Kontakty 2000
Wojciech Wilczyk
Decyzja o użyciu wielkoformatowej kamery fotograficznej, podyktowana jest zazwyczaj potrzebą uzyskania wysokiej jakości zdjęć. Po prostu gęstość optyczna negatywu czy też slajdu w formacie 9x12cm, 13x18 cm lub 8x10 cala zapewnia niepowtarzalną plastyczność odwzorowywanych przedmiotów, wyrównany kontrast oraz bardzo bogatą skalę tonalną przy zachowaniu bezbłędnej ostrości brzegowej. Nie trudno jednak zauważyć, że wielkoformatowe aparaty znajdują obecnie zastosowanie głównie w fotografii o "użytkowym" charakterze, szczególnie tam gdzie zachodzi konieczność wykonywania później bardzo dużych powiększeń. Wydawałoby się więc, że spore rozmiary i większy ciężar sprzętu, oraz nieco bardziej skomplikowana procedura posługiwania się nim, niż ma to miejsce w przypadku zautomatyzowanych małoobrazkowych lustrzanek, predestynuje ten rodzaj fotograficznego ekwipunku do wysoce specjalistycznych zastosowań. Jednak nawet bardzo pobieżny przegląd współczesnej artystycznej fotografii przekona nas, że nadal wielu artystów konsekwentnie korzysta wyłącznie z wielkiego formatu.
Organizowane od przeszło 10 lat przez Jakuba Byrczka pod nazwą "Kontakty", zbiorowe wystawy fotografii, skupiają właśnie autorów posługujących się w swej pracy kamerami o formacie kadru minimum 6x9 cm. Dodatkowym warunkiem udziału w tym przedsięwzięciu, jest konieczność prezentacji zdjęć wyłącznie w postaci stykowych kopii (co zresztą współgra z samą nazwą tych artystycznych spotkań, albowiem angielskie słowo contact oznacza także stykówkę, czyli - jak ją niegdyś w Polsce także nazywano - "odbitkę kontaktową"). Taki sposób fotograficznego działania, nasuwający skojarzenia ze sposobem pracy sprzed ponad 100 lat, kiedy technologiczne uwarunkowania (m.in. brak powiększalników) i właściwości ówczesnych emulsji sprawiały, że format negatywu równał się wielkości uzyskiwanej odbitki, prowokuje jednak do wyrażenia pewnej wątpliwości. Pomijając kwestię wysokiej rozdzielczości produkowanych współcześnie filmów (która w żaden sposób nie zmusza do kopiowania ich wyłącznie w postaci stykówek), właściwie dopiero od zdjęcia w formacie 13x18 cm, uzyskujemy... jakiś w miarę przyzwoity "komfort" jego oglądania!
Oprócz deklarowanego przez fotografów uczestniczących w "Kontaktach" dążenia do "czystości" fotograficznego działania, co swój wyraz znajduje m.in. w rezygnacji z dokonywania powiększeń, metoda ich pracy jest też w pewnym sensie próbą naśladowania ekspresji zabytkowych zdjęć, których charakterystyczny sposób oddziaływania, został określony przez Waltera Benjamina mianem "aury". Sama "aura" mająca niezbyt jasną definicję (Czymże właściwie jest aura? Osobliwa pajęczyna z przestrzeni i czasu: niepowtarzalne zjawisko pewnej dali, choćby była najbliżej. Wypoczywając w letnie popołudnie przesuwać wzrokiem po grzbiecie górskiego łańcucha, czy po gałęzi, rzucającej na nas swój cień, aż chwila lub godzina będzie miała swój udział w tym zjawisku - to oddychać aurą tych gór, aurą tej gałęzi), wydaje się być w poważnej mierze pochodną konieczności stosowania długich ekspozycji, jednak - co trzeba zaznaczyć - w czasach gdy niska czułość negatywowych materiałów, zmuszała np. pozujące osoby do wielominutowego pozostawania w bezruchu.
Zauważalna statyczność prezentowanych na "Kontaktach" prac, pozostająca w wyraźnej opozycji do estetyki, sporządzanych w pośpiechu "migawkowych fotografii", nie jest jednak jedyną i wyłączną cechą zdjęć wykonywanych za pomocą wielkoformatowych kamer. Warto też przy tej zauważyć, że praktycznie aż do końca lat 50, wielu fotografów prasowych posługiwało się aparatami takimi jak Speed Graphic lub Graflex na klisze o formacie 4x5 cala, a dynamiczna ekspresja wykonywanych przez nich fotoreportaży, daleka była od bezruchu i zastygłości (niezbyt niesłusznie kojarzonych obecnie z takim rozmiarem kadru). Jednak właśnie ta, wspomniana już wyżej "statyczność" oraz w pewnym sensie "zachowawcze" podejście do tematu, widoczne na stykowych kopiach, jakie możemy oglądać podczas tegorocznej edycji "Kontaktów", to jednocześnie w przypadku kilku autorów, bardzo udana próba eksploracji terenów, które omija współczesna fotografia.
I właśnie za spełnione - jak sądzę - przykłady takich poszukiwań, uznać należy industriale Sławoja Dubiela, przedstawiające najprawdopodobniej którąś ze zlokalizowanych pod Opolem cementowni (ciekawe skądinąd, że przy tak dużej liczbie zamykanych hut, kopalni, czy koksowni, tak niewielu fotografów interesuje się nimi jako tematem), "miejskie zdjęcia" Rafała Swosińskiego (cały czas jednak mam w pamięci, oglądane kiedyś w bielskiej Galerii Fotografii jego wspaniałe, kojarzące się trochę ze stylem Ansela Adamsa fotografie z Tatr), czy jak zwykle fascynujące i zarazem pełne precyzyjnego chłodu prace Bogdana Konopki, a także zdjęcia Marka Szyryka, Wojciecha Zawadzkiego, Jana Reicha czy Karla Kuklika. Jednocześnie wymienieni powyżej artyści skutecznie unikając "fotograficznej archeologii" (co przejawia się np. w sporządzaniu talbotypii lub sepiowaniu odbitek wykonywanych na współcześnie produkowanym papierze bromowym), chyba najbliżsi są temu najprostszemu podejściu do fotografowanych tematów i być może także możliwości... uchwycenia ich "aury".
Jednak otwarta formuła przedsięwzięcia takiego jak organizowane przez Jakuba Byrczka "Kontakty", gdzie najważniejszym kryterium udziału, jest minimalny format negatywu i konieczność prezentacji prac w postaci stykowych kopii, nie może ograniczać prezentowanych fotografii do jednej stylistyki. Zresztą zgodnie z wieloznaczną wymową tytułu, jest ono także rodzajem forum, gdzie dochodzi do spotkań oraz właśnie - kontaktów przedstawicieli różnych estetyk i filozofii sporządzania zdjęć. Dlatego różniące się między sobą prace 34 uczestników (także z Czech, Francji i USA) tegorocznej edycji "Kontaktów", które funkcjonują jakby na uboczu głównego, a poprzez pośrednictwo masowych mediów, narzucającego się nieustannie naszej percepcji nurtu "komercyjnej fotografii", dodatkowo mogą nas przekonać o sensowności podejmowania właśnie takich artystycznych poszukiwań.
Wojciech Wilczyk
KONTAKTY - CZAS PRZEŁOMU - PRZEŁOM CZASU
POLSKA: Ewa Andrzejewska, Andrzej P. Bator, Jakub Byrczek, Marek Domański, Sławoj Dubiel, Błażej Florkiewicz, Marek Gardulski, Maciej Hnatiuk, Janina Hobgarska, Eugeniusz Józefowski, Marcin Kiełbiewski, Piotr Komorowski, Adam Lesisz, Marek Liksztet, Jerzy Malinowski, Tomasz Mielech, Andrzej Sitko, Rafał Swosiński, Marek Szyrk, Zbigniew Tomaszczuk, Józef Wolny, Wojciech Zawadzki, Ireneusz Zjeżdżałka. REPUBLIKA CZESKA: Jarosław Beneš, Fedor Gabčan, Karel Kuklik, Jan Reich, Jiři Šigut. FRANCJA: Bogdan Konopka. USA: Jesseca Ferguson, Andrzej J. Lech.
Prawda na styku
Fotografie stykowe powstają przy pomocy kamer najstarszego typu. Wymagają od fotografa wpełzania pod czarną płachtę i oglądania kadru "do góry nogami". Od początku do końca fotografowaniu towarzyszy w tej technice intymność.
Od 1989 r. miłośnicy tradycyjnej fotografii stykowej spotykają się na wspólnej wystawie zatytułowanej "Kontakty". Animatorem imprezy jest katowicki fotograf Jakub Byrczek. Warunek wzięcia udziału w wystawie jest jeden - dostarczane prace muszą być stykowymi kopiami z negatywów o formacie co najmniej 9x12 cm.
W tej technice fotogram powstaje przez przyłożenie negatywu do światłoczułego papieru, z pominięciem powiększalników. W ten sposób uzyskuje się odbitki najwierniejsze z możliwych, bez optycznych zniekształceń.
- Powrót do źródeł, do prostoty, to naturalna reakcja na gwałtowny rozwój nowych technik i natłok eksperymentów formalnych. To wybór staroświeckiej prawdy obrazu, poetyckiego symbolu, metafory - mówi Jakub Byrczek.
Jak Daguerre
Zbliżoną metodą posługiwał się Daguerre przed z górą 150 laty, tworząc swoje dagerotypy. Różnica była tylko taka, że zamiast papieru używał metalowych płytek pokrytych jodkami srebra. Taka "fotografia" była jednorazowa i nie pozwalała na robienie odbitek - nie było bowiem negatywów, które wynalazł niemal w tym samym czasie Anglik Wiliam Talbot. Stworzył on kalotypię. Jego negatywy były papierowe i zamiast jodkami srebra pokryte chlorkami i bromkami tego szlachetnego metalu. Pierwsze odbitki Talbota to właśnie klasyczne stykówki.
Pokazane w Starej Galerii ZPAF fotogramy odwołują się do tych pierwszych technik i doświadczeń. W wystawie bierze udział 31 autorów z Polski, Czech, Francji i USA. Wszyscy tworzą technikami stykowymi. Fotografują ludzi, pejzaże, martwe natury. Wielu z nich dostosowało tamte techniki do własnych potrzeb. Są tu odbitki stykowe, fotografie bromowe, talbotypie (kalotypie), fotografie otworkowe, polaroidy, papier solny i wiele technik własnych.
Ascetyczna aura
- Moje zdjęcia mają cechy pierwszej fotografii - takiej, która mogłaby powstać 150 lat temu - mówi Jakub Byrczek.
Za pomocą blisko 80-letniej drewnianej kamery z czarną osłoną i statywem oraz kaset z ciętą błoną tworzy niewykadrowane fotografie stykowe, a zdjęcia kopiuje bezpośrednio na papier. Na wystawie w ZPAF-ie skromnie zaprezentował tylko jedną pracę.
Tuż obok niej zawisła seria fotografii Jana Reicha. Są tu ascetyczne krajobrazy i słynne wizerunki Pragi. Bohumil Hrabal napisał kiedyś o nich, że "ukazują Pragę w kilka godzin po powołaniu wszystkich ludzi na Sąd Ostateczny". Praga według Reicha to miasto bez ludzi, puste, miasto z pogranicza jawy i snu. Wszystko dzięki technice tworzenia obrazu. Reich fotografuje wielkoformatową kamerą, dziś już właściwie nieużywaną, taką samą, jaką przed wielu laty posługiwał się słynny czeski artysta Josef Sudek.
Tajemnica miejskich zaułków
Ewa Andrzejewska i Rafał Swosiński uwieczniają miejsca, które mijamy codziennie, nie zwracając na nie uwagi - zabłocone podwórka, miejskie parkingi, skwery, bocznice kolejowe, wiadukty, wąskie uliczki.
Ich niewielkie formatowo, często sepiowane fotografie, sprawiają jednak wrażenie dokumentów sprzed dziesiątek lat, wyciągniętych ze starej szuflady. - To moje fotografie pamiątkowe - mówi Ewa Andrzejewska. - Nie wychodzę na spacer bez kamery.
Andrzejewska lubi niebo nad pejzażami fotografowanymi pod światło. To ono w tych zdjęciach dominuje - przedmioty zaś jakby uginają się pod jego ciężarem.
Odbitki natury
Najbardziej ortodoksyjne ze wszystkich prezentowanych na wystawie prac są pejzażowe fotogramy Czecha Jiri'ego Siguta. Ten wyjątkowy artysta od połowy lat 80. zajmuje się spontanicznym rejestrowaniem obrazów z realnego świata. Sigut nie sięga nawet po aparat ani negatywy. Każdą pracę wykonuje w jednym egzemplarzu.
Nocą zakrada się na łono uśpionej natury, by zakopać w ziemi lub ukryć w trawie kawałek papieru. Materiał światłoczuły zagrzebany gdzieś na dnie rzeki, wczesnym rankiem staje się odbitką fotograficzną - zapisem pierwszych blasków światła na tafli wody. W ten sposób powstają niezwykłe obrazy - odciski opadłych liści, źdzbeł traw i plamek padającego śniegu.
- Jiri sprzeniewierzył się ortodoksyjnym zasadom fotografii kontaktowej - odrzucając statywy, wielkie aparaty i sztuczne oświetlenie przy fotografowaniu przyrody - mówi Jakub Byrczek. - W jego dziełach widzę coś ze wschodniej mistyki.
Agnieszka Kowalska
Gazeta Stołeczna, 28 lipca 2000Wystawę w Starej Galerii ZPAF przy pl. Zamkowym 8 oglądać można do 6.08
Zobacz też:
- Powrót do źródeł fotografii ("Rzeczpospolita")
- Galeria PUSTA - m.in. wybrane prace uczestników Kontaktów 2000
- Kontakty 1998, wystawa w Galerii FF w Łodzi
Poprzednio w fotoTAPECIE m.in.:
Copyright © 1997-2012 Marek Grygiel / Copyright for www edition © 1997-2012 Zeta-Media Inc.
e-mail: fti@zeta-media.com