Zdjecie moich prapradziadkow

 

I

Jakimś cudem ocalało u nas zdjęcie mojej praprababki Anieli Domeyko z domu Naruszewicz. Na tym zdjęciu jest już w wieku dojrzałym. Na głowie ma coś dziwnego (podobno lubiła się stroić). Zmarła w 1916 roku. Jej mąż, Kazimierz Franciszek Domeyko był starszy od niej i zmarł w 1883 roku. Przez wiele lat zżerała mnie ciekawość jak wyglądał.

 

II

14 sierpnia 1854 roku Ignacy Domeyko pisał w Santiago do Władysława Laskowicza, swojego przyjaciela i krewnego, mieszkającego w Paryżu :

"...W tym momencie odbieram twój kochany list, w którym donosisz mi, żeś odebrał dagerotypy z kraju ... Niewypowiedzianie rad jestem, że obaczę choć cień moich braterstwa i ich dzieci, i proszę ciebie, nie śpiesz się z wysłaniem portretów do Chile, aż ci się przydarzy dobra jaka okazja przez jadących czy powracających do Chile ...".

Zaś 31 grudnia 1859 roku donosił :

"... W tych dniach otrzymałem listy od Aleksandra Domeyki z Wilna, świeżej daty, z fotografowanymi portretami familii ..."

Aleksander Domeyko był bratem mojego prapradziadka, Kazimierza Franciszka Domeyki. W Bibliotece Polskiej w Paryżu znajduje się kilka listów tegoż Aleksandra, które wysłał on do Ignacego do Chile. I tak 31 marca 1870 roku pisał :

"... Fotografije : moją, brata, jego syna, załączam, Loli fotografij nie mam teraz pod ręką ...".


Lola, czyli Leonja, to moja prababcia, urodzona w 1858 roku. Czy zdjęcie mojego prapradziadka może jeszcze znajdować się w Chile ? Na żaden z listów wysłanych do moich dalekich kuzynów w tym kraju nie otrzymałem odpowiedzi. Jedyna rada - pojechać tam osobiście. Pomijam opis przygotowań, podróży, różnych trudności w dotarciu do albumów ze zdjęciami. Wreszcie, w dawnym gabinecie Ignacego, na jego biurku, mam przed sobą pierwszy z tych albumów. Zaraz po jego otwarciu, dostrzegam tabliczkę z następującym napisem :

"Ignacemu Domeyko Rektorowi Uniwersytetu w Santiago w dowód czci i przywiązania ofiaruje rodzina".

Jak musieli go kochać i szanować, skoro wysłali mu na drugą półkulę, specjalnie zapewne zamówiony, album, aby miał gdzie przechowywać ich zdjęcia, zdjęcia rodziny z Polski ! Album jest już zniszczony od częstego oglądania, okładka, bardzo ozdobna, rozpada się. Strony nie trzymają się grzbietu.

Przewracam kolejne kartki, zaglądam na drugą stronę zdjęć. Niektóre z nich są podpisane, inne nie. Mam świadomość, że większość z tych zdjęć to jedyne, ostatnie egzemplarze jakie istnieją na świecie. Odbitek z tych zdjęć było na pewno więcej, ale zginęły, spalone razem z domami, gdzie były przechowywane. Wreszcie, na którejś ze stron znajduję to czego szukałem :

Gdyby Ignacy nie podpisał tego zdjęcia : "Kazimierz Domeyko i jego żona z Gierwiat" nigdy bym chyba nie był w stanie rozpoznać, że jest to zdjęcie moich prapradziadków. Nigdy bym chyba nie poznał, że ta młoda kobieta jest tą samą, sfotografowaną wiele lat później, z czymś dziwnym na głowie.

Samo zdjęcie, ku mojemu zaskoczeniu, jest wykonane na metalowej płytce. Jest to tak zwany ferrotyp, tańszy w wykonaniu niż prawdziwe dagerotypy. Czy to jest jeden z tych "dagerotypów" o których pisał Ignacy w 1854 roku ? W każdym razie zdjęcie to wygląda na najstarsze ze wszystkich zdjęć w albumie, wszystkie inne są wykonane na papierze.

Przyglądam się temu zdjęciu ze wzruszeniem, emulsja jest spękana, w niektórych miejscach starta, obraz ciemny, trochę nieostry. Ale przecież patrzę w głąb czasu, patrzę na moich prapradziadków, zamieniam się w oko aparatu fotograficznego, przed którym pozowali oni około 145 lat temu. I to światło, które ich oświetlało, pada teraz na mnie, o tysiące kilometrów dalej i tyle dziesiątków lat później.

Wreszcie spełniło się moje marzenie. Parę lat temu, w Bibliotece Polskiej w Paryżu, trzymałem w rękach jedyny zachowany list Kazimierza Franciszka, pisany do Chile 8 sierpnia 1860 roku. List ten pisany był w Gierwiatach, rodzinnym majątku, leżącym obecnie na terenie Białorusi.

Byłem w tych Gierwiatach. Dawny dwór, który potem służył przez wiele lat jako szpital, był już opuszczony, zrujnowany. Chodziłem po jego pokojach, wspinając się na belki zwalone z powały. Kiedyś, w jednym z tych pokoi, pochylony nad stołem, może przy świetle naftowej lampy, Kazimierz Franciszek pisał list do Ignacego. List ten odbył długą drogę, z Gierwiat do Santiago, potem z Santiago do Paryża. I wiele, wiele lat później leżała przede mną na stole mała kartka niebieskiego papieru, tak cienkiego, że widać przez nią było dawne lata.

Nie wiedziałem jeszcze wtedy, jak Kazimierz Franciszek, mój prapradziadek, wyglądał. Teraz już wiem. I jego obraz, jak siedzi w fotelu, pochylony, w trakcie pisania tego listu, staje się coraz wyraźniejszy w moich oczach... Wydaje mi się prawie, że słyszę ciszę tego domu, ciszę, która przecież musiała być pełna różnych dźwięków. Dźwięków starego domu z modrzewia, skrzypienia parkietu. Docierał tu nawet szum olbrzymiego drzewa, które rosło między rzeką Łoszą a dworem. Drzewo to jeszcze stoi...

Na tyle, na ile jest to jeszcze możliwe, odniosłem zwycięstwo nad czasem i nad tymi, którzy chcieli zniszczyć wszelkie ślady po tych ludziach i odebrać mi pamięć o nich.

 

 

III

Kilka miesięcy po mojej podróży do Chile odnalazłem moich krewnych, mieszkających w Poznaniu. Zachowało się u nich bardzo piękne zdjęcie. Jedyne co wiedzieli na jego temat to to, że przedstawia ono rodzinę Domeyków. Bez trudu rozpoznałem, że w centrum tej grupy siedzi mój prapradziadek, Kazimierz Domeyko, a za nim stoi jego żona, Aniela. A inne osoby ? Przypuszczam, że przynajmniej niektóre z nich to rodzeństwo Anieli.

U moich krewnych zachowało się jeszcze inne zdjęcie, reprodukcja portretu jakiejś kobiety. Mojej prapraprababki ?

To jednak czas mnie zwyciężył. Odnalazłem ślady, które zostawił, ale nie jestem w stanie ich odczytać.

Mariusz Hermanowicz

sierpień 1999

 


 

 


Poprzednie "Trans-misje":

Spis treści

Copyright © 1997-2012 Marek Grygiel / Copyright for www edition © 1997-2012 Zeta-Media Inc.
e-mail: fti@zeta-media.com