Nieznajomy, starszy pan z brzuszkiem...


"Sitce. Sierpień 1939 roku. Wspaniały letni dzień, cichy, spokojny i bardzo upalny. Żniwa w pełni. Spacerujemy po tej wspaniałej lipowej alei, która, tak jak i w innych starych polskich majątkach, stanowi nieodłączną część parku.

Aleja jest w rozpaczliwym stanie. Huragan, który przeszedł tu kilka tygodni temu, bardzo ją uszkodził. Stare drzewa są częściowo wyrwane z korzeniami, częściowo połamane..."


TAK ZACZYNA się jeden z trzech zachowanych zeszycików mojego dziadka, w których spisywał on na bieżąco wydarzenia swojego życia.

Sitce był to majątek położony około 100 kilometrów na północ od Mińska. Należał on do mojej rodziny od końca XVIII wieku do 17 września 1939 roku.

Po II wojnie światowej nikt z mojej rodziny już tam nie był. I dopiero ja dotarłem tam 24 sierpnia 1996 roku. Moja wizyta trwała tylko godzinę...

Najpierw wizyta parku. Wszystko było mniej więcej takie jak opowiadała mi moja Mama. Park wspaniały, ale oczywiście zarośnięty. Stara, olbrzymia, XVIII-wieczna brama, zniszczona, czerwienieje ranami cegieł, ale stoi. Dworu, oczywiście, nie ma. Ale w miejscu, w którym stał, stoi budynek dyrekcji sowchozu "Sitce". To ciekawe. Nowa władza "zbudowała się" dokładnie w tym samym miejscu, w którym "siedziała" stara władza, którą ta nowa obaliła.

Budynek dyrekcji sowchozu Sitce
Budynek dyrekcji sowchozu Sitce


Zaszły też inne zmiany : w parku pojawił się pomnik wdzięczności bohaterom ojczyźnianej wojny 1941 - 1945, ofiarowany przez pracowników sowchozu "Sitce" :

Pomnik molojca


Na tablicy przodowników pracy sowchozu "Sitce" nie znalazłem ani jednego zdjęcia :



Chciałem też odnaleźć rodzinne groby. Napotkana przy cmentarzu kobieta zaprowadziła mnie w stronę kępy dużych krzaków. Przedarliśmy się w jej środek. Stał tu pomnik mojego trzykrotnego pradziadka, Tadeusza Domeyki. Spisałem daty jego urodzin (19.10.1762) i śmierci (14.4.1838), których nikt w rodzinie już nie pamiętał. Był on, jak pisało na pomniku - "Miecznym Mścisławskim". Jak to egzotycznie dziś brzmi, całkiem tak jakby napisać : "walczył pod Troją".

Po lewej stał pomnik jego syna, Aleksandra Domeyki, marszałka szlachty guberni wileńskiej. Pomnik Zofii z Brochockich, żony Aleksandra Domeyki, był przewrócony. U niej wychowywała się jeszcze moja Babcia i jej siostra ...

Okazuje się, że napotkana kobieta nazywa się Nadzieżda Josipowna Łachowa. Jej ojciec, Józef Norewicz, pracował przed wojną w majątku, m. in. kiedyś sadził lipy na drodze z majątku do cmentarza.

Pani Nadzieżda Josipowna mówi mi, że ma u siebie w domu kilka zdjęć mojej rodziny, m. in. zdjęcia trzech sióstr : Mimi, Lali i Niny.

- Lala to moja Mama - mówię.

- Ależ rzeczywiście, jaki Pan podobny! - wykrzykuje pani Nadzieżda Josipowna.

W jej domu, koło cmentarza, zdejmuje ze ściany ramę, w której umieszczonych jest około 30 zdjęć : jej zdjęcie ślubne, zdjęcie jej syna w mundurze żołnierza Armii Czerwonej itp. Wśród tych zdjęć jest też kilka, na których rozpoznaję znajome mi osoby.

- To jest Mimi, to Lala, a to Nina - pokazuje mi palcem pani Nadzieżda Josipowna.

Nie myli się.

Daje mi te kilka zdjęć. Daje mi też zdjęcie jakiegoś starszego pana, z bródką i brzuszkiem, siedzącego pod palmami. Nie wiem, kto to jest. Domyślam się, że to zdjęcie mogło zostać zrobione na południu Francji gdzie w 1929 moja rodzina spędzała wakacje. Waham się, czy brać także i to zdjęcie. Ale pani Nadzieżda Josipowna wciska mi je do ręki :

starszy pan, ktory siedzi przodem


Po lewej, pani Nadzieżda Josipowna, po prawej - jej siostra. Zrobiłem to zdjęcie już odchodząc, żegnając się :

pani Nadziezda i jej siostra


Po powrocie, przeglądając znowu rodzinne albumy, nieoczekiwanie natrafiłem na drugie zdjęcie tego samego pana. Tym razem widać go z profilu, w tle moja Mama i jej siostra (niestety, nie pamiętają już dzisiaj tego pana). Moje przypuszczenie było więc słuszne : oba te zdjęcia zostały zrobione na Lazurowym Wybrzeżu w 1929 roku :



Ale kim jest ten pan? Znajomym, którego poznali w czasie tego pobytu? Może jakimś dalekim krewnym? Rodziny na Kresach były tak liczne, pamięć pokrewieństwa utrzymywała się przez całe pokolenia. We wspomnieniach, jakże krótkich, mojej Babci, wymienia ona jakieś nazwiska, pisze, że ci ludzie byli krewnymi. Ale jak, w jaki sposób? To wszystko jest już dzisiaj praktycznie nie do odtworzenia.

Zrobiłem reprodukcje zdjęć jakie dała mi pani Nadzieżda Josipowna i posłałem jej. Dołączyłem też zdjęcie dworu w Sitcach. Nie istnieje, ale niech zostanie chociaż pamięć o nim, w miejscu, gdzie kiedyś stał.

Mariusz Hermanowicz






Poprzednie "Trans-misje": Artykuły Mariusza Hermanowicza w fotoTAPECIE:

Spis treści

Copyright © 1997-2012 Marek Grygiel / Copyright for www edition © 1997-2012 Zeta-Media Inc.
e-mail: fti@zeta-media.com