Wystawa pokonkursowa
Stara Galeria ZPAF, Warszawa,Pl. Zamkowy 8
Otwarcie: 28 maja 1999 r, godz. 17
--------------------------------------------------------

 

Grand Prix dla Łukasza Trzcińskiego
za zdjęcie pt. "Obca" z deportacji rumuńskich imigrantów

Konkurs Polskiej Fotografii Prasowej '99

Zobacz: Najważniejsze nagrody Konkursu '99

 

Autorzy wystawy pokonkursowej

Piotr Bławicki
Marek Borawski
Piotr Gajek
Andrzej Georgiew
Łukasz Głowala
Piotr Grzybowski
Tadeusz Gudzowaty
Jerzy Gumowski
Rafał Guz
Tomasz Gzell
Piotr Janowski
Maciej Jeziorek
Sławomir Kamiński
Beata Kitowska
Grzegorz Klatka
Maciej Konrad
Piotr Kowalczyk


Robert Kowalewski
Grzegorz Kozakiewicz
Bogdan Krężel
Robert Krzanowski
Robert Kwiatek
Grzegorz Kwolek
Rafał Latoszek
Marcin Łobaczewski
Anna Łoś
Piotr Małecki
Jacek Marczewski
Stefan Maszewski
Mieczysław Michalak
Piotr Mazur
Krzysztof Miller
Piotr Molęcki

Michał Mutor
Radosław Pietruszka
Paweł Relikowski
Ryszard Rogalski
Maciej Skawiński
Grzegorz Skowronek
Sławomir Skrobała
Wojtek Szabelski
Aneta Tryszyńska
Łukasz Trzciński
Paweł Ulatowski
Przemek Wierzchowski
Anna Włoch
Piotr Wójcik
Bartłomiej Zborowski
Leszek Zych

 

Na okładce katalogu wystawy zdjęcie Krzysztofa Millera (Gazeta Wyborcza).  

28 maja otwarto wystawę pokonkursową Polskiej Fotografii Prasowej '99. Do Starej Galerii ZPAF na Starym Miescie w Warszawie przybyło bardzo wiele osób. Po raz pierwszy wystawa prezentowana jest w Galerii Związku - wystawa zorganizowana pod patronatem Ministerstwa Kultury (nowo powołany w tym roku minister kultury Andrzej Zakrzewski był obecny podczas otwarcia). Ponad 40 minut trwało wręczanie licznych nagród kilkunastu fotografom - kilku z nich było nieobecnych, wykonywali w tym czasie swoje obowiązki... Na wystawie zaprezentowane są wszystkie zdjęcia, które otrzymały nagrody - są również fotografie, które uzyskały wyróżnienie przez sam fakt znalezienie się na wystawie. By w pełni wykorzystać niewielkie pomieszczenia Starej Galerii, reportaże pogrupowane są na pojedynczych planszach - zmienia to trochę ich odbiór, są znacznie mniejsze niż były przedstawione do oceny jury - ale tym samym organizatorom udało się pomieścić blisko 200 zdjęć! Wystawa czynna będzie do połowy czerwca br.  MG


 

Ten konkurs daje motywację...

[ W ]RAZ z wprowadzeniem stanu wojennego skończyła się fotografia zaangażowana społecznie, głośno mówiąca o wartościach. Nikomu się nie chciało nic robić. Wszystkim opadły ręce i każdy tylko wegetował, a co najwyżej robił oficjalne zdjęcia dla prasy codziennej. Stwierdziliśmy, że jesteśmy w pudle i nie warto się wysilać - wspomina Andrzej Zygmuntowicz, współorganiztor Konkursu Polskiej Fotografii Prasowej.

Pokolenie fotoreporterów, które w latach siedemdziesiątych znajdywało miejsce dla swojej fotografii w bogato ilustrowanych tygodnikach takich jak "Razem", "Itd.", czy "Perspektywy", nagle znalazło się w sytuacji bez wyjścia. Społeczeństwo i twórcy odebrali stan wojenny jako ograniczenie wolności i wszelkiej aktywności. Wielu fotoreporterów, dzisiejszych czterdziesto<\!->, pięćdziesięciolatków zaczęło szukać innego miejsca dla swojej fotografii. Jedni nieoficjalnymi kanałami przesyłali swoje zdjęcia za granicę; inni, tacy jak Tomasz Tomaszewski, Witold Krassowski czy Tomek Sikora na stałe związali się z agencjami zagranicznymi lub wyjechali z Polski. Jednak większość fotoreporterów tamtego pokolenia rzuciła fotoreportaż i zajęła się innym rodzajem fotografii: fotografią reklamową, ilustracyjną, artystyczną. A gdy owi fotoreporterzy już zaczęli robić tę inną fotografię, zorientowali się, że te inne rodzaje fotografii są spokojniejsze, że nie trzeba byś ciągle na walizkach i, że można uporządkować życie rodzinne - tłumaczy Andrzej Zygmuntowicz. - Jeżeli ktoś mógł się przyczaić tak jak Czarek Sokołowski w AP to przetrwał; reszta, rzuciła fotoreportaż później już do niego nie powracając.

W latach osiemdziesiątych fotografia prasowa tak jak inne sfery życia zamarła, a gazety publikowały jedynie 'oficjałki' typu: 'I Sekretarz odwiedza nowo wybudowaną hutę; I Sekretarz przecina wstęgę; Minister Zdrowia składa wizytę w nowo otwartym szpitalu'. Istniała fotografia podziemia, jednak spełniała ona jedynie funkcję ilustracyjną; nie miała swojego miejsca w gazecie i dlatego nie odgrywała dużej roli. Była ona dla fotoreportera bardziej obowiązkiem moralnym, aniżeli spełnieniem zawodowym. Przedstawiała w większości demonstracje, ukazywała się na marnym papierze bardziej przypominając grafikę niż dobrą fotografią prasową - opowiada Maciej Macierzyński, fotoreporter, juror Konkursu.

Jedyną znacząca rzeczą jaka istniała były zagraniczne agencje prasowe, które miały tu swoje przedstawicielstwa. Ich fotoreporterzy byli niezależni; ich cenzura nie obchodziła - mogli fotografować to co chcieli. Jednak fotografię zagraniczną głównie interesowało przedstawienie tylko pewnych tematów, takich jak demonstracje, msze za ojczyznę, uroczystości o zabarwieniu politycznym. Sprowadzało się więc to do jednego wycinka tamtej rzeczywistości. Po roku 1989 prasa zaczęła funkcjonować dużo intensywniej. Powstały nowe tytuły; gazety kładły coraz większy nacisk na stronę ilustracyjną. Było więc ogromne zapotrzebowanie na młodych, energicznych fotoreporterów, którzy mogliby sprostać dużym wymaganiom szybko rozwijającej się prasy. Wielu z nich 'z marszu' wchodziło do gazety. W redakcjach nie było ciągłości pokoleniowej ani dziedziczenia doświadczeń. Kiedy powstała "Gazeta Wyborcza" - wspomina Krzysztof Miller, fotoreporter tej gazety - w dziale foto brakowało reporterów, którzy by wcześniej fotografowali w gazetach oficjalnych. Ja z Piotrem Wójcikiem fotografowałem dla podziemia. Gazeta Wyborcza przyjęła formułę wychowania swoich ludzi. Przez to, że nie byli oni przyzwyczajeni do pracy w tradycyjnych redakcjach powstało coś nowego. Uczyliśmy się razem z gazetą.

Młode pokolenie w żaden sposób nie chciało nawiązywać do tego co było wcześniej. Przerwa w aktywności fotografii prasowej okazała się zbyt długa. Obecnie młodzi fotoreporterzy nie uczą się na dawnych mistrzach. Nie czują potrzeby spojrzenia wstecz, porównania ze starszą generacją. Dlatego często oglądamy tematy, które już wcześniej zostały zrobione. W Polsce nie ma szkoły, która by profesjonalnie uczyła fotoreportażu, pokazywała co już było i jak inaczej można podejść do tematu - ocenia Piotr Grzybowski, fotoreporter.

Dzisiaj fotoreporterzy uczą się poprzez rywalizację we własnym gronie. - My ścigamy się ze sobą - opowiada Sławomir Kamiński z "Gazety Wyborczej". - Jest to u nas pewnym zawodowym nałogiem, że rano oglądamy wszystkie gazety i porównujemy się nawzajem: 'Zobacz co zrobił kolega... no stary... staliście przecież obok siebie'. To jest strasznie dziwne, że stoi w jednym miejscu dwudziestu fotografów i każdy widzi coś innego. Nie wiadomo od czego to wszystko zależy. Czasem jest to kwestia szybkiego refleksu. Często przy fotografowaniu jakiegoś wydarzenia pytamy się na wzajem 'zdążyłeś czy nie?'. Jest to w pewnym sensie wyścig. Często chodzi o to, żeby przechytrzyć wydarzenie - dodaje Maciej Macierzyński.

Fotografia wydarzeniowa i polityczna stwarza duże pole do popisu dla wielu energicznych fotoreporterów. Atmosfera ciągłej rywalizacji sprawia, że szukają oni nowych form wyrazu, docierają w ciekawsze miejsca, podejmują bardziej interesujące tematy, tworzą nową fotografię. Konkurs Polskiej Fotografii Prasowej ma zadanie porządkujące i wartościujące. W pewnym sensie stara się zastąpić edukacyjną lukę w reportażu prasowym. Dla fotoreporterów, którzy jeszcze nie wiedzą co należy rozumieć przez dobrą fotografię, konkurs jest niezmiernie przydatny, bo na podstawie niego mogą się uczyć i unikać błędów, które robili wcześniej. Może za pięć lat nie będzie potrzeby robienia konkursu, bo jego rolę przejmą po prostu gazety. Na razie jednak, dla grona fotoreporterów, którym nie udaje się zaprezentować swoich umiejętności w prasie, Konkurs jest jedyną szansą, by mogli zostać zauważeni. Ten konkurs daje mi motywację, żeby robić coś lepszego - mówi Piotr Grzybowski z "Super Expressu". - Czasem wiem, że jakieś zdjęcie nie ma szans ukazać się w gazecie, robię je więc z nadzieją, że ktoś na takim konkursie je doceni. To przecież jest najważniejsze żeby zdjęcie zostało zauważone. Rolą fotoreportera jest to żeby je pokazywać, a nie chować do szuflady. Konkurs oraz wystawa pokonkursowa mają również na celu uchronienie zdjęć przed ich ewentualną dewaluacją przy publikacji w prasie. Czasami bardzo trudno jest 'zapakować' dobry materiał do gazety tak żeby nic na tym nie stracił - stwierdza Marek Grygiel, juror Konkursu. - W gazecie wszystko ulega pewnym modyfikacjom. Występują tam określone kompromisy, na które musi pójść fotoedytor z grafikiem. Dotyczy to głównie układu stron, formatu, reklamy itd. Jurorzy na konkursie takich kłopotów nie mają. Dzięki temu, mogą bardziej obiektywnie oceniać prace. Oceniają zdjęcia, a nie reportaż w gazecie.

Według przewodniczącego jury Tadeusza Rolke fotoreporterzy zbyt często sięgają do tematów określonych przez niego mianem 'fotogenicznych'. Są to na przykład zdjęcia przedstawiające uchodźców, kalectwo czy biedę.

Każda bieda, ułomność, tragedia, jest istotną inspiracją dla fotografa - mówi Marek Grygiel. - Tematy te wywołują dużo emocji. Oglądając je w gazecie czytelnik zaczyna bardziej doceniać swój stan bezpieczeństwa. Tematy te są oczywiste i dlatego łatwe do sfotografowania; tu nie ma żadnego niedomówienia - dodaje Piotr Janowski z "Gazety Wyborczej". Często zdjęcia te robione są ewidentnie z myślą o konkursie - zauważa Maciej Skawiński, z "Gazety Wyborczej". - Niektórzy fotoreporterzy mają nadzieję, że poprzez epatowanie czyjąś tragedią łatwo zdobędą nagrodę.

Tadeusz Rolke zauważył również, że w polskiej fotografii prasowej brakuje tematów, które by mówiły o przemianach w naszym kraju. - Zabrakło na przykład zapisu stylu życia dzisiejszych trzydziestolatków, ludzi, którzy są w dobrej sytuacji finansowej, którzy chodzą na koktajle, bankiety, pracują we wspaniałych biurach, mieszkają w luksusowych apartamentach. Pewne przemiany, które są ewidentne dla człowieka, który po dziesięciu latach wraca do Polski są po prostu niesfotografowane. Według Marka Grygla przemiany te nie są pokazane ponieważ często nie widzimy tego w czym sami żyjemy. Jeżeli chodzi o fotografowanie tak hermetycznego świata jakim jest świat yuppies to chyba największą trudnością jest dotarcie do takiej grupy i nawiązanie z nią współpracy - tłumaczy Sławomir Kamiński. - Ci młodzi w garniturach, w przeciwienstwie do bezdomnych, biednych, kalekich, nie potrzebują naszej pomocy. Gdy ludzie przeżywają tragedię, podświadomie liczą na to, że ten fotoreportaż zmieni coś w ich życiu, poza tym czują potrzebę komunikowania się ze światem, a my możemy im to umożliwić. Yuppies na nic takiego nie liczą. Oni nas nie potrzebują i nie chcą.

Jednak zasadniczym problemem dzisiejszych fotoreporterów jest przede wszystkim brak czasu. W fotoreportażu bardzo ważne jest to żeby byś na miejscu wydarzenia wystarczająco wcześnie - mówi Sławomir Kamiński. - Dziennikarz może spóźnić się parę minut, świat się nie zawali, ktoś mu powtórzy, może wysłucha radia, obejrzy wiadomości, zawsze ma szansę dowiedzieć się co się działo przez te dziesięć minut kiedy go nie było. Fotograf, który spóźni się dziesięć minut po prostu nie ma zdjęcia. Zazwyczaj, przy fotografowaniu wydarzeń, stracona sytuacja jest już nie do odtworzenia. Gdy istniała presja cenzury, głównym problemem fotoreportera było to żeby obejść jej zakazy. Trudne warunki sprzyjały powstawaniu wielu, starannie przygotowanych, głębokich fotoreportaży o tematyce społecznej. Kiedyś fotoreporter pracował 'obok rzeczywistości' - wspomina Krzysztof Barański - dzisiaj stara się on dogonić rzeczywistość; pracuje jak kołowrotek, ściga się z samym sobą. My mieliśmy więcej czasu na pracę nad materiałem. Dzisiaj, biorąc pod uwagę szybkość przekazu informacji, gdybyśmy chcieli pracować w takim tempie jak dawniej wyniki naszej pracy często byłyby przysłowiową musztardą po obiedzie. My pracowaliśmy szybko, dzisiaj trzeba działać błyskawicznie.

Fotografia prasowa już z samej nazwy jest fotografią na sprzedaż. Konkurencja wśród fotoreporterów jest tak duża, że często sama umiejętność dobrego fotografowania nie jest wystarczająca. Dobry fotoreporter musi być również dobrym dziennikarzem, musi kojarzyć twarze polityków, musi wiedzieć gdzie się ustawić wśród dwudziestu kolegów tak żeby zrobić to jedno najlepsze zdjęcie. Fotografia prasowa to również duże ryzyko połączone z umiejętnością dostania się w określone miejsce - mówi Piotr Kowalczyk z "Rzeczpospolitej". Gdy problemy techniczne schodzą na drugi plan, fotografia zaczyna nabierać innego wymiaru. Możliwości fotografii cyfrowej sprawiają, że prasa codzienna może nam dostarczyć wizualny obraz rzeczywistość z drugiego końca świata niemal natychmiast. Tegoroczny Konkurs Polskiej Fotografii Prasowej pokazał, że mimo tego pędu wielu młodych fotoreporterów ma czas i zapał by realizować swoje tematy. Według Andrzeja Zygmuntowicza poziom fotografii prasowej rośnie z roku na rok. - Jesteśmy już na bardzo przyzwoitym europejskim poziomie.

Obecnie w Polsce jest wielu bardzo dobrych fotoreporterów jednak nie wszyscy potrafią refleksyjnie podchodzić do tematu - mówi Jarosław Stachowicz z agencji Forum. - Niektórzy z nich zachłystują się samym zawodem nie bardzo wiedząc jaką powinni w tym wszystkim spełniać rolę; wpadają w pułapkę; imponuje im to, że mogą bywać na bankietach, że mogą brać udział w życiu politycznym na gorąco, że z racji pracowania w gazecie mają dostęp do wielu ciekawych miejsc. Zapominają , że fotografia nie jest tylko reprodukcją rzeczywistości, nie jest obiektywnym rejestrowaniem zdarzeń i faktów. Fotografia to przecież subiektywne spojrzenie i osobista interpretacja, umiejętność zanalizowania tematu. Nie aparat robi zdjęcia; aparat jest jedynie przedłużeniem fotografa, człowieka, który ma swój pogląd na świat, który myśli i czuje.

Kinga Kenig
Współpraca: Anna Fogler
Szkoła Reportażu Collegium Civitas

 

Wystawa pokonkursowa w Starej Galerii ZPAF

 


Poprzednio w fotoTAPECIE :



Spis treści

Copyright © 1997-2012 Marek Grygiel / Copyright for www edition © 1997-2012 Zeta-Media Inc.
e-mail: fti@zeta-media.com