Zamiast trzech dni… co najmniej tydzień
Rozmowa z Maćkiem Jaźwieckim o festiwalu Les Rencontres de la Photographie w Arles
Katalog - ISBN 978-2-330-07803-4
Jak długo byłeś w Arels ?
Niestety, spędziłem tam tylko trzy dni. Ten festiwal ma bardzo wiele poziomów i nie wszystko udało mi się odkryć. Było tam przede wszystkim wiele znakomitych wystaw.
Czy byłeś od początku, od oficjalnego otwarcia ?
Nie, Przyjechałem w środku tygodnia i pewne rzeczy mnie ominęły. W trakcie pierwszego tygodnia odbywa się bardzo dużo wydarzeń, jak oprowadzania kuratorskie, spotkania z artystami, konferencje prasowe, portfolio review, w którym wziąłem udział, oraz wiele wiele innych. Nie we wszystkim mogłem uczestniczyć.
Co się da zobaczyć w tym krótkim czasie ?
Jeden dzień poświęciłem na udział w przeglądzie portfolio, więc miałem te trzy dni lekko rozbite. W przyszłym roku chciałbym tam być podczas całego tygodnia.
Chodzi Ci o ten pierwszy tydzień otwarcia ?
Tak, pierwszy tydzień to taki „professional week”, w trakcie którego odbywają się najważniejsze otwarcia i spotkania, nie tylko z fotografami, ale też z kuratorami, krytykami, wydawcami książek oraz organizatorami innych festiwali. Podczas jednej z takich konferencji Krzysztof Candrowicz, dyrektor artystyczny Trienniale Fotografii w Hamburgu, przedstawił program przyszłej edycji oraz kuratorów poszczególnych sekcji, zachęcał też ludzi, by zgłaszali swoje prace. Jedną z części tegorocznego festiwalu był VR Arles Festival, poświęcony wirtualnej rzeczywistości. Tych wydarzeń jest naprawdę sporo i nie sposób jest wszystko zobaczyć w ciągu kilku dni.
Jak się zorientowałem, wystawy są podzielone na sekcje. Czy byłeś w stanie zobaczyć co najmniej jedną - dwie z każdej takiej sekcji ? Czy były jakieś głośne wystawy o których się mówiło, czy byłeś zdany tylko na katalog ?
Katalog kupiłem dopiero przed wyjazdem. Bardziej kierowałem się nazwiskami artystów i tematami, które mnie interesują. Pewnych sekcji, niestety, nie widziałem w ogóle, jak np. sekcji irańskiej.
To wystawa „Rok 38”, sześćdziesięciu sześciu fotografów irańskich…
Niestety, nie widziałem. Byłem natomiast na prezentacji fotografii irańskiej, która odbyła się w przestrzeni zabytkowego, antycznego teatru. To właśnie tam odbywały się wieczorne spotkania i pokazy.
Czy to jest stała pozycja, taki meeting point ?
Nie, to forma wieczornego show, w trakcie którego można posłuchać wystąpień fotografów. W tym roku pojawiły się m.in takie postaci, jak Don Mcullin, Joel Meyerowitz czy Annie Leibovitz. Najlepsza prezentacja, jaka zapadła mi w pamięci, to wystąpienie Richarda Mosse’a, który opowiadał o swoim projekcie Incoming. Niezwykle ciekawy projekt, zadający absolutnie ważne pytania o kondycję współczesnej ludzkości.
Wieczorne prezentacje to część programu pierwszego tygodnia, która jest dodatkowo biletowana. Dlatego jeśli chcesz na coś iść, warto kupić wcześniej bilet, żeby nie stać później w kolejce.
Do tego jeszcze wrócimy. A teraz opowiedz o przeglądzie, do którego byłeś oficjalnie zaproszony.
Zostałem zaproszony w charakterze eksperta, choć osobiście nie przepadam za tą nazwą. Cały przegląd trwał prawie tydzień i uczestniczyło w nim ponad 120 recenzentów. Przyjeżdzają tam fotografowie z całego świata, żeby móc pokazać swoje zdjęcia specjalistom z branży. Recenzenci uczestniczą w dwóch sesjach, podczas każdej z nich spotykają się z 10-12 fotografami. Fotografowie mogą wybrać od 5 do 20 recenzentów, którym chcą pokazać swoje prace. Opłata za udział w przeglądzie zależy od ilości spotkań.
Oczywiście zapisywanie odbywało się wcześniej, przez Internet itd.
Tak, ale nie wiem, jak to dokładnie przebiegało, i jak wyglądała selekcja uczestników.
Widziałeś coś ciekawego w trakcie tych spotkań… jakie to były osoby ?
Poziom fotografów, z którymi się spotkałem był dość zróżnicowany. Miałem np. bardzo ciekawe spotkanie z pewnym Belgiem, człowiekiem, który miał na oko 65, może nawet więcej lat. Jego zdjęcia można zaliczyć do nurtu fotografii ulicznej i nie był z pewnością jeszcze mistrzem w tej dziedzinie. Dosyć późno odkrył swoją pasję, ale miał niesamowitą energię i był bardzo otwarty na wszelkie rady i sugestie, wciąż chciał się rozwijać. Spotkałem się też z fotografami z Rosji, Luksemburga, Korei, Wielkiej Brytanii, USA i oczywiście z Francji.
Również kobiety?
Kobiety stanowiły prawie połowę uczestników, z którymi rozmawiałem.
Czy były to osoby profesjonalnie zajmujące się fotografią ?
Wiele z nich zajmuje się fotografią zawodowo. Miałem m.in. spotkanie z fotoreporterem pracującym dla jednego z południowokoreańskich dzienników, który pokazywał mi swoje ciekawe reportaże. Trudno mi ocenić wszystkich uczestników, ale z perspektywy moich spotkań poziom był ogólnie zróżnicowany.
Jak długo trwało spotkanie z jedną osobą?
Każde spotkanie było przewidziane na 20 minut, ale na koniec sesji przychodził czas na tzw. off, podczas którego można było zobaczyć zdjęcia wielu uczestników i osobiście z nimi porozmawiać. Fotografowie rozkładali swoje teczki z portfolio. Była to kolejna okazja, żeby „wyhaczyć” coś interesującego.
Wracając do wystaw, wspomniałeś, że konkretne rzeczy chciałeś zobaczyć. Np. Leibovitz...
Jeśli chodzi o Annie Leibovitz, to zanim wybrałem się na wystawę jej zdjęć, rozmawiałem z koleżanką, która ją wcześniej widziała, i powiedziała mi, że jest to dość wymagająca i bardzo obszerna ekspozycja. To jeszcze bardziej wzmocniło moją ciekawość. Wystawa „Annie Leibovitz: The Early Years, 1970-1983” była wydarzeniem towarzyszącym, zorganizowanym przez Luma Foundation. Liczba prezentowanych zdjęć okazała się naprawdę przytłaczająca; wydaje mi się, że mogło ich być nawet kilka tysięcy. W ośmiu salach zainstalowano ogromną liczbę odbitek w niewielkich formatach. Przez pewien czas próbowałem je nawet liczyć, bo wydawało mi się, że to jedyny sposób, żeby zobaczyć każde zdjęcie, ale to również było nie do ogarnięcia.
To taki misz-masz, nie było żadnych cykli, czy tematów ?
13 lat jej pracy zostało przedstawione w sposób chronologiczny, poszczególne etapy jej rozwoju jako fotografa. Bardzo wiele ciekawych historii, jednak ilość fotografii przytłaczała. Wychodząc z galerii kupiłem album. Jest w nim znacznie mniej zdjęć, niż na wystawie. Z reguły bywa odwrotnie.
Byłeś na jej pokazie ?
Tak, udało mi się kupić bilet na spotkanie z Leibovitz w Théâtre antique.
I dowiedziałeś się czegoś, o czym nie wiedziałeś wcześniej ? Jakie masz wrażenia ?
Nie byłem zachwycony tym spotkaniem. Było ono podzielone na dwie części. W trakcie pierwszej Leibovitz pokazywała swoje nowe portrety. Druga miała formę wywiadu, w trakcie którego odpowiadała na pytania moderatora. Te pytania były raczej sztampowe. W trakcie odpowiedzi Leibovitz nie zdradziła tzw. kuchni.
A czy mówiła coś o swoim życiu ?
Jedną z ciekawszych rzeczy, które powiedziała, dotyczyły fotografii rodzinnej. Leibovitz opowiedziała, że przestała robić zdjęcia swoim dzieciom. Po pierwsze dlatego, żeby zachować ich prywatność. Po drugie, żeby móc przeżywać wspólne chwile jako matka, a nie jako fotografka. Opowiadając o tym, nawiązała do fotografii, które wykonała w trakcie choroby i ostatnich chwil życia swojej wieloletniej partnerki Susan Sontag.
Czy spotkałeś kogoś z tych sławnych ludzi z kręgu fotografii ? Arles ma to do siebie, że tam wszyscy przyjeżdżają…
Masz rację, można tam spotkać wiele osobistości, ale świat fotografii ma to do siebie, że nawet jeśli znamy czyjeś prace i nazwisko, to niekoniecznie wiemy, jak ta osoba wygląda. Możesz siedzieć obok kogoś w restauracji i nie wiedzieć, że to autor zdjęć, którymi się zachwycasz! W trakcie oficjalnych wydarzeń udało mi się zobaczyć wystawę Rogera Ballena „The House of the Ballenesque”, po której oprowadzał sam artysta. Ekspozycja w większości składała się z instalacji, oddających mroczny klimat jego fotografii.
Podarowałeś mi specjalny numer dziennika Liberation i tam na okładce jest ogromne zdjęcie Lenina z jakiejś dużej wystawy w sekcji "World Disorders", takie jakby zakłócenia świata... tam jest dwóch autorów, dziennikarz i fotograf, którzy jadą na Ukrainę i robią projekt „Looking for Lenin”…
To bardzo ciekawy projekt.
Chyba sporo o tym mówiono, w końcu to jest okładka Liberation, tego specjalnego numeru…
Właśnie ten materiał udało mi się opublikować ostatnio w Dużym Formacie (31.07.2017)
Jak dotarłeś do nich, właśnie tam, w Arles ?
Fotografa Nielsa Ackermanna znałem już wcześniej. Rok temu w Perpignan poznałem jego inny projekt z Ukrainy „White Angel”. Kiedy dowiedziałem się, że będzie wystawiany jego kolejny cykl wiedziałem, że chcę go zobaczyć.
Czy Ty mu zaproponowałeś publikację tam, w Arles ?
Nie rozmawiałem z nim na miejscu, ale projekt bardzo mnie zainteresował. Zawsze jak wracam z jakiegoś przeglądu albo festiwalu, opowiadam w redakcji, co ciekawego widziałem, i namawiam do publikacji konkretnych materiałów.
A jak to było zrobione, czy to były duże odbitki, duża sala, jakie to było pod względem wizualnym ?
W tym przypadku zainteresowała mnie przede wszystkim historia, którą opowiadały te zdjęcia. Chodzi o usuwanie pomników Lenina z przestrzeni publicznej Ukrainy w przeciągu kilku ostatnich lat. Fotograf Niels Ackermann i dziennikarz Sébastien Gobert chcieli dowiedzieć się, co stało się z tymi pomnikami. Część z nich trafiła do prywatnych zbiorów, niektóre zostały przetopione, jeszcze inne zostały ukryte lub wystawione na sprzedaż. Ten temat wydał mi się bliski naszej, polskiej perspektywie, dlatego chciałem pokazać go w „Dużym Formacie”.
Oglądając trochę informacji w Internecie zauważyłem, że tegoroczne Arles było bardzo nakierowane na taką aktualność wydarzeń na świecie… na konflikty wojenne, jest jakaś relacja z walk o odzyskanie Mosulu, jest wystawa o imigrantach zrobiona w jednym z małych portów libijskich, będących centrum „przesiadkowym” czy przerzutowym w drodze do Europy przez morze do Włoch…
Na festiwalu poruszono wiele aktualnych tematów. Są to m.in. projekty o których wspomniałeś, ale też znakomita wystawa Michaela Wolfa, poruszająca kwestie związane z rozwojem współczesnych metropolii. Ta ekspozycja zapadła mi wyjątkowo w pamięć. Ta przekrojowa retrospektywa prezentowała różne projekty Wolfa, od wcześniejszych cykli reporterskich po projekty konceptualne na styku fotografii i instalacji.
Jak objawia się taka atmosfera poza-wystawowa… dużo słyszałem o tym opowieści… rozmowy, spotkania, ludzie sobie pokazują zdjęcia, dyskutują…
Mam wrażenie, że w Arles nie ma jednego miejsca spotkań, jest ich więcej. Jednym z nich jest z pewnością Place du Forum, na którym mieści się wiele lokali. Można tam spotkać ciekawych ludzi, porozmawiać, nawiązać cenne kontakty.
Innym ważnym miejscem jest tzw. Mistral, w którym wystawiają się wydawcy książek. To jest bardzo ważny element tego festiwalu. Przyjeżdża wielu wydawców, o części z nich w Polsce nie mieliśmy nawet okazji usłyszeć. Można tam spotkać artystów podpisujących swoje albumy oraz porozmawiać z przedstawicielami znanych, a także niszowych wydawnictw. W tej przestrzeni odbywają się również konferencje i spotkania autorskie.
A jaka jest różnica z Perpignan ?
Mam wrażenie, że w Perpignan panuje bardziej kameralna atmosfera. Festiwal ma zdecydowanie mniejszą skalę i jest sprofilowany na fotografię dokumentalną i reporterską. Na pewno nie zobaczymy tam projektów artystyczno - eksperymentalnych. Po wieczornych pokazach większość uczestników spotyka się w okolicy jednego lokalu. Dzięki temu w jednym miejscu można spotkać wielu ciekawych ludzi ze świata fotografii reporterskiej. Tam jesteś w stanie łatwiej kogoś wypatrzeć. Wszystko jest bardziej skondensowane. Najciekawsze rzeczy dzieją się właśnie w trakcie pierwszego tygodnia.
Na Paris Photo też wprowadzono kategorię Photobook… jest przeprowadzony konkurs, wystawiają się nie tylko wydawnictwa ale i antykwariaty publikacji fotograficznych.
A jak miałbyś w kilku zdaniach określić ten festiwal, jaką wyniosłeś z pobytu tam korzyść dla siebie ?
Po pierwsze to ten zbieg fotografii z instalacjami. Nie chcę przesądzać, w jaką stronę to zmierza, ale jest to jedna z dróg, którą można podążać, i jest to bardzo interesujące.
Na wystawie Micheala Wolfa została pokazana panorama stworzona z portretów ludzi, pracujących w fabrykach chińskich zabawek, wkomponowanych w zabawki przyklejone do ściany. Takie bezpośrednie działanie jest ciekawym środkiem wyrazu, który może przemówić do tysięcy zwiedzających Z tego co sprawdziłem, w zeszłym roku festiwal w Arles odwiedziło około 100 tysięcy osób. Nie wszyscy z nich zajmują się fotografią zawodowo. Cieszę się, że artyści szukają nowych sposobów, żeby dotrzeć do publiczności.
I tradycyjnie: jakieś polskie ślady ?
To przede wszystkim ludzie, zwązani z festiwalami w Polsce, np. Agnieszka Dwernicka, dyrektorka Festiwalu Miesiąc Fotografii w Krakowie, czy wcześniej wspomniany Krzysztof Candrowicz.
A fotografowie ?
Nie, nie chcę mówić, że ich nie było, bo mogliśmy się minąć. Byłem za krótko. W przyszłym roku muszę pojechać na conajmniej tydzień.
Ok. to tak zatytułujemy tę rozmowę: „Zamiast trzech dni… co najmniej tydzień”
Dziękuję.
Z Maćkiem Jaźwieckim rozmawiał Marek Grygiel
Warszawa, 3 sierpnia 2017 r.
Maciej Jaźwiecki
Fotograf, krytyk, fotoedytor, Magazyn Reporterów Duży Format – Gazeta Wyborcza,
uczestnik - ekspert Portfolio Review podczas festiwalu Les Rencontres de la Photographie d’Arles 2017
Zobacz też:
W FOTOTAPECIE poprzednio m.in.:
- Spotkania w Arles 2015 (Mateusz Palka, Bogdan Konopka)
- Rencontres de la Photographie Arles 2005 (Katarzyna Bogacz)
- Rencontres d'Arles 2004 - 35-lecie festiwalu fotografii w Arles, Spotkania Martina Parra (Katarzyna Bogacz, Jocelyn Monnier)
- Wielkie oglądanie: Arles 2002 - Les Rencontres de la Photographie (Verena Majchrowska, Armand Urbaniak)
- Spotkania w Arles 1994-2000 (Mariusz Hermanowicz)
Copyright © 1997-2024 Marek Grygiel / Copyright for www edition © 1997-2024 Zeta-Media Inc.