli mamy ochotę, możemy sami unieść niektóre z tych czarnych płócien. Inne są za wysoko, abyśmy mogli do nich dosięgnąć. Całej wystawy nie zobaczymy. Podobnie nie dowiemy się o wszystkich okrucieństwach i okropnościach, które stale dzieją się wokół nas, raz bliżej, raz dalej.




Adresy
Zamieszczone poniżej adresy dotyczą prezentacji wspomnianych w artykule. Te miejsca nie należą do fotoTAPETY, w związku z czym redakcja fT nie może odpowiadać za ich zawartość i dostępność. Gdy zakończysz wizytę w którymś z tych miejsc, możesz wrócić do fotoTAPETY naciskając znaczek "Back" w swojej przeglądarce.


Spis treści

Copyright © 1997-2004 Marek Grygiel / Copyright for www edition © 1997-2004 Zeta-Media Inc.