Rozmowa z Wojtkiem Wieteską
Podróż w przestrzeni i czasie
Adam Mazur : - Zacznijmy może od twojego ostatniego projektu tzn. od Far West. (wystawa w Starej Galerii ZPAF, Warszawa, lipiec 1999). Mówiąc o przyczynach podjęcia podróży do Stanów Zjednoczonych wspominałeś o przestrzeni, niesamowitym świetle oraz archetypach ludzkich. Wydaje mi się, że te rzeczy znaleźć można w wielu innych miejscach świata...
Wojciech Wieteska : - Nie. Takiego światła nie znajdzie się nigdzie, i z tego względu południowy-zachód Stanów jest swoistego rodzaju Mekką dla fotografików...
- W krótkim tekście dla pisma "OKO" wspominałeś o próbie odnalezienia sytuacji z obrazów Hoppera. Na wybór miejsca miała zapewne też wpływ ikonografia rejonu wypracowana przez pokolenia fotografów i malarzy amerykańskich, pewna aura otaczająca te tereny...
- Kiedy po raz pierwszy pojechałem do Nowego Jorku w 1987 roku, byłem po 11 letnim pobycie w Paryżu. Wychowałem się w kulturze francuskiej. Ostatecznym kształtem była dla mnie lektura Prousta. Z czegoś co można nazwać cząstką czaso-przestrzenną najbliższy był mi czas, jako pojęcie, które mnie bardzo zajmowało. Uważam, że Europa w ogóle związana jest bardzo z ideą czasu. Natomiast gdy znalazłem się w Nowym Jorku to pierwsze co zwróciło moją uwagę, to była doskonale rozwinięta przestrzeń. W tym momencie uzupełniło się we mnie to, co interesuje mnie najbardziej czyli czaso-przestrzeń. Oczywiście nie jestem np. fizykiem, i w związku z tym odpowiedzi szukam dla siebie w fotografii. Myślę, że już wówczas, w 87 roku, chciałem przejechać przez ten zaskakująco realny kraj. Realny o tyle, że każdy przedmiot ma tam w zasadzie jedno znaczenie. Jest przedmiotem - funkcją utylitarną i koniec. Ta dosyć szczególna kultura materialna Stanów sprawia, że wszystko wydaje się być tam bardzo świeże, namacalne. I z tego powodu jest dla mnie interesujące fotograficznie... Miałem też ochotę wyjechać z Polski. Ta rzeczywistość czasami mnie przygnębia... Częste wyjazdy stanowią dla mnie pewnego rodzaju terapię... i takie decyzję podejmuję bardzo spontanicznie.
- Gdybyśmy zaczęli doszukiwać się analogii formalnych do twoich fotografii, to chyba okazałoby się, że fotografia amerykańska jest im najbliższa...
- Tak, zdecydowanie jest mi ona teraz najbliższa. Nie jest jednak tak, że fotografia amerykańska nagle zafascynowała mnie. To był proces mający moją własną logikę. Fotograficznie mówiąc ja widzę bardzo szeroko (np. Far West zrobiony był obiektywem 43mm dla formatu 6x7) i może to jest to amerykańskie spojrzenie. Ale niezależnie od wszystkiego: jest to organicznie moje widzenie. To wymusza pewien sposób pracy. Zawsze trzeba podejść bardzo blisko człowieka, rzeczy fotografowanej. Trzeba nawiązać z nimi kontakt. I to nie było tak, że wybrałem dany obiektyw przypadkowo. Przeciwnie, od kilkunastu lat robię zdjęcia szerokim kątem, jest to wybór świadomy...
- Czy to nieprzypadkowe podobieństwo formalne twoich zdjęć (Far West) i tych wykonanych przez Amerykanów 20-30 lat temu nie sprawia, że czujesz jakbyś zrobił zdjęcia już kiedyś zrobione, jakbyś przefotografował prace mistrzów np. Avedona...?
- Zupełnie nie myślałem w ten sposób. Chciałem tylko stanąć na przeciwko człowieka, którego fotografuję - frontalnie, bez konwenansów. Podczas tej podróży, podczas tych 30 dni zapomniałem o innych fotografikach, już po kilku minutach jazdy zobaczyłem tylko siebie i to co przede mną. To jest trochę jak z Chardinem i Cezannem, obaj malowali m. in. noże i draperie, każdy jednak w zupełnie inny sposób, bo dzielił ich czas. Wydaje mi się, że nie ma drugiego takiego zdjęcia jak moje. Oczywiście można doszukiwać się podobieństw... Jedyną rzeczą, która mi tak naprawdę towarzyszyła, było malarstwo Hoppera. Myślałem, że uda mi się odnaleźć takie sytuacje : syntezy nastroju i psychologii postaci w niej zanurzonej - na potwierdzenie pewnej stałości rzeczy. Okazuje się jednak, że takich sytuacji po prostu nie ma. Tzn. one są, tyle że świetnie wykreowane, stworzone z wielu punktów widzenia. Jest to możliwe jedynie w malarstwie, w mojej fotografii wszystko albo jest na raz, albo go nie ma... Tego typu sytuacje można by było w jakiś sposób ustawić, jednak ja nie lubię inscenizować. Wolę fotografować intuicyjnie, fotografować to, co jest... Mój znajomy powiedział, że te zdjęcia wyglądają, jakby w tych miasteczkach na każdym rogu ktoś stał i tylko czekał, aż przyjedzie fotograf i zrobi mu zdjęcie - tak też nie jest. Tych ludzi trzeba najpierw odnaleźć... i utożsamić się z nimi - bo są ci w pewien sposób bliscy.
- Opowiedz, jak wyglądała twoja praca. Podchodziłeś i prosiłeś o zgodę na zdjęcie?
- Tak. Podchodziłem, rozmawiałem. Czasem trwało to 5 sekund, czasem 2 godziny...
- Czy w przypadku zdjęcia dwóch 'dealerów' też tak było? Pytam, bo to moje ulubione zdjęcie z Far West...
- Podjechałem do kompletnie pustego motelu. Jednostajny monotonny rytm architektoniczny, to było scenograficznie fascynujące. Potem zaczęli z niego wychodzić różni ludzie. Zdjęcie wybrałem z 10 klatek, ta jedna była zrobiona odruchowo - jako reakcja na spontaniczne gesty młodych Indian, które, jak mi powiedziała moja amerykańska przyjaciółka Becky, są klasyczną grypserką - do rozszyfrowania, bo chłopaki coś nam mówią... A ten staruszek w tle, nigdy bym tego tak nie zainscenizował. To mnie właśnie fascynuje w fotografii, że można podglądać świat w tym ułamku sekundy, w którym on przed nami istniał... Fotografuję też z potrzeby identyfikacji. Z pomocą fotografii wiem, gdzie jestem...
- Podobnie mówiłeś przy okazji cyklu Rzeczywistość, a jednak była to praca o zupełnie innym charakterze...
- Do momentu Far West nie robiłem reportaży w takim sensie, że jadę gdzieś na 2 tygodnie czy 4 miesiące, robię zdjęcia na temat itd. To była pierwsza moja tego typu praca... Wcześniej wybierałem zdjęcia zrobione w przeciągu dłuższego czasu. Selekcja była zawsze bardzo ostra. Jestem zdania, że przytłaczająca ilość tworzonych na świecie "obrazków" stawia przed każdym ich twórcą konieczność dokonania precyzyjnego wyboru... Far West pokazał mi, że w ciągu miesiąca jestem w stanie zrobić jeden zamknięty projekt. Tzn. nie postanowiłem sobie już przed wyjazdem, że jadę, robię zdjęcia, a potem wystawę. Przeciwnie. To później okazało się, że zrobiłem sporo dobrych zdjęć, układających się w jedną spójną wypowiedż...
- Czy zamierzasz w przyszłości pracować w ten 'zadaniowy' sposób, tzn. konkretne miejsce, temat, czas...?
- Tak, tylko, że będę starał się wybierać sobie ten temat sam... W przyszłym roku w październiku pokażę zdjęcia zrobione w Tokio (Centrum Japońskie Manggha, Kraków), które zrobiłem podczas moich 4 pobytów w tym mieście. To jest efekt pracy innego rodzaju, gdzie materiał w naturalny sposób narastał, a ja z niego wybierałem rzeczy najciekawsze... Chcę także skończyć materiał o Nowym Jorku, który jest już w 45 % gotowy. Chciałbym wkrótce wydać swój pierwszy album... Może za rok. To byłoby coś z pewnością bliższego Polakom. Nie chcę jednak zdradzać tematu. Niech to jeszcze trochę posiedzi we mnie.
- Co jest przyczyną, że od tak dawna nie pokazywałeś swoich zdjęć publicznie?
- Myślę, że fotografia została zapomniana w tym kraju, a fotografia to tworzenie świadomości narodowej. Te reportaże, które oglądam dzisiaj w magazynach to jest zaledwie materiał ilustracyjny. Pod pierwszą warstwą tego materiału nie odnajduję nic więcej. To mnie niepokoi. Nie akceptuję pseudo-kultury związanej z popularnymi magazynami. Nie akceptuję powierzchowności. Co z tego, że tych zdjęć jest olbrzymia ilość, podczas gdy na żadnym z nich nie warto się zatrzymać nawet na ułamek sekundy... Gdy sobie pomyślę, że miałbym w takim magazynie publikować swoje zdjęcia to trochę się boję... Ja staram się, by moje zdjęcia miały kilka warstw znaczeniowych. Myślę, że wystawa jest największym - artystycznym - sprawdzianem dla fotografii... Gdy poszedłem ostatniego dnia na swoją wystawę, żeby nakręcić materiał dokumentacyjny, to była tam akurat para młodych ludzi. Dosyć długo oglądali zdjęcia ciągle wracając do jednego. To mnie zaintrygowało, podszedłem przedstawiłem się, i zapytałem co widzą w tej fotografii. Ona odparła bez namysłu, że w tym zdjęciu jest dusza. Podziękowałem i odszedłem, byłem bardzo zaskoczony... To było zdjęcie pary ludzi na festiwalu indiańskim... byłem zaskoczony, bo do tej pory nie myślałem w takich kategoriach o swoich zdjęciach...
- Muszę się przyznać, że miałem podobne odczucie oglądając Far West tzn. wydaje mi się, że udało ci się uchwycić tę nie do końca jasną, szamańsko-indiańską atmosferę południowego-zachodu Stanów...
- Miło mi coś takiego usłyszeć. Sądzę, że udało mi się uchwycić kawałek życia prowincji amerykańskiej - ale pamiętaj że jest to spojrzenie subiektywne.
- Czy podróż przez Stany odbyłeś sam? Czy sam ułożyłeś plan podróży?
- Byłem tam z asystentem. On prowadził samochód, ja szukałem miejsc i ludzi. Oczywiście plan podróży ułożyłem dużo wcześniej. Jadąc tam z góry wiedziałem jakie miejsca chcę zobaczyć. Miało to być poruszanie się między parkami narodowymi, jednak już drugiego dnia okazało się, że to co dzieje się między tymi parkami, w drodze, jest o wiele ciekawsze. Drugiego dnia, w Monument Valley, sfotografowałem parę - starsze małżeństwo emerytów ze stanu Kentucky - którzy podobnie jak ja byli na wakacjach. Powiedziałem im : " Smile ! " i zrobiłem pierwsze zdjęcie ludzi z tej podróży. Dzięki nim zrozumiałem że muszę fotografować oczywistość zdarzeń. Nie interesowało mnie już wstawanie co rano i mówienie sobie: "Dobrze, teraz jedziemy tam i tam.". Bardzo szybko tą podróżą zaczęła rządzić zasada przypadkowości. Były tylko takie miejsca, o których wiedziałem, że chcę tam dotrzeć np. El Paso, Tucson, White Sands... Było jednak bardzo dużo skrętów w bok. Duże miasta szybko stały się denerwujące. Przyciągały mnie natomiast te malutkie, składające się z jednego skrzyżowania i 4 domów... Chciałem zobaczyć co się dzieje między Nowym Jorkiem a Los Angeles, czyli miejscami które wyprzedzają o kilkadziesiąt lat całą resztę...
- Czy Far West będzie jeszcze gdzieś pokazywana?
- Moim celem jest pokazanie tej wystawy w Nowym Jorku. Dla nich może to być ciekawy obraz własnego kraju. W Polsce to jest egzotyka. Można powiedzieć: "No dobrze, taka fajna wystawa tylko co z tego jak to z Ameryki?"... Zobaczymy... W Polsce też chciałbym to jeszcze pokazać... Może ktoś zobaczy czym pachnie zaplecze cywilizacji rozwiniętej... Jestem otwarty na wszelkie propozycje wystawiennicze (kontakt z moim agentem : Andrzej Zych / Portfolio tel. : 0 501 063464).
- Podczas tego pobytu nakręciłeś też jakiś materiał filmowy, co się z tym stało?
- Kręciłem kamerą cyfrową. Chciałem nagrywać rozmowy z tymi ludźmi. Jednak szybko okazało się, że robienie zdjęć tak mnie absorbowało, że nie byłem w stanie połączyć tych dwóch form. Inaczej myśli sie obrazem fotograficznym a inaczej filmowym. Chciałbym zrobić film dokumentalny z tego co jest na tych zdjęciach. Mam adresy tych ludzi, nie są oni anonimowi. Myślę, że gdybym za kilka lat odbył podróż tą samą trasą, mając te zdjęcia ze sobą, gdybym spróbował ich odnaleźć to mogłoby wyjść z tego coś ciekawego... Musi jednak upłynąć jeszcze trochę czasu...
- Zdziwiło mnie to, że nie włączyłeś tego materiału, nawet nie zmontowanego, jako pewnego rodzaju dokumentu towarzyszącego wystawie...
- Dla mnie nie zmontowany materiał to bełkot artystyczny. Każdego twórcę obowiązuje struktura narracji, czyli artykulacja myśli w określonej formie To co planowałem wykorzystać jako materiał towarzyszący tej wystawie w postaci ruchomych obrazków, to długie statyczne ujęcia, w których dzieje się jedno wydarzenie np. : "Pociąg z 80 wagonami.", który jedzie 10 min. przez kadr. Zrezygnowałem z tego. Zwyciężyła chęć zrobienia klasycznej wystawy... Nie lubię wydarzeń, które wychodzą z fotografii, a dochodzą np. do video. Lubię czyste formy np. film dokumentalny, fotografia czarno biała...
- Czy sam robiłeś odbitki do Far West?
- Tak. Zajęło mi to cały piękny miesiąc czerwiec. Jeszcze pamiętam gdy wychodziłem z ciemni po 10 godzinach pracy i wszystko wydawało mi się, w nocy, takie kolorowe... Bardzo dużo pracuję nad każdą odbitką. Przez te 10 godzin jestem w stanie zrobić 2 satysfakcjonujące odbitki. Ja po prostu dużo poszukuję. Nazywam to 'podbijaniem nastroju'. To jest nic innego jak praca nad skoncentrowaniem spojrzenia drugiej osoby na tym, co jest dla mnie istotne. Chcę coś zasugerować, i nie może być wątpliwości, że właśnie o to mi chodziło. Są oczywiście granice przetwarzania negatywu. On sam ci mówi do jakiego momentu możesz się posunąć. Nie zrobisz zmierzchu z nocy... Tylko sześć dużych zdjęć (110x 100 cm) robił fotolaborant, ale ściśle trzymając się moich wskazówek...
- A jak było z samą wystawą? Może wszystko zrobił za ciebie kurator?
- Przeciwnie. Już sam dobór zdjęć, ich format, oprawa, był bardzo precyzyjny, a nawet pedantyczny. Chodziło mi o uzyskanie konkretnego efektu przestrzennego, a ponieważ pomieszczenia ZPAF-u są dosyć niejednoznaczne, więc zrobiłem makietę w skali 1:10, z wszystkim zdjęciami pomniejszonymi. Ponieważ moja kamera cyfrowa ma obiektyw na wysokości 16,5 cm, to mogłem 'widzieć' całość z domniemanej wysokości 1 metra 65 cm - wirtualnego oglądacza. Widziałem relacje wzajemne wszystkich zdjęć... wiedziałem więc jakie zdjęcia, gdzie i w jakim formacie. Wspomniane sześć powiększeń to nie przypadek. Makieta uświadomiła mi konieczność zróżnicowania całości w sensie rytmu... Kurator pomagał mi przy innych sprawach, przy tej wystawie zależało mi na pełnej, własnej wypowiedzi... Bardzo przy doborze zdjęć pomagała mi moja narzeczona...
- ???
- Tak. Nie wiem czy zwróciłeś uwagę, ale jak się czyta życiorysy fotografików to okazuje się, że żona czy kobieta, z którą są, wprowadza duży element porządkujący. Po prostu tak jest. Ewa w dużym stopniu ułożyła zdjęcia we wzajemne ciągi montażowe. Jest osobą, która całkowicie rozumie to co robię - antycypując pewne kwestie i zachowując odpowiedni dystans, którego mi czasami brak.
- Jaki sprzęt wykorzystałeś w Stanach?
- Ja lubię przede wszystkim aparaty lekkie. Dwa lata temu znalazłem taki aparat. To Mamiya 7. Fotografuję ostatnio średnim obrazkiem. Chodzi mi o stopień oddania szczegółu. Lubię filmy wysokoczułe, gdyż lubię ziarno. W średnim formacie nie przykrywa ono rysunku. Do tego dwa obiektywy 43mm i 150mm. Jednak strona sprzętowa nie interesuje mnie tak bardzo. Jestem zdania, że nie ma aparatu idealnego, musiałbym go sobie sam zrobić. Mój aparat ma bardzo ciekawy wizjer, on jest bardzo hipnotyzujący, chciałoby się przez niego patrzyć i patrzyć... Mam nadzieję, że kiedyś wymyślą taki aparat o jakim marzył Warhol, który byłby umieszczony w oku. Mrugam i jest zrobione zdjęcie... Ważne są też te zdjęcia, których się nie zrobiło. Dają dużo do myślenia. Sytuacje, które widziałeś, a których nie sfotografowałeś. Sytuacje, które są syntezą jakiejś myśli, które dają wizje miejsca, kraju w którym jesteś... Miałem takich sytuacji kilka np. : wracałem z Gdańska, na tle ściany lasu stał 3-metrowy krzyż z Chrystusem, pod nim beżowy Polonez, na przedniej masce biały obrus, koszyk wiklinowy, talerzyki i jajka, obok samochodu stały 3 modlące się zakonnice... Udało mi się później zrobić podobne zdjęcie w nastroju : zakonnica na Rusinowej Polanie w Tatrach, na tle pasma górskiego, w pełnym planie i owieczka, która się w nią wtula. Prosty obrazek, a dużo warstw znaczeniowych. To lubię. Wiele warstw znaczeniowych sprawia, że nie odbijasz się od powierzchni zdjęcia, a przeciwnie, zaczynasz kojarzyć, myśleć, wyobrażać sobie. To z kolei budzi w tobie pewną refleksję. Jest to dla mnie ważne, bo gdy myślę o sztuce to wydaje mi się, że właśnie skłanianie drugiego człowieka do pewnego namysłu, refleksji jest w dużej mierze jej celem...
- To jeśli chodzi o sztukę, a jak się ma sprawa z twoją pracą komercyjną? Jak łączysz te dwie zupełnie różne sprawy?
- Trudno jest zrobić zdjęcia reklamowe w swoim stylu. To jest paradoks, poszukują ludzi o określonej stylistyce, a wymagają od nich zrobienia czegoś, co tego stylu jest zupełnie pozbawione. Udało mi się np. zrobić czarno białe zdjęcia krajobrazowe do kampanii reklamowej Centertel, i czułem się jakbym robił swoje własne zdjęcia... Z pieniędzy zarobionych na reklamie finansuję w dużej mierze przedsięwzięcia w rodzaju Far West. Lubię reklamę bo komunikuje z człowiekiem. Oczywiście takiemu człowiekowi chciałbym coś pokazać a nie tylko sprzedać.
- A propos stylistyki, na ile świadomy był wybór materiału czarno białego?
- Fotografuję w czerni i bieli bo interesuje mnie rysunek. Kolor to jest kolejna informacja. Przypomina mi się obraz Matissea, portret mężczyzny, w tonacji brunatnej i tylko jeden punkt barwny - czerwona kropka w butonierce... I wiesz sam co się dzieje... Ja bardzo lubię, jak już powiedziałem, czyste gatunki. Czerń i biel to jest pewnego rodzaju decyzja i dyscyplina. Zdecydowałem, że w Stanach będę robił zdjęcia czarno białe bo czerń i biel natychmiast staje się dokumentem - bytem w czasie - a ja z takiej " szkoły" wychodzę...
- Czerń i biel w przypadku Far West, i nie tylko, wprowadza pewną ponadczasowość...
- Tak, to mnie też w fotografii interesuje. Lubię zdjęcia, które mimo, że mają współczesną datę to mogły być zrobione 50 czy 100 lat temu. Niektóre zdjęcia dają takie uczucie. Podobnie jest w przypadku Far West... np. zdjęcie Indianina z koniem (Ron Carillo) wygląda jak z końca XIX wieku... Ja to odkryłem już wcześniej w swoich zdjęciach. Może to zabrzmi zbyt górnolotnie, ale to jest pewnego rodzaju ponadczasowość. To niesamowite uczucie, to jakbyś był w jednym miejscu i nagle przeniósł się w czasie. Doświadczyłem to dosłownie. W Los Angeles County Museum zobaczyłem instalację która polegała na tym, że wchodziło się przez drzwi do pomieszczenia w którym odtworzony był z nieprawdopodobnym weryzmem warsztat samochodowy z lat 50-tych. Wszystko tam było; łącznie z muzyką i olbrzymim samochodem. Był to pewnego rodzaju obłęd, bo wchodziłeś w przestrzeń, która już nie istnieje. Później w Teksasie, w trakcie mojej podróży, jakieś sprytne amerykańskie stworzenie ( jestem pewien że stało w oknie, za firanką i zacierało rączki) położyło na drodze tekturkę ze śrubką, na to wjechałem i choć powietrze nie uciekło z opony, to sytuacja była nieciekawa: niedziela, 10- ta wieczór, pustkowie... nie zanosiło się, że znajdę jakiś warsztat. Po pewnym czasie wypatrzyłem żółty neon: "Iberra's tires shop". Gdy dojechałem do niego, okazało się, że jest to dokładnie to co widziałem w muzeum, tylko na skalę kilka razy większą. Właściciel - 60 letni imigrant z Meksyku - reperował wozy z lat 50-tych, które potem sprzedawał... To było dosyć intrygujące. Właściwie to interesowało mnie w tej podróży, żeby chociaż trochę przenieść się w czasie. Jest to możliwe. Jeśli znajdziesz coś takiego, to następne sytuacje też się nasuną, jak koraliki na sznurek... i przeniesiesz się w czasie. Fotografia dla mnie jest doskonałym medium, żeby o takich rzeczach opowiadać...
Rozmawiał Adam Mazur
23.X.1999
Poprzenio w fotoTAPECIE o twórczości Wojciecha Wieteski:
- "Far West" - wystawa w Starej Galerii ZPAF (1999)
- "Rzeczywistość" - wystawa w Galerii PaCamera (1998)
Copyright © 1997-2012 Marek Grygiel / Copyright for www edition © 1997-2012 Zeta-Media Inc.
e-mail: fti@zeta-media.com