Międzynarodowy Festiwal Fotografii
Białystok Interphoto
Dychotomia. Wschód i Zachód
Dichotomy. East and West
wrzesień – październik 2021
Nowe widzenie
ISBN 978-83-934184-3-5
Tegoroczna jesień obfituje w dużą ilość fotograficznych imprez co powodowane jest zapewne dążeniem do nadrabiania pandemicznych zaległości. Międzynarodowy Festiwal Fotografii w Białymstoku odbywa się w cyklu dwuletnim więc apogeum pandemii przypadło na rok ubiegły. Obecna, już kolejna edycja odbyła się w pełnym zakresie.
To co zmieniło się do lat poprzednich, to tylko miejsca niektórych wystaw. Ale może ta wymuszona zmiana wygenerowała nowe przestrzenie np. bardzo dobrze usytuowany w samym centrum obiekt pod nazwą Astoria, który pomieścił kilka interesujących propozycji i stał się również festiwalowym punktem spotkań i informacji.
Same założenia Festiwalu nie zmieniły się zasadniczo, program jest tak skonstruowany by fotografia szeroko rozumianego wschodu konfrontowana była z fotografią zachodu. Do tego jeszcze istotnym elementem jest sięganie do historii. W tym roku również tak się stało.
Wystawą, na pewno wzbudzającą spore zainteresowanie jest pokaz zdjęć Stanisława Ignacego Witkiewicza z kolekcji Stefana Okołowicza.
Tym razem obszerna prezentacja w foyer kina Kosmos zawiera serie autoportretów artysty. Jak wiadomo Witkacy swoją fotograficzną działalność traktował dosyć specyficznie. Podobno w rozmowie z Marianem i Witoldem Dederko, którzy wykonali jego portret powiedział : „Wy zajmujecie się fotografią, a ja się nią bawię”. Robił zdjęcia dla wąskiego grona znajomych i przyjaciół. Według jego teorii Czystej Formy fotografia nie mieściła się w kategoriach sztuki ze względu na naturalizm obrazowania. Zapewne nie przypuszczał, że jego twórczość fotograficzna okaże się niezwykle prekursorska (wykonywane przez niego tzw. „ścisłe kadry”) i znajdzie się w kolekcjach wielu prestiżowych muzeów sztuki (m.in. w MOMA w Nowym Jorku, LACMA w Los Angeles, Muzeum Sztuki W Łodzi).
Przy okazji wystawy odbyła się ciekawa, prowadzona przez Weronikę Kobylińską, specjalnie zorganizowana dyskusja panelowa pt. „Twórczość Witkacego w kontekście sztuki światowej”. Do tez artykułu nieobecnego, niestety, Adama Mazura odnieśli się krytycy i historycy fotografii Lech Lechowicz i Krzysztof Jurecki, którzy polemizowali głównie z ustaleniami Mazura odnośnie jakoby litewskiego pochodzenia Witkacego, co ma mieć potwierdzenie w archiwalnych dokumentach, do których dotarł Mazur.
Istotnie, fakt że rodzina Witkiewicza pochodziła ze Żmudzi, nie jest jeszcze przesądzającą przesłanką do tak daleko idących wniosków o „litewskości” Witkiewicza. Szczególnie w oparciu o dzisiejsze rozumienie tożsamości narodowej. Szkoda, że nieobecność Adam Mazura nie pozwoliła na wysłuchanie argumentów z jego strony.
O atrakcyjności białostockiego festiwalu zawsze decydowały jednak wystawy. A w tej odsłonie nie zabrakło naprawdę ciekawych i godnych odnotowania. Wypełniając zobowiązanie realizacji wystawy autorskiej wobec laureata Grand Prix z ubiegłej edycji Chiraga Jindala z dalekiej Nowej Zelandii, organizatorzy umieścili jego pokaz w kameralnej sali Akademii Teatralnej.
Wyciemnione pomieszczenie wciągało swoją tajemniczością w krąg powstałego w latach 2018 – 2021 niezwykłego projektu pt. „Ngā Mahi Rarowhenua / Into the Underworld”. Za pomocą specjalnej, używanej w archeologii i kryminalistyce technologii obrazowania LIDAR, autor wprowadza nas w podziemia miasta Auckland, gdzie dawniej wykorzystywano te miejsca, powstałe w wyniku ukształtowania się wulkanicznej lawy jako schrony i miejsca pochówku. Do dzisiaj uważane są przez miejscową rdzenną ludność maoryską jako miejsca święte. Zostały przez lata zanieczyszczone i niejako zdesakralizowane przez gwałtownie rozbudowującą się miejską strukturę. Projekt ten ma na celu przypomnienie ich istnienia i ochronę jako ważnego znaku dziedzictwa kulturowego. Wystawa zrealizowana niezwykle precyzyjnie, wywiera ogromne wrażenie na oglądających.
Tradycją już stały się wystawy z krajów sąsiedzkich. I tak chyba po raz pierwszy na większą skalę można było obcować z ciekawą twórczością Aleksandrasa Ostašenkovasa, którego zdjęcia mają tę specyficzną nostalgię dalekiej prowincji, podobnie jak prace Gvido Kajonsa z Rygi. O twórczości Kajonsa, przesyconej charakterystyczna ironią z socjalistycznej rzeczywistości lat 70. i 80. ubiegłego wieku na Łotwie, ciekawie opowiadała na wernisażu kurator jego prac Maira Dudareva.
Chyba nie ma wystawy bardziej odnoszącej się do aktualnych wydarzeń jak niezwykle mocny, zarazem lakoniczny przekaz wynikający z wystawy Andreja Liankiewicza. Ten białoruski fotograf za pomocą kilku dużych rozmiarów fotograficznych kolaży próbuje wstrząsnąć widzem jako współuczestnik dramatycznych protestów przeciwko reżimowi Łukaszenki.
„Fotografowanie na ulicach Mińska w okresie czerwiec – listopad 2020 pomogło mi wyzbyć się strachu, nauczyło odwagi. Odwaga polega na byciu subiektywnym i stawaniu po właściwej stronie, ponieważ kiedy jesteś ścigany, niczym zwierzyna, przez ludzi w czerni, zapominasz o etycznym kodeksie dziennikarza czasów pokoju. Odwaga to wyjście na ulicę z aparatem, ze świadomością, że możesz zostać aresztowany dużo wcześniej niż protestujący, ponieważ to co robisz to nie tylko zdjęcia, ale dokumentacja zbrodni przeciwko nieuzbrojonym ludziom.” … „Fotografie stworzyłem jako obywatel”.
I rzeczywiście na jednym ze zdjęć widzimy młodą dziewczynę brutalnie wyciągniętą z demonstracji przez dwóch uzbrojonych zbirów w ciemnych mundurach, bez żadnych dystynkcji. Gdzie indziej pojawiają się całe zwarte, agresywne szeregi tych nieoznakowanych pałkarzy łukaszenkowskiego systemu represji wobec pokojowo demonstrującej ludności.
Warto tu dodać, że te odważne zdjęcia spowodowały wzrastające zainteresowanie Liankiewiczem służb Łukaszenki i autor jesienią ub roku został zmuszony do emigracji w obawie o bezpieczeństwo swoje i swojej rodziny.
Tradycją Interphoto stało się uroczyste, oficjalne otwieranie całego Festiwalu w Centrum Zamenhofa, które jest również miejscem festiwalowych wystaw. W tym roku otwarcie nastąpiło w przestrzeni wystawy Grzegorza Zygiera, która powstała w oparciu o serię z lat 80. XX wieku.
Twórczość Zygiera opiera się głównie na postrzeganiu – prace są zdyscyplinowane i podporządkowane ścisłym założeniom, powiązane z tradycją „fotografii elementarnej”. W realizowanym przez lata cyklu pt. Twoone pojawiły się elementy „nowego widzenia” - jak napisał Krzysztof Jurecki, kurator wystawy – z pogranicza rzeźby i typografii. Nasuwa się porównanie z alfabetem Władysława Strzemińskiego i innymi eksperymentami tego typu z okresu międzywojennego, kiedy zakładano, że idea sztuki tkwi w języku.
Druga wystawa na I piętrze Centrum Zamenhofa, też uświetniająca otwarcie festiwalu to pokaz instalacji multimedialnej Andreasa Müllera-Pohle. Ten niemiecki artysta, wystawiający w Polsce swoje prace już pod koniec lat 80. na dobrze pamiętanej wystawie fotografii pt. Inscenizacje w obu (Małej i Starej) galeriach ZPAF w Warszawie, od jakiegoś czasu koncentruje swoją uwagę na walce o utrzymanie nieskażonego środowiska naturalnego. To obecnie, ale wtedy jego prace wywodziły się z minimalistycznych założeń sformułowanych w oparciu o teorie fotografii Vilema Flussera (1929-1991) w dziele Ku filozofii fotografii (przeł. J. Maniecki, wstępem opatrzył P. Zawojski, Wydawnictwo Aletheia, Warszawa 2015), z którym zresztą pozostawał w osobistej przyjaźni.
vol. 41, double issue 2020. German/English
To właśnie artykuły Flussera były drukowane w założonym przez Andreasa Müllera-Pohle piśmie European Photography, które to pismo odegrało bardzo istotną rolę w przemianach zachodzących w istocie obrazu technicznego, pozostawiając bezpieczny grunt fotografii klasycznej na rzecz multimediów, sztuki konceptualnej, a od 1996 roku video, które stało się jednym z jego kluczowych mediów – jak to trafnie ujął w tekście wprowadzającym kurator pokazu Pavel Vančát.
W Białymstoku prezentowane są prace video z lat 1996 – 2021 począwszy od „Entropii” (kres fotografii analogowej rozrywanej przez ogromną niszczarkę) po realizacje najnowsze, jak chociażby zapisy video z cyklu „Studies on traffic”, gdzie mamy do czynienia z rejestracją ruchu ulicznego w różnych częściach naszej planety, co pomaga nam uzmysłowić sobie, jak złożony jest wszechświat, jak zróżnicowana jest nasza globalna cywilizacja, której nie sposób zsynchronizować w danym momencie. Już w latach 2005-2006 Muller-Pohle zwracał uwagę na problemy zrównoważonego rozwoju. Klasycznym przykładem może być duży projekt Danube River, dokumentujący przebieg przez całą niemal Europę wielkiej rzeki Dunaj, czy zjawiska związane z lokalizacją nad wodą wielkich aglomeracji jak np. Hong Kongu.
Galeria Sleńdzińskich ulokowana w drewnianym, wiernie zrekonstruowanym domu w historycznej dzielnicy białostockich Bojarów, gości w tym roku wystawę Pawła Żaka. Miejsce to przez rozkład kilku niewielkich pomieszczeń predystynowane jest by wystawiać tam prace bardzo osobiste, zawierające duży ładunek wewnętrznej energii. Tak było w przypadku wystawy Bogdana Konopki czy Andrzeja J. Lecha w poprzednich edycjach Interphoto.
Tym razem Paweł Żak swoimi „Ćwiczeniami obowiązkowymi i innymi martwymi naturami” zabrał nas w świat wysmakowanej i niezwykle wysublimowanej fotografii, gdzie każdy przedmiot nabiera metafizycznego nieomal znaczenia. Z wielką precyzją zaaranżowane i dopracowane w każdym detalu elementy tworzą wieloznaczny, osobisty świat wyobraźni autora. Stają się również „ukojeniem od natłoku bodźców wizualnych, których każdy z nas doświadcza codziennie”, - jak napisano w tekście towarzyszącym wystawie.
Evgeniy Pawłow (ur. w 1949 r.) jest współzałożycielem grupy „Vremia, która powstała Charkowie w 1971 roku. Skupiała ona twórców poszukujących nowych form wypowiedzi, tworzyła jeden z ważniejszych ośrodków sztuki konceptualnej na terenie Związku Radzieckiego.
Evgieniy Pawłow eksperymentował z różnymi technikami i stylami, używał fotomontażu, szerokiego jak i panoramicznego obiektywu. „Obraz postrzegał jako początek wyrazu artysty a nie jedynie efekt końcowy mechanicznego procesu”. Jego prace, noszące cechy celowej deformacji, a także ingerencji kolorystycznych, odznaczają się dużym ładunkiem swobodnej interpretacji w odbiorze.
Seria prezentowana w salach białostockiej Opery pt. „Total Photography” z lat 1990-1994 zawiera wszystkie te charakterystyczne dla jego twórczości poszukiwania, które zdobyły sobie już uznanie w galeriach i na wystawach w Europie i USA.
Obraz utajony. To właściwie tytuł prac słowackiego fotografa Józefa Sedlaka. Seria historycznych portretów z lat trzydziestych przeniesiona na szkło akrylowe w postaci negatywów. Negatywy te w kontakcie z tradycyjnym papierem fotograficznym dzięki wykorzystaniu światła naturalnego tworzą zjawiskowe podłoże jako tzw. obraz „latentny” (utajony).
Obrazy-fotografie powstały na bazie odnalezionych po latach negatywach rodziny Kováč i starają się zrekonstruować aurę jaka otaczała tę rodzinę. To, co widzimy teraz, wydaje się jednak ukryte i nie da się już odtworzyć tak, by w pełni oddać nastrój i wyraz minionych czasów. Mimo to bardzo silnie wzmacniają odczuwanie przeszłości w każdym możliwym szczególe i aurze jaka tworzy się przy oglądaniu tych niekonwencjonalnie wykonanych prac.
Żeby pozostać w tym sąsiedzkim rejonie geograficznym do ciekawego spotkania dochodzi w ratuszu białostockim. Tam Śtepanka Bielaszowa, kuratorka działu fotografii z Muzeum Sztuki w Ołomuńcu, przedstawiła kilkunastu czeskich fotografów wywodzących się z lokalnego środowiska i tworzącego w latach 1958-75. Ciekawe i ambitnie działające grupy artystyczne DOFO i Studio Fotografii Liberec. Ich głównymi wyznacznikami w działalności były surrealizm, strukturalizm, konkretyzm i sztuka optyczna. Wyrażali subiektywne odczucia w fotografii, eksperymentowali z formą, tworzyli strukturalne obrazy z elementami halucynacji, ale również w ich pracach zaobserwować można wpływy przedwojennego Bauhasu. Ich działalność daleko przekroczyła lokalne granice i miała szerszy wpływ na fotografię nie tylko w ówczesnej Czechosłowacji ale i poza granicami kraju.
W tej relacji z tak dużej imprezy jaką jest Interphoto nie sposób nie odnotować wystawy, która spotkała się z niezwykle ciepłym przyjęciem. Może to spowodowała również obecność autora Pavla Máry (ur. 1951), klasyka czeskiej fotografii. Aż dziwne, że do tej pory nie doczekał się żadnej większej wystawy w naszym kraju (brał udział tylko w zbiorowych). Jest to bowiem twórca niezwykle interesujący i mający swoje ważne, osobne miejsce we współczesnej fotografii. Jego pokaźny dorobek sytuuje go pośród najwybitniejszych przedstawicieli tego medium ale jednocześnie trochę wymyka się łatwym klasyfikacjom.
Już w latach 60. fotografował nietypowo, wykonywał wielkie formaty, zajmował się kolorem łącznie z używaniem tak wysoko rozwiniętych technologii jak cibachromy.
Pavel Mára kreuje swoją twórczą przestrzeń jako geometryczne formy. Rzadko kiedy są to rezultaty użycia specjalnych obiektywów. Pracuje seriami, przestawia ludzi i przedmioty w nienaturalnych kolorach zestawiając je na przeciwstawnych biegunach i podkreślając ich geometryzację. Pozbywa się w ten sposób elementów które mogłyby zakłócić i rozproszyć przekaz, który zawarty jest w poszczególnych elementach pracy. W fotografiach Pavla Máry nieoczekiwane i zaskakujące barwy są ważnym i dopełniającym składnikiem tych prac. Istotną rolę odgrywa również przestrzeń w której instalowane są te wielkoformatowe realizacje dając artyście możliwość osiągnięcia zamierzonych i w każdym szczególe przemyślanych koncepcji.
W obszernej sali wystawowej białostockiej Opery, jego świetnie wykonane pod względem warsztatowym prace stanowią zwarty cykl, ale w przemyślany sposób rozbity na poszczególne części. Jedna z tych części została wykonana całkiem niedawno, specjalnie na białostocki pokaz. Zuniwersalizowane postaci zaaranżowane w nieco „kosmicznych galaktykach” (autor do tych scen użył wnętrz magazynu - blacharni) przywodzą na myśl nasze osamotnienie i alienację w tym coraz bardziej zglobalizowanym świecie. Głównym zagadnieniem twórczości Máry jest, jak sam się wyraził, „dialog z czasem” będący jednym z najważniejszych elementów ludzkiej egzystencji.
Kończąc tę relację należy wspomnieć o kilku jeszcze indywidualnych pokazach. Szymon Kobusiński swoimi symbolicznymi zdjęciami z cyklu „Erynie” wydobył z niedalekiej przeszłości dramatyczne zamachy terrorystyczne (WTC w Nowym Jorku, Londyn, Promenada Anglików w Nicei, oraz demonstracje (Obchody Święta Niepodległości w Warszawie, parada równości w Białymstoku) których sens każe nam zastanowić się nad współczesnymi zbiorowymi dramatami i emocjami, jakie przynosi nam świat.
Estonka Sigrid Viir fotografie wzbogaca rzeźbami poruszając zagadnienia polityczne i kulturowe.
Ania Ready, Polka mieszkająca od lat w Londynie, w swoich ekspresyjnych inscenizowanych zdjęciach wykorzystuje performatywny charakter schorzenia psychicznego jakim jest histeria. Ta seria powstała z inspiracji tekstem napisanym przez Zofię Gaudier-Brzeską, niespełnioną i zmarłą w zapomnieniu w 1925 roku w Wielkiej Brytanii pisarkę polskiego pochodzenia.
Wystawy grupowe szkół fotograficznych Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku oraz Szkoły Filmowej w Łodzi, zostały ciekawie wyeksponowane na kilku poziomach przestronnych wnętrz wspomnianego już centrum kultury Astoria. Można tu było zobaczyć sporo obiecujących ale już aktywnych młodych twórców, dla których medium fotograficzne jest w zasadzie jednym z elementów, choć nie zawsze wiodącym, w realizacji poszczególnych propozycji.
Na szczególna uwagę należało zwrócić również na grupowy pokaz organizatora całego Festiwalu, którym jest Forum Fotografii i Multimediów w Białymstoku, któremu przewodzi Grzegorz Jarmocewicz, inicjator i od początku dyrektor artystyczny i merytoryczny od pierwszej edycji Interphoto, sam również prezentujący swoje prace. To zarazem on jako wykładowca jest kuratorem wystawy Akademii Fotografii i Przedsiębiorczości w Białymstoku. Studenci tej uczelni w swoich projektach fotograficznych, świadomie wykorzystując narzędzia mediów wizualnych, wykraczają daleko poza reprodukcje i odwzorowanie – jak napisał w exposé wystawy.
Białostockie Towarzystwo Fotograficzne, powstałe już w 1953 roku, a w którym aktywnie działali tak znani twórcy jak Wiktor Wołkow czy Piotr Sawicki, tradycyjnie, jak co dwa lata, zaprezentowało prace swoich członków. Skoncentrowali oni swoją uwagę na tytułowym haśle festiwalu czyli na dychotomii, traktując to pojęcie jako uświadomienie sobie dwudzielności, czyli dwoistości otaczającego nas świata.
Program Festiwalu to nie tylko wystawy. Przegląd portfolio z udziałem wybitnych ekspertów z Polski i Europy, pokazy specjalne (wystawa i album Krzysztofa Gołucha pt. Hotel”, ciekawa, poruszająca opowieść o pracy niepełnosprawnych) , pokazy filmów ( m.in. „Helmut Newton : The Bad and the Beautiful”, „Polański, Horowitz, Hometown”, „PhotoPicnic”, „Bergman Island”) oraz warsztaty np. „Created Document” Adama Pańczuka.
I wreszcie Konkurs. Decyzją międzynarodowego jury nagrodą Grand Prix (15.000 zł) został uhonorowany młody ukraiński artysta Igor Chekachkov z Ukrainy z projektem pt. “NA4JOPM8” . Jego praca to próba uwidocznienia resetu obrazów elektronicznych, ich nietrwałości, i postawienie pytania o sens archiwizacji oraz zatrzymywania obrazu w pamięci, zarówno urządzeń elektronicznych jak i naszych umysłów. Chekachkov za dwa lata zaprezentuje własną indywidualną wystawę na kolejnym Interphoto, co jak wiadomo jest również istotnym składnikiem tej prestiżowej nagrody. Na wystawie pokonkursowej znalazły się jeszcze prace innych nominowanych, z których na szczególne uznanie zasłuzyły zdjęcia Karoliny Ćwik, Johna Angersona, Zuzanny Pustaiovej czy Agaty Skupniewicz.
Już w 2013, z chwila rozpoczęcia pierwszego Interphoto, narodził się pomysł na konkurs fotografii ulicznej. Tak więc na ulicy Lipowej, która jest głównym deptakiem miasta, urządzana jest wystawa nagrodzonych prac. Inicjator tego wydarzenia, Wojciech Wojtkielewicz, jeden z najbardziej znanych miejscowych fotoreporterów, wprowadził w tkankę miasta pokaz, który cieszy się dużym zainteresowaniem szerokiej publiczności stając się trwałym elementem białostockiego festiwalu.
W podsumowaniu zawsze powinny znaleźć się jakieś elementy krytyczne, albo akcentujące pozytywy i sukcesy tej edycji. Nie jest to konieczne. Należy jednakże docenić trud organizatorów zorganizowania tak wielkiej i różnorodnej imprezy, w tym niełatwym pandemicznym czasie, a także pochwalić pomoc wspaniałych w tym roku woluntariuszy za stworzenie doskonałej atmosfery umożliwiającej rozmowy, dyskusje z autorami, wymianę poglądów na to co dzieje się w medialnej sztuce współczesnej. Są to wartości na pewno nie do przecenienia.
I chociaż festiwal kończy się z końcem października, już chciałoby się uczestniczyć w kolejnej jego odsłonie. Ale na to trzeba będzie poczekać dwa lata.
Marek Grygiel
W FOTOTAPECIE poprzednio m.in.:
- Białystok Interphoto Festival 2015 r.
- 3. Międzynarodowy Festiwal Fotografii Białystok INTERPHOTO 2017
- INTERPHOTO 2019 Białystok
Zobacz też:
Copyright © 1997-2024 Marek Grygiel / Copyright for www edition © 1997-2024 Zeta-Media Inc.