Galeria FF
Łódzki Dom Kultury
Łódź, ul. Traugutta 18
12 stycznia - 10 lutego 2018
Kurator wystawy: Magdalena Świątczak
Fotografie Krzysztofa Wojciechowskiego: De multitudine rerum / O mnogości rzeczy
Galeria FF w Łodzi założona przez Krzysztofa Cichosza i od dłuższego już czasu prowadzona przez Magdę Świątczak należy do tych miejsc, gdzie prezentuje się twórczość artystów działających od lat. Pojawiały się tutaj najwybitniejsze nazwiska polskiej fotografii. Artyści chętnie do galerii wracają, by przedstawić to nad czym aktualnie pracują. Jednym z nich jest Krzysztof Wojciechowski, który postanowił zaprezentować kolejny etap w pracy nad cyklem fotograficznym kontynuuowanym od ponad 10 lat.
Tajemnice Samurajów
Marek Grygiel: Kiedy powstał główny cykl na wystawę do Łodzi?
Krzysztof Wojciechowski: Pierwsze zdjęcia są z 1 stycznia 2007 roku. To był mokry dzień, poszedłem na spacer do Łazienek i zobaczyłem szczyty drzew.
Czy to była bezpośrednia inspiracja?
Robiłem to już Samurajem, więc musiałem mieć pomysł, żeby tych klatek było wiele.
Powiedzmy w dwóch słowach, co to jest Samuraj?
Jest to aparat firmy Yashica Samurai, jednym z ostatnich modeli analogowych rzuconych wtedy na rynek. Aparat analogowy, ale na pewno ostatni na format połówkowy. Wygląda jak taka stara kamerka filmowa, ale jest aparatem zwykłym, analogowym, jak się w tej chwili mówi, na film małoobrazkowy, z tym, że klatka jest dwa razy mniejsza – 18 x 24 mm, ma autofocus.
Czyli pojemność filmu się podwaja…
Tak jest, 72 klatki. Pomysł był taki, by jak najwięcej ich zmieścić, ale ta wielokrotność na jednym zdjęciu była już mniejsza z wyboru. Robiąc zdjęcia dużym formatem trudno było zmieścić więcej niż 4 klatki lub dwie klatki.
Na jednym kawałku papieru?
Nie, nie o to chodzi, bo im mniejszy papier to mniejsze elementy. Chodziło o to, by je zmieścić na szybce powiększalnika.
Powiększalnik warunkuje ilość klatek danego formatu jakie mogę zmieścić, ponieważ jest 13 x 18 to klatek 6x7 mogę mieć 4 – jak w innym moim cyklu Trivia, którego tutaj nie ma na tej wystawie.
Cykl Samuraje pojawił się po raz pierwszy 5 lat temu w nieistniejącej już Galerii na Efremowa 26 we Lwowie. Ale tutaj, w Łodzi, jest o wiele większy wybór, bo to już przez lata narosło.
Miałem takie przyspieszenia. Tutaj w Łodzi jest 51 prac, ale ograniczenia spowodował brak ram. Byłem gotów pokazać ponad 70. Moim celem jest zrealizowanie ok. 100 mocnej jakości, chociaż te 100 już mam, to nie wszystkie mi odpowiadają.
Jakie są kryteria powstawania tych prac?
Jedno jest bardzo racjonalne. Chciałem pewne rzeczy dokumentować. Np. kiedy byłem w Amsterdamie, postanowiłem zrobić te belki u szczytu fasad tych wąskich kamieniczek, za pomocą których wciąga się do wnętrz przez okna meble i cięższe, ponadgabarytowe przedmioty (np. pianina, stoły), które nie mieszczą się w drzwiach i na wąziutkich klatkach schodowych. Okazało się, że wizualnie belki – haki nie są tak atrakcyjne, ale są, chętnie je pokażę…
Drugie kryterium nawiązuje do podstawowej idei, jaką jest fotografowanie rzeczy z tego samego gatunku, z tej samej kategorii, pokazywanie ich różności, albo sugerowanie, że muszą być różne. Takie same wyprodukowane pinezki, spinacze czy zapałki. Wtedy oczywiście ta funkcja rozróżnienia się zmniejsza. Ale prawda za tym jest taka, że na zdjęciu tych wielu spinaczy, każdy w rzeczywistości jest inny, chociaż wyglądają identycznie.
Jest i sytuacja pewnej niepowtarzalności, kiedy fotografujesz serię z naklejek do chleba, to tam jest ewidentnie czytelne to rozróżnienie – różne naklejki na różnym, każdym innym chlebie….
I jest jeszcze kolejne kryterium ?
Poza tym rozróżnieniem technicznym i materiałowo gatunkowym – jest jeszcze świadomość, jak będzie wyglądała całość na jednym zdjęciu, na jednym papierze. Np. trakcja tramwajowa we Lwowie… czy żywopłot działek przy ulicy Boboli w Warszawie, Te zdjęcia wykonywałem Czajką, takim radzieckim aparacikiem też na film połówkowy…
Zaraz, zaraz – Czajką ? To nie tylko Samurajem robiłeś ten cykl ?
No tak, ale to epizod, w Czajce ta klatka trochę się różni… ale minimalnie… a jedno zdjęcie jest robione jeszcze innym aparatem, rosyjskim Elektronem. Kolejna zasada – raczej techniczna. Te 24 zdjęcia są wyborem, ale każda szóstka musi być zrobiona jednym ciągiem. Jest ta perforacja itd. Niekiedy na jednym filmie mogę zrobić nawet trzy serie. W pewnym momencie - co widać na wystawie - okazały się być dominujące te motywy biologiczne, pestki, ziarna…
To robi się z tego makrofotografia ?
Tak, niekiedy trzeba mieć spore zbliżenie i wtedy kupiłem sobie tego kultowego Olympusa Pen FT. To jest aparat, który ma migawkę od 1 sek do 1/500, aparat z lat 60. Udało mi się do niego dokupić mieszek i adaptery od innych aparatów.
Czyli w pewnym momencie pojawił się problem technologiczny, jak podejść najbliżej obiektu nie wytracając jego ostrości… To też jedna z wielkich zalet tego aparatu, wiele obiektywów z różnych aparatów można do niego przystosować. Mam obiektyw od Exakty, mam do Praktiki… dlaczego można ?, bo aparat jest mały i cienki. np. w Pentaconie Six musi być większa odległość od płaszczyzny filmu do obiektywu…. wszystkie aparaty. Lustrzanki maja tę odległość większą od tego Olimpusika, on jest lustrzanka, która nie wygląda jak lustrzanka. Wykonał to genialny wynalazca Japończyk [Yoshihisa Maitani], on już nie żyje. Migawkę zrobił z blachy tytanowej. Migawka jest genialna: to jest kółko z wyciętym trójkątem. Na zasadzie krzyża maltańskiego i miała synchronizacje flesza do 1/500, do końca.
Robiąc ten cykl masz sporo przemyśleń i doświadczeń związanych z technologią. W tym jest zawarta jakaś tajemnica. Wydawało się, że to jest sztampowo robione, a tu się okazuje, że angażujesz do tego różne aparaty, obiektywy… czy to znaczy, że tej makrofotografii Samurajem nie dało się robić?
Otóż to: nie daje się.
Jest na wystawie tylko jedna praca, na której jest człowiek – te oczy. Czy to świadomy zamysł, żeby nie robić ludzi ?
Niekoniecznie, miałem pomysł na dłonie ludzkie. Zastanawiam się…
Co by nie powiedzieć, to jest największy do tej pory pokaz zdjęć z tego „cyklu samurajskiego” chociaż - jak się dowiaduję nie ukrywając pewnego zaskoczenia - nie tylko Samurajem wykonane zostały te fotografie.
A teraz o dwóch pozostałych pracach na wystawie: kolorowym i czarno-białym pasie.
Próba zrobienia zdjęć szczelinowych w ruchu. Chcę przypomnieć, że to co mnie szczególnie interesowało, to jest to, by dodać jeszcze jeden warunek zaistnienia fotografii, żeby przedmiot się ruszał. To, co robiliśmy z Andrzejem Jórczakiem przed laty, to jednak nie było dla mnie takie ważne. Ale wróciłem do tego, bardziej wizualnego aspektu zdjęć. Myślałem też o innych, którzy to robią, np. Węgier, Adam Magyar – jego prace są bardzo efektowne, były prezentowane w zeszłym roku w ramach dużej wystawy fotografii węgierskiej w Muzeum Narodowym w Warszawie. Ja chciałem zrobić coś innego.
Mam wrażenie, że Twoje są równie atrakcyjne, wszyscy się zastanawiają w jaki sposób powstały.
Ten pas kolorowy to biegnący nasi przyjaciele z Centrum Sztuki Współczesnej, Majka i Janusz. Chodziło o to, by przechodzili tę płaszczyznę z jednej drugiej strony w miejscu, gdzie umieszczony był aparat z migawką szczelinową. Jest na zdjęciu to, co jest wyjątkowe dla takich fotografii: cień jest raz w jedną raz w drugą stronę, to widać. Wydaje się, że te osoby to są ci sami ludzie, którzy przechodzą. To dziwne, nie było to zamierzone, ale następuje tu pewne podobieństwo ze zdjęciami Muybridge’a. Są te linie, które dawał w tle. U niego nie było migawki szczelinowej.
Tutaj ta praca kojarzy się filmowo – jest w tym jakaś taka fabuła.
Czarno biała jest nieco inna. Chciałem zrobić samochody z wiaduktu przed Biblioteką Narodową przy Alejach Niepodległości. Ustawiłem aparat na poręczy z obu stron pod kątem 45 stopni, i wyszło takie EKG ulicy z samochodami.
I wreszcie trzecia, osobnie eksponowana na końcu sali praca jedno zdjęciowa, to również efekt szczelinowy podobny do obydwu pasów?
Powstała dwa lata temu. Tytuł: „Fruwający rower”. Chciałem, by była w odczuciu trochę oniryczna i sprawiała wrażenie sennego marzenia.
Czy będziesz te, nazwijmy je umownie, „szczelinowe eksperymenty” kontynuował?
Tak, myślę, że tak, w tym jest jakiś potencjał.
Z Krzysztofem Wojciechowskim rozmawiał Marek Grygiel.
Warszawa. 29.01.2018.
Zdjęcia „prawdziwe” w sposób ostentacyjny
Tym, co stanowi o specyfice fotografii, co odróżnia ją od innych technik artystycznych operujących obrazem, jest możliwość rozpatrywania jej w kategoriach „prawda / fałsz”. Co więcej, zauważyć trzeba, że mówiąc o „prawdzie” obrazu fotograficznego, używamy terminu „prawda” w rozumieniu klasycznym, gdzie kryterium prawdziwości stanowi zgodność (w tym wypadku) obrazu z rzeczywistością.
Jedynie fotografia, rozumiana jako „kontakt materii z materią” (definicja Zbigniewa Dłubaka) może być „prawdziwa” w takim sensie, jak może być prawdziwe zdanie. Ostatnimi laty kilku fotografom odebrano laury zwycięzców konkursów fotograficznych, bo jurorzy dopatrzyli się śladów manipulacji obrazem. Uznano, że obraz „kłamie”. Obecnie od fotografów wymaga się udostępniania plików źródłowych (mówimy o fotografii cyfrowej), jako gwarancji, że obraz nie był modyfikowany, że nie mija się z „prawdą”. (Nota bene, dzieje się to w czasach, gdy coraz powszechniej stosuje się konsensualną definicję prawdy, czego konsekwencją są na przykład sankcje prawne za odmowę nazwania kobietą osoby, która jest ojcem swych dzieci, a za kobietę się uważa).
Powiedzieć, że przedstawione na wystawie zdjęcia Krzysztofa Wojciechowskiego z cyklu „kolekcji” są prawdziwe, to mało. Są one „prawdziwe” w sposób ostentacyjny. Seria zdjęć ograniczona pojemnością jednej rolki kliszy fotograficznej. Seria zdjęć przedstawiających za każdym razem rzecz / przedmiot należący do tej samej kategorii, tego samego zbioru czy gatunku. Czy to znaki, malowane na ulicy, elementy architektury czy drobne przedmioty – płatki kwiatu, spinacze czy cokolwiek innego – są ze sobą tożsame, nie stanowią metafory, ich uroda (jeśli się pojawia), jest ich cechą immanentną, nie skutkiem estetyzujących zabiegów autora. Mamy świadomość, że poza planszą, zbiór arbitralnie wybranych przedmiotów, przedstawionych na zdjęciu, jest mnogością.
Taka forma prezentacji kieruje nas do tego, co w przedstawianych w obrębie jednej planszy przedmiotach jest indywidualne, co wspólne im wszystkim, skłania nas do refleksji czy rodzaje i gatunki istnieją w rzeczywistości, czy tylko w myśli? Widoczna na zdjęciach perforacja kliszy fotograficznej i numery kolejnych klatek to coś, czym są w fotografii cyfrowej dołączone do pliku zdjęciowego dane, umożliwiające potwierdzenie jego autentyczności. Zdjęcia, wykonywane z użyciem kamery szczelinowej własnej konstrukcji, sprawiają przy bliższym oglądzie wrażenie zmanipulowanych – bo niby dlaczego wszyscy przechodnie na zdjęciu idą w jednym kierunku, dlaczego ich cienie podążają za lub przed nimi?
Prawda jest taka, że zdjęcia te, wbrew pozorom, są prostym odwzorowaniem czasu i ruchu, jaki się dokonywał przed obiektywem. Są więc również „prawdziwe” w rozumieniu takim, jak powyżej.
Sęk jednak w tym, że co mechanicznie proste, wcale nie musi być oczywiste. Dopiero analiza takich parametrów, jak kierunek przesuwu filmu w aparacie, kierunek przemieszczania się obiektów przed obiektywem, kątowa prędkość ich ruchu, pozwalają zdekodować to, co widzimy. Przy czym nasza wiedza wcale nie odejmuje tym zdjęciom ich dziwności.
Tomasz Tuszko
(Z publikacji towarzyszącej wystawie, tytuł pochodzi od redakcji)
Poprzednio w FOTOTAPECIE m.in.:
- Rolke, Wojciechowski - "O wielości rzeczy" Galeria WM w Amsterdamie (2016)
- Andrij Bojarov i Krzysztof Wojciechowski: As Seen on TV w Galerii FF (2014)
- Krzysztof Wojciechowski „2, 4, 24”, Galeria Efremova 26, Lwów (2013)
- Pokaz Krzysztofa Wojciechowskiego pt. „Kreski-paski-rowki” (2013)
- Krzysztof Wojciechowski: Podwójne ujęcia – Double Takes, wystawa w Galerii 2b+r w Warszawie (2012)
- "Czas ujawniony" - wystawy Krzysztofa Wojciechowskiego we Lwowie (2012)
- Krzysztof Wojciechowski: Imperfecta & trivia (wydanie drugie, rozszerzone), wystawa w Łodzi (2012)
- Krzysztof Wojciechowski - Musica Muta w Fotoklubie 5x5 we Lwowie (2011)
- Zygmunt Rytka, Krzysztof Wojciechowski: When I’m Sixty-Four, wystawa w Zamku Ujazdowskim (2011)
- Krzysztof Wojciechowski - "Obrazy ujawnione", "Czas ujawniony" - wystawy w CSW Zamek Ujazdowski i w Galerii "ART + on" w Warszawie (2010)
- Krzysztof Wojciechowski: Rejs na Księżyc, wystawa w Galerii Asymetria (2009)
- Znaki zmiany: Fotografia Krzysztofa Wojciechowskiego z lat 80-tych w kalendarzu „Ikony zwycięstwa” (2007)
- Krzysztof Wojciechowski - "Musica Muta", wystawa w Małej Galerii ZPAF-CSW (2005)
- Krzysztof Wojciechowski - "Historie lewantyńskie", wystawa w Małej Galerii ZPAF-CSW, (2002)
- Krzysztof Wojciechowski - "Barwy walki. Pewna kolekcja krawatów", wystawa w Małej Galerii ZPAF-CSW (1999)
Zobacz też:
Copyright © 1997-2024 Marek Grygiel / Copyright for www edition © 1997-2024 Zeta-Media Inc.