Bratysława po raz 10-ty
Wojciech Wilczyk
RGANIZOWANEMU zawsze na jesieni w Bratysławie "Miesiącowi fotografii" stuknęło właśnie 10 lat. Impreza ta wymyślona przez Václava Macka i mająca pierwotnie półprywatny charakter w ciągu tego czasu stała się uznanym i zawsze szeroko komentowanym festiwalem artystycznym, który właściwie nie ma odpowiednika w tej części Europy. To właśnie na podczas poprzednich edycji "Miesiąca fotografii" doszło do wystaw Herba Rittsa, Roberta Mapplethorpe'a, Sebastiao Salgado, Annie Leibovitz lub Duane Michalsa, zaś festiwalowa publiczność miała także rzadką okazję na spotkanie z tymi wybitnymi fotografami (oczywiście z wyjątkiem przebywającego już wówczas zapewne w gejowskich zaświatach Mapplethorpe'a). Trzeba jednak zaznaczyć, że bratysławska impreza nie ma charakteru jakiegoś festiwalu gwiazd, zaś ambicją jej twórców jest prezentacja różnorodnych nurtów współczesnej fotografii i to raczej tych, które dość daleko czasem odchodzą od czystego zapisu obrazu na kliszy fotograficznej.
Tak więc, chociaż typowo reporterska lub dokumentalna fotografia jest w Bratysławie co roku obecna, to jednak przeważająca część wystaw prezentuje zdjęcia mające raczej więcej wspólnego trendami i tendencjami, jakie można zaobserwować we współczesnych sztukach plastycznych. Nie chodzi tu jednak tylko o posługiwanie się pewnymi rodzajami estetyk (których proweniencja nie jest specjalnie trudna od odgadnięcia), co raczej o dość powszechny "konceptualizm" ujawniający się w sposobie traktowania tematu i samej metodzie wykonywania zdjęć. Tendencja ta, będąca zapewne skutkiem zauważalnej dewaluacji znaczenia "obrazu" (jako nośnika wszelkich kulturowych treści), co może najbardziej widoczne jest w medium takim jak wszechobecna telewizja, w przypadku fotografii znajduje przejaw w niemal alergicznym unikaniu dosłowności jak i też zarazem w rozbrajającej bezradności, gdy mamy do czynienia z próbami posługiwania się metaforą.
Paradoksalnie jednak, kilka zaprezentowanych w Bratysławie raczej bliskich dokumentowi cykli, swój interesujący kształt zawdzięcza właśnie konceptualnemu podejściu. "Biało-czerwono-czarna" Wojciecha Prażmowskiego, "Czas zatrzymany" Aleksieja Titarenko oraz "Ukraiński paszport" i "Lilie" Aleksandra Czekmieniewa, wykorzystują bowiem "konceptualizm" w rozsądnym zakresie, zaś sam pomysł na realizację owych projektów jest równie ważny, jak i to co na tych zdjęciach oglądamy. Nie będę szczegółowo opisywał niezmiernie interesującego cyklu Prażmowskiego, ponieważ był on szeroko w fotoTAPECIE omawiany przy okazji prezentacji w Małej Galerii ZPAF-CSW we wrześniu tego roku, zaś swoją uwagę chciałbym skupić na pracach Titarenki i Czekmieniewa.
Zdjęcia składające się na "Czas zatrzymany" zostały wykonane w Petersburgu przy zastosowaniu ekstremalnie długich czasów naświetlania. Ponieważ Alieksiej Titarenko fotografuje swoim Hasselbladem petersburskie plenery zazwyczaj w samym środku dnia, mieszkańcy tego miasta pojawiają się na nich w postaci rozmytych "cieni". Bardzo istotna dla kształtu fotograficznego zapisu kwestia długości ekspozycji światłoczułego materiału, w pracach rosyjskiego fotografa (oprócz ich niewątpliwych walorów estetycznych) każe nam zwrócić uwagę na... "fenomenologiczny" aspekt postrzeganej zmysłem wzroku rzeczywistości, a także w konsekwencji na relatywny charakter naszego jej odbioru. Dodatkowo, mocno dyskusyjna kiedyś dla mnie teza Rolanda Barthesa zawarta w książce "Światło obrazu", wskazująca na związki fotografii z archaicznym teatrem, który to znowu wywodzi się z religijnych misteriów o inicjacyjnym charakterze i kultu zmarłych, w zdjęciach Titarenki znalazła zadziwiającą ilustrację, którego Petersburg jest "ulicznym teatrem cieni".
Także "teatralny" charakter posiadają zaprezentowane podczas festiwalu dwa cykle Aleksandra Czekmieniewa. Prace składające się na "Ukraiński paszport" wykorzystują samą sytuację wykonywania zdjęć paszportowych. Niezmiennie ktoś trzyma białe prześcieradło jako tło za plecami fotografowanej osoby, niezmiennie też są to raczej starsi wiekiem mieszkańcy małych miasteczek. Jednak rejestrowany przez Czekmieniewa kadr obejmuje zawsze całe wnętrze pomieszczenia zaś najbardziej interesujące w tym cyklu jest to co wymyka się z ram tej inscenizowanej sytuacji (czyli wszystko co zostaje odcięte od fizjonomii konkretnego człowieka, widocznej na paszportowym zdjęciu). Trochę wstrząsający cykl "Lilie" wykonany został w jakimś domu opieki dla dorosłych niepełnosprawnych (niedorozwiniętych umysłowo), zaś jego pensjonariusze po prostu pozują, trzymając w ręce kwiaty sztucznych lilii. Trzeba tu jednak podkreślić, ze odmiennie od innych fotografów wykonujących zdjęcia w takich miejscach, ukraiński artysta nie stara się epatować widza samą grozą domu dla chorych umysłowo. Poprzez prosty zabieg z wykorzystaniem tytułowego rekwizytu, kieruje uwagę widza w stronę emanującej z portretowanych osób niewinności, która zresztą w chrześcijańskiej ikonografii łączona jest z kwiatem białej lilii.
Nieodłączną tradycją bratysławskiego festiwalu są obszerne prezentacje fotografii poszczególnych krajów. W tym roku zaszczyt ten przypadł Polsce i w sali Polskiego Instytutu Kulturalnego można było obejrzeć retrospektywę Tadeusza Rolke, zaś w pomieszczeniach Umeleckiej Besedy Slovenskej zaprezentowani zostali artyści związani z Małą Galerią ZPAF-CSW oraz laureaci tegorocznego konkursu Polskiej Fotografii Prasowej. Trzeba przyznać, że typowo reporterska fotografia, którą oprócz wspomnianej wcześniej wystawy reprezentowały w tym roku w Bratysławie prezentacje Johna Demosa (Grecja), Alana Hyžy (Słowacja) i Miroslava Hucka (Czechy), wypadła wyjątkowo blado w porównaniu do polskiej ekspozycji. Rozmach, ekspresja i pewnego rodzaju magnetyzm prasowych zdjęć, pokazanych w niespecjalnie dużym pomieszczeniu Umeleckiej Besedy Slovenskej, mogą świadczyć, że ten rodzaj fotografii przeżywa obecnie w naszym kraju żywiołowy rozwój, co zresztą znalazło swój wyraz w sporej frekwencji publiczności. Szkoda tylko, że zapewne z czysto technicznych względów (transport) ekspozycja ta pojechała na Słowację w nieco okrojonej i zminiaturyzowanej wersji, ponieważ wiele pokazywanych na niej zdjęć robi wprost niesamowite wrażenie w przy dużym formacie powiększeń.
W wystawie zatytułowanej "Przenikanie", udział wzięli: Ewa Andrzejewska, Waldemar Jama, Katarzyna Józefowicz, Kostas Kristis, Tomasz Komorowski, Wojciech Prażmowski, Leszek Szurkowski, Zbigniew Tomaszczuk, Krzysztof Wojciechowski, Stanisław J. Woś, Joanna Zastróżna, Paweł Żak oraz "Łódź Kaliska". Zestaw autorów wybranych przez Marka Grygla - kuratora tej ekspozycji, odzwierciedla dość dobrze profil warszawskiej galerii, od lat zajmującej się prezentacją współczesnej fotografii artystycznej. Pokazane w Bratysławie zdjęcia, instalacje i obiekty pochodzą z wystaw, mających miejsce w bieżącym lub zeszłym roku. Dość trafnie dobrany tytuł tej ekspozycji, nie tylko określa pewien rodzaj wzajemnych inspiracji, ale także kieruje uwagę widza na problem współistnienia i współzależności różnorodnych estetyk funkcjonujących równolegle w sztukach plastycznych, oczywiście zawsze w kontekście czysto fotograficznej rejestracji obrazu.
Tak więc obok typowego dokumentu, reprezentowanego przez wspomniany już cykl "Biało-czerwono-czarna" Wojciecha Prażmowskiego (który jest jednocześnie dość rzadkim w naszym kraju przykładem tzw. "subiektywnego reportażu"), stykowych odbitek Ewy Andrzejewskiej lub "Ankrów" Waldemara Jamy, w salach Umeleckiej Besedy Slovenskej znalazły się obiekty Kostasa Kristisa i Katarzyny Józefowicz, utrzymane w surrealnym klimacie prace Pawła Żaka i Stanisława J. Wosia, elektronicznie zmiksowane kolaże Leszka Szurkowskiego, zdjęcia z monitora telewizyjnego Krzysztofa Wojciechowskiego (tu dość znany cykl "Barwy walki - pewna kolekcja krawatów") oraz konceptualny żart Zbigniewa Tomaszczuka pt. "Dagerotypomania".
Myślę, że prace pokazane w "Przenikaniu" dość dobrze odzwierciedlają tendencje charakterystyczne nie tylko dla najnowszej polskiej fotografii artystycznej, ale również dla tego co powstaje współcześnie na całym świecie. Jednocześnie, pojawiające się wykorzystanie techniki komputerowej, można uznać za zwiastun nadchodzących wielkimi krokami zmian, które być może jeszcze bardziej zwiążą (cyfrową już wyłącznie) fotografię z językiem elektronicznych mediów.
Podczas tegorocznego bratysławskiego "Miesiąca Fotografii" otwarto blisko 40 wystaw i praktycznie rzecz biorąc niemal niemożliwe było zobaczenie wszystkich ekspozycji. Biorąc pod uwagę rozmach tego przedsięwzięcia i zapewne zbyt skromne możliwości finansowe organizatorów, kilka pokazywanych w Bratysławie wystaw było typowymi "objazdówkami", które zresztą kilka lat wcześniej gościły już w naszym kraju (np. dość słaby zestaw zdjęć Augusta Sandera - firmowany przez Goethe Institut, czy też równie mało interesująca prezentacja brytyjskiej fotografii mody "Look at me" - zorganizowana przez British Council. Tegoroczna edycja festiwalu nie miała też żadnej gwiazdy świecącej jasnym światłem - trudno za taką bowiem uznać retrospektywę Alberto Schommera pt. "Barokowe oko", zaś mocno nagłośniona przez lokalne media wystawa zdjęć Arturo Marii ("osobistego fotografa papieża"), była - jak się tego należało spodziewać - kompletnym niewypałem.
Zresztą przy tej okazji warto zwrócić uwagę na pewien jaskrawy paradoks, bowiem "osobisty fotograf" towarzyszący nieprzerwanie od 20 lat tak charyzmatycznej osobowości jaką jest Karol Wojtyła, przez cały ten czas nie zdołał wykonać ani jednego "charyzmatycznego" zdjęcia (chociaż jak podają watykańskie źródła prasowe, ma on na swym koncie ponad milion naświetlonych klatek). Jednak pomimo zasygnalizowanych powyżej mankamentów, warto było przyjechać jesienią 2000 do Bratysławy, ponieważ organizowany od 10 lat przez Václava Macka "Miesiąc fotografii" (w tym roku znalazł się on w towarzystwie 22 podobnych imprez odbywających się w 16 krajach świata pod nazwą "Festiwalu Światła"), jest właściwie jedynym w tej części Europy przedsięwzięciem o tak dużym rozmachu i tematycznej różnorodności, starającym się dodatkowo obszernie prezentować zdjęcia powstające w krajach będących najbliższymi sąsiadami Słowacji.
Wojciech Wilczyk
Bratysława (aneks)
IE podzielam opinii Wojciecha Wilczyka co do tego, że wystawy Johna Demosa, Alana Hyžy i Miroslava Hucka wypadły wyjątkowo blado w porównaniu do polskiej ekspozycji fotografii prasowej, prezentowanej w Umeleckiej besedzie. Szczególnie wystawa Johna Demosa, greckiego fotografa współpracującego z agencją Magnum, była bardzo przemyślanym i wysmakowanym pokazem nie bardzo dającym się zaszeregować do typowo reporterskiej fotografii. Na tę wystawę złożyło się ok. 70 czarno białych zdjęć, które Demos wykonał podczas kilku lat w jednej miejscowości. Jest to bardzo nastrojowy, poetycki zapis nastroju greckiej prowincji, zdjęcia są niezwykle starannie zakomponowane, dominuje czerń ubiorów ludzi, skontrastowana z wypalona słońcem bielą zabudowań. Nastrój sjesty małego miasteczka, specyficznego bezruchu, zawieszenia, wstrzymania czasu - to są główne elementy, jakie dostrzegł Demos i umiał nadać im bardzo prostą, surową formę.
Również wystawa Alana Hyžy, prezentowana w podziemiach tzw. "Michalskiego Dworu", wzbudziła silny oddźwięk u festiwalowej publiczności - Hyža dotarł bowiem do wschodnich rubieży byłego ZSRR, np. do Magadanu, miejsca wyklętego, zaznaczonego tysiącami ofiar zbrodniczego systemu komunistycznego. Hyža dotarł tam teraz i dał temu świadectwo pokazując, samotność, zagubienie, swoistą marginalizację życia tamtejszych mieszkańców. Pokazał ich takimi, jakimi są - i ta wiarygodność przekazu stanowi o sile tych zdjęć. Konkurencję z tymi zdjęciami wytrzymać mogą istotnie zdjęcia polskich reporterów, gdyby były zaprezentowane nie w postaci okrojonego wyboru, ale np. kilku indywidualnych prezentacji takich autorów jak np. Krzysztof Miller, Witold Krassowski, Sławomir Kamiński, czy Łukasz Trzciński... ich zdjęcia, niestety w grupowej prezentacji przy niewielkich formatach, zatraciły swoją moc i wartość...
Warto dodać, że oprócz omówionych przez W. Wilczyka polskich wystaw, w Bratysławie zaprezentowano jeszcze w Domu Zahranicnych Slovakov wystawę pt. "Kraków 2000". Były to prace studentów i wykładowców katedry fotografii Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie w wyborze Agaty Pankiewicz i Zbigniewa Zegana.
Natomiast wystawa Tadeusza Rolke pt. "Powroty" w Instytucie Polskim jest tylko częściową retrospektywą - zawiera 60 prac powstałych w latach 1958-2000. Wyraźnie różni się od jego poprzedniej wystawy z lat 60-tych. Jest tu więcej prac w postaci tematycznych cykli np. portrety, seria z Paryża, zdjęcia obyczajowe prezentujące ludzi podczas wszelkiego rodzaju uroczystości zbiorowych, seria zdjęć ulicznych i zapisy wydarzeń artystycznych z galerii i z festiwali teatralnych. Warto odnotować, że wystawa Tadeusza Rolke została otwarta niestety już w ostatnim dniu festiwalu, gdy spora część gości, szczególnie z zagranicy wyjechała z Bartysławy. Nie przeszkodziło to jednak w tym, że to otwarcie było bardzo udane, T. Rolke zaprosił bowiem bardzo znanego fotografa słowackiego Karola Kally'a, z którym od lat się przyjaźni. Kallay, który dzień wcześniej podczas oficjalnego otwarcia Miesiąca Fotografii miał promocję swojego najnowszego albumu "Slovo na Tvari - Word on face", dowcipnie i ze swadą skomentował prace Tadeusza Rolke, ten natomiast sfotografował swoją wernisażową publiczność.
Podczas tegorocznego Miesiąca Fotografii po raz pierwszy przyznano nagrody najlepszym książkom fotograficznym. Jedną z trzech nagród otrzymał katalog Centrum Sztuki Współczesnej do wystawy współczesnej sztuki japońskiej "Gendai". Międzynarodowe jury pod kierownictwem Andreasa Muller-Pohle dokonało tego wyboru spośród 92 nominowanych do konkursu tytułów. Pierwsza nagrodę przyznano albumowi Vladimira Birgusa: "Ceska fotograficka avangarda", o którym pisaliśmy już na łamach Fototapety.
Marek Grygiel
Zobacz też:
Poprzednio w fotoTAPECIE:
- Miesiąc Fofografii 1996 (Krzysztof Wojciechowski)
- Miesiąc Fofografii 1997 (Marek Grygiel)
- Miesiąc Fotografii 1998 (Marek Grygiel)
- Miesiąc Fotografii 1999 (Krzysztof Wojciechowski)
Copyright © 1997-2024 Marek Grygiel / Copyright for www edition © 1997-2024 Zeta-Media Inc.
02 - 10 - 2018