Bez historii?
Adam Sobota
E wrześniu r. 2002 w Warszawie odbył się Festiwal Fotografii Czarno-Białej: Powiększenie - Fotografia w Czasach Zgiełku, jako druga część akcji rozpoczętej na początku tego roku w Zakopanem przez grupę kilkudziesięciu osób zrzeszonych w tzw. „Koalicji Latarnik”. Głównym inicjatorem akcji tej grupy - łączącej twórców o różnym dorobku i renomie - jest Juliusz Sokołowski. Opublikowano też album zawierający materiały z tej imprezy, wyjątkowo okazały i ciekawie zaprojektowany. Jest tam także kilka tekstów w języku polskim oraz angielskim i to właśnie jeden z tych tekstów jest przedmiotem mojej refleksji. Dodaje on bowiem przysłowiową łyżkę dziegdziu do beczki miodu jaką zapewne była cała ta inicjatywa.
Chodzi mi o tekst A.D. Colemana - rekomendowanego (i słusznie) jako wybitny znawca twórczości fotograficznej z USA - a konkretnie o to, co polscy organizatorzy podsunęli mu jako przewodnią myśl jego artykułu. Poprosili oni Colemana o skomentowanie przygotowanych do wystawy i publikacji materiałów, które stanowią dosyć zagadkowy i hybrydyczny zespół, w którym aspekt dokumentacyjny użyty jest jako pretekst dla różnych form estetycznego wyrafinowania. Coleman jednak przywiązuje dużą wagę do historycznego kontekstu twórczości fotograficznej, skoro na początku usprawiedliwia się:
„Nie znam historii polskiej fotografii i dlatego nie potrafię umieścić tego materiału w kontekście jego narodowych źródeł. Zapewniono mnie jednak, że nie ma to większego znaczenia, jako że historia fotografii polskiej nie została dotąd napisana - nie ma jej w języku polskim, nie mówiąc już o angielskim. Trudno zatem określić skąd wyrastają prezentowane na wystawie prace.”Nieco dalej można jeszcze przeczytać, że: „o ile ufać moim źródłom, nikt nie jest w stanie usytuować ich na mapie polskiej sztuki wizualnej”. Dalsza część tekstu zawiera pewne pocieszenie dla polskich fotografów. Coleman zapewnia, że ich prace mieszczą się w światowych standardach fotografii, tak pod względem techniki, tematyki, jak różnorodności. Zadając pytanie: czy powstaje z tego specyficznie polska jakość?, dochodzi do wniosku, że tylko Polacy mogą na to odpowiedzieć Radzi więc autorom wystawy, aby sami się zastanowili jak pomóc swoim rodakom, jeżeli ci „stawiają dopiero pierwsze kroki na drodze fotografii twórczej”. Ostatecznie Coleman formułuje dwa - w dużej mierze przeciwstawne - wnioski. Z jednej strony ostrzega, że kto nie zna historii, ten skazany jest na jej powtarzanie, ale z drugiej strony kusi możliwością wykonania skoku w nową epokę właśnie dzięki nie zdawaniu sobie sprawy z obciążeń historii, dzięki nieobecności krępującej wolę pamięci „Anioła Historii” (określenie przywołane z pism W. Benjamina).
W jakim stopniu brak gruntownej, systematycznej historii fotografii w Polsce daje wam wolność, a w jakim stopniu was ogranicza? Czy nieznajomość własnej przeszłości skazuje was - jak chciał Santayana - na nieuchronne jej powtarzanie?
Jeśli wasi rodacy stawiają dopiero pierwsze kroki na drodze fotografii twórczej, jak moglibyście im pomóc we włączeniu się we współczesną debatę nad wizualnością, aby zyskali podstawę do interpretacji i oceny waszych prób?
A. D. Coleman
Praxis Chaosu: Myśli o nowych polskich fotografiach (Latarnik.pl)
Opisana powyżej sytuacja każe pomyśleć o dwóch kwestiach: czy faktycznie nie istnieje udokumentowana historia polskiej fotografii, oraz: w jaki sposób perspektywa historyczna wiąże dzisiejszą twórczość fotograficzną. Jakkolwiek historia polskiej fotografii jest równie długa co światowa obecność tego medium, to istotnie nie mamy komfortowej sytuacji jej poznawania. Na półkach księgarń trudno jest znaleźć opracowania dotyczące historii polskiej fotografii, co może razić w konfrontacji z obfitością tego typu książek w USA, Niemczech czy Francji. Czy to jednak oznacza, że historia polskiej fotografii jest białą plamą? Z pewnością nie. Mamy kilka popularnych opracowań, jak „Spojrzenie w przeszłość polskiej fotografii” Ignacego Płażewskiego czy wydana przed dwoma laty „Antologia polskiej fotografii” Jerzego Lewczyńskiego (z angielskim tłumaczeniem tekstów). Są szczegółowe opracowania historii fotografii w pewnych ośrodkach (Warszawa, Kraków, Lwów, Wilno, Wrocław, Poznań i inne) bądź okresach czasu i aspektach twórczości (piktorializm, awangarda, fotomontaż, fotografia prasowa). Publikowane też były monografie i retrospektywne katalogi wystaw poszczególnych twórców, m.in. Beyera, Brandla, Rzewuskiego, Bułhaka, Romera, Witkacego, Themersona, Krzywobłockiego, Dłubaka, Hartwiga, Rydet. Publikowane na dobrym poziomie merytorycznym teksty nie są co prawda łatwo dostępne (niskie nakłady książek i katalogów wystaw, wąski obieg materiałów sympozjalnych), ale można do nich dotrzeć w razie potrzeby. W Warszawie od dziesięciu lat działa Stowarzyszenie Historyków Fotografii, powstają na ten temat prace magisterskie i doktorskie, a w ostatnich latach ukazało się też kilka ważnych książek z teorii fotografii, również polskich autorów. Część z tych materiałów dostępna jest w języku angielskim i francuskim. Za granicą spopularyzowano fotograficzną twórczość Witkacego i przedstawicieli awangardowego fotomontażu. Kilka przeglądowych wystaw polskiej fotografii za granicą w ostatnim ćwierćwieczu pozostawiło trwały ślad w postaci dobrze opracowanych katalogów (np. wystawa w Nowym Jorku, Londynie i Paryżu w latach 1979-1980). Ukazała się pewna ilość tekstów polskich autorów w ważnych periodykach, jak np. „History of Photography”. Sam przed dwoma laty napisałem tekst o tradycjach polskiej fotografii dla Instytutu A. Mickiewicza, który w różnych wersjach językowych ma przybliżać ten temat obcokrajowcom. Także w katalogu tegorocznej wystawy Wokół dekady - fotografia polska lat 90 zamieszczono teksty opisujące (także w języku angielskim) historyczny kontekst obecnej sytuacji.
Nie jest więc tak, że nie można uzyskać informacji o historii polskiej fotografii. Czy posiada ona swoją własną jakość? Na pewno nie jest to temat jednoznaczny, ale uważam, że jest co najmniej kilka zjawisk i wątków, które warto wziąć pod uwagę. W XIX wieku w polskiej sztuce istotny był wątek podtrzymywania świadomości narodowej w sytuacji rozbiorów, a ewenementem na skalę światową była skala propagowania Powstania Styczniowego poprzez portrety powstańców. Te postawy znalazły swoją kontynuację i rozszerzenie w koncepcji „fotografii ojczystej” Jana Bułhaka, a z kolei jej echa znajdujemy w 2 połowie XX wieku m.in. w „kieleckiej szkole krajobrazu” czy w monumentalnym dziele Zofii Rydet. Inny ważny nurt dla polskiej fotografii wywodzi się z konstruktywizmu i odzwierciedla konceptualne postawy w sztuce. Jego najwybitniejszym przedstawicielem jest Zbigniew Dłubak, który oddziaływał na kilka pokoleń polskich twórców. Z takimi postawami powiązany jest też korzystający obficie z fotomediów neoawangardowy intermedializm, który od połowy XX wieku jest w Polsce zjawiskiem szczególnie wyrazistym i wybitnym w skali światowej. Można też wskazać na nurt „fotografii elementarnej” z lat 80., którego obfite konsekwencje obserwujemy dzisiaj. Biorąc to wszystko pod uwagę można być zbulwersowanym informacją propagowaną przez wspomniany tekst A. Colemana. Być może polskim twórcom z „Koalicji Latarnik” chodziło o zamanifestowanie własnej niezależności - mogą być niezadowoleni z istniejących klasyfikacji, ocen i stanu wiedzy, a mogą też głosić wolność od historii jako program artystyczny. Jednak w tym wypadku nie stworzyli klarownej sytuacji i wprowadzili w błąd zarówno polskich odbiorców swoich działań, jak też ukierunkowali opinię wpływowego krytyka, co może mieć różne negatywne skutki.
Inną kwestią jest użyteczność perspektywy historycznej dla współczesnej twórczości. Członkowie „Koalicji Latarnik” wydają się być zwolennikami radykalnie pojmowanej globalizacji, która traktuje lokalne tradycje jako folklor nie mający większego znaczenia dla koncepcji nowoczesności. Coleman wobec ich działalności stosuje nawet określenie „world photography”, ukute na wzór funkcjonującego określenia „world music”, tj. swobodnej wędrówki i przetwarzania różnych wzorów etnicznych czy historycznych w obrębie kultury masowej. W tym świetle przynależność do konkretnej tradycji nie jest czymś szczególnie pożądanym. Jednak funkcjonowanie na takich zasadach nastręcza także wiele problemów, o ile nie ma być czymś mechanicznym. Pokazały to ostatnie dekady poprzez postawy postmodernistyczne w sztuce, w dużej mierze polegające na złożonych relacjach wobec historii. Nieprzypadkowo A. Coleman rozpoczyna swój esej od pytania o kontekst historyczny. Czym innym jest bowiem krytyczne ustosunkowanie się do niego, prowadzące nawet do pominięcia, a czym innym ignorowanie historii jako pouczenia o logice ludzkich działań.
Adam Sobota
Przeczytaj też:
Poprzednio w fotoTAPECIE m.in.:
- Omówienie książki dr Adama Soboty "Szlachetność techniki"
- Adam Sobota o festiwalu "Wrocławskie SPEKTRUM 1998"
Copyright © 1997-2024 Marek Grygiel / Copyright for www edition © 1997-2024 Zeta-Media Inc.
02 - 01 - 03